piątek, 14 listopada 2014

Epilog

Jakiś czas później...

Ana spędzała dużo czasu w akademiku. Miała dużo nauki, a poza tym zawzięcie uczyła się języka polskiego, który wcale nie był prosty. Gdy usłyszała głośne pukanie do drzwi, westchnęła i w pośpiechu otworzyła. W drzwiach ujrzała uśmiechniętego Max'a. W ręku trzymał gazetę.
- Spóźniłeś się. - mruknęła Ana.
- Mam wieści! - zawołał Max.
 Max wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi.
- Jakie wieści? - zapytała.
- Chris nie żyje. Został zamordowany. - oznajmił Max.
  Ta wiadomość ją całkowicie zmroziła. W jej głowie pojawiło się nagle kilkaset przedziwnych myśli. Nie sądziła, że do tego dojdzie. Mimo iż był złym człowiekiem nie mogła pogodzić się z jego śmiercią.
- No ale przecież był sam w celi. Co się stało? - zapytała.
- Kilka dni temu Chris został przeniesiony do innej celi. Dzielił ją z dwoma niebezpiecznymi zbrodniarzami. Doszło do bójki i w rezultacie został zamordowany. - wyjaśnił.
- Przykro mi. - westchnęła. - Mimo wszystko.
- Jeszcze mam jedną wiadomość. Na pewno się ucieszysz.
- Jaką?
- Olivia i Will pobierają się w przyszłą sobotę i... - urwał Max. - Jedziesz ze mną do Denver!
- No ale przecież nie mogę...
- Komendant zgodził się abyś była obecna na ślubie swojej najlepszej  przyjaciółki. Po śmierci Chrisa mafia kompletne się rozpadła. Oczywiście będziesz miała zapewnioną ochronę. Jednak mamy nadzieję, że nic złego się nie wydarzy.
  Zaskoczona Ana z przerażeniem w oczach zaczęła wyciągać wszystkie swoje ubrania z szafy.
- Co ty wyprawiasz?! - wykrzyknął zaskoczony.
- Nie mam w co się ubrać! - zawołała Ana. - Ślub Liv to wielkie wydarzenie. Muszę przecież jakoś wyglądać.
***
   Tego dnia Mandy zaszyła się w swoim mieszkaniu wraz z butelką czerwonego wina i kalorycznymi ciastkami. Mimo, że została zaproszona na ślub Olivii i Willa to nie zamierzała tam pójść. Było jej bardzo przykro. To miała być ona. Było tak blisko. Gdy usłyszała dzwonek do drzwi nawet nie zareagowała. 
- Nie ma nikogo w domu! - zawołała. 
  Była już lekko pijana. 
- To ja Olivia. Otwórz. - usłyszała Mandy. - Chcę tylko porozmawiać. 
- Spadaj. - mruknęła ale postanowiła otworzyć jej drzwi. 
Olivia lekko się do niej uśmiechnęła i weszła do środka. 
- Czego chcesz? - warknęła Mandy. 
  Mandy nie ukrywała swojej zazdrości w stosunku do Liv. Dziewczyna wyglądała zupełnie inaczej niż na początku ich znajomości. Widocznie związek z Willem bardzo jej służył. Swoje długie kruczoczarne włosy spięła w luźny kok, założyła przewiewną kremową sukienkę i siwe baletki. Wyglądała fantastycznie.
- Przyszłam porozmawiać. - powiedziała Olivia.
- My nie mamy o czym rozmawiać.
- Mandy, bardzo mi zależy na tym abyś była obecna na naszym ślubie. Will to wciąż twój najlepszy przyjaciel. Znacie się od dziecka.
- Może i tak ale ja też mam uczucia. Póki co mam złamane serce i nie mam zamiaru patrzeć na wasze szczęście. - oznajmiła Mandy.
- Dlaczego się z nim rozstałaś? Przecież mogłabyś być teraz na moim miejscu.
- Wiem ale jego szczęście jest ważniejsze od mojego. Na tym właśnie polega miłość.

***
    Kevin wyjechał z miasta. Tego wymagała jego praca. Stały kontakt utrzymywał z Olivią, którą informowała go o wszelkich zmianach w życiu Willa. Gdy usłyszał, że ona i Will się pobierają z miejsca kupił dla nich prezent ślubny i przekazał go Liv. Cieszył się ich szczęścia i miał nadzieję, że ich miłość przetrwa wszystkie przeciwności losu jakie na nich czekają.

  Lilly układała włosy Liv, chciała aby jej włosy wyglądały zdrowo i błyszcząco. To był dla nich wszystkich bardzo wyjątkowy dzień.
- Dlaczego jesteś smutna? - zapytała nagle Lilly. - To najszczęśliwszy dzień w twoim życiu.
- Owszem cieszę się tylko... - urwała Liv. - Brakuje mi Marii no i Any. Chociaż jedna z nich powinna się tu pojawić
- Przepraszam za spóźnienie! - Olivia usłyszała znajomy głos za plecami. Odwróciła się.
  W drzwiach stała Ana. W jednej ręce trzymała kwiaty, a w drugiej prezent ślubny dla zakochanej pary. Ubrana była w czarną krótką sukienkę. Z początku Olivia była naprawdę zszokowana jej przybyciem. Nie spodziewała się jej tutaj.
- Ana! - zawołała rozentuzjazmowana Liv. - Nie mogę uwierzyć, że przyjechałaś...
  Mocno objęła przyjaciółkę nie zważając na swój makijaż i na suknię ślubną.
- Wyglądasz prześlicznie. - odparła Ana. - To twój wielki dzień. Cieszę się, że mogę tu być.
- No to teraz mogę w końcu powiedzieć, że jestem szczęśliwa!

   Ślub odbył się w bardzo skromnej i miłej atmosferze. Każdy zachwycał się pięknym wyglądem panny młodej, a Will nie mógł oderwać od niej wzroku. To był najszczęśliwszy dzień w ich życiu. Spełnili swoje największe marzenie, w końcu byli naprawdę szczęśliwi.
- Kocham cię. - wyznała Olivia.
- Wiem, ja ciebie też. - powiedział Will i lekko ją pocałował.

KONIEC

***
Epilog jest taki uzupełniający, nic ciekawego się w nim nie dzieje ale szczęśliwe zakończenia zawsze są dobrze odbierane. Chociaż ja wolę te złe zakończenia. Powiem wam w sekrecie że miałam plan aby to opowiadanie zakończyć smutno ale się na to nie zdecydowałam. :) Dziękuję wam za to, że byliście wraz ze mną, czytaliście, komentowaliście, mieliście cierpliwość do mojego opowiadania i do błędów jakie wciąż popełniam. Cóż zapraszam was tutaj : http://wbrewwszystkim.blogspot.com/ - od grudnia na krótkie opowiadanie Dramione, będzie trochę na śmieszno, trochę poważnie, ale mam nadzieję, że (najważniejsze) ciekawie ;)
Do zobaczyska, i ostatni raz zapraszam was do czytania i komentowania. 
Mia

poniedziałek, 10 listopada 2014

20. To już naprawdę koniec...

t  Olivia denerwowała się tak jak jeszcze nigdy w swoim życiu. Nadszedł dzień o którym od zawsze marzyła. Otwarcie restauracji było spełnieniem jej marzeń. Dzięki Willowi udało jej się wyremontować salę w kilka dni. Była mu za to bardzo wdzięczna. Pomógł jej także w rozreklamowaniu nowego miejsca. Dla gości przygotowała darmową kolację. W kuchni pomagała jej Lilly wraz z Willem i Mike'm. Lokal nie był okazały ale przytulność i wystrój tego miejsca przyciągały coraz to nowych klientów. Liv uwielbiała gotować. Potrafiła łączyć smaki, a jej restauracja zbierała same pochlebne recenzje. Niestety nie miała zbyt wiele czasu dla siebie. Pracowała po dwanaście godzin. Czasem nawet zdarzało się więcej. Potrzebowała pomocy w prowadzeniu kuchni. To było dla niej zbyt duże obciążenie psychiczne i fizyczne.
- Powinnaś odpocząć. - odezwał się Will.
   Przychodził do niej wieczorami. Lubił jej kuchnię. Często jadali we dwoje.
- Wiem. - przyznała mu rację. - Muszę kogoś zatrudnić do pomocy.
- Zamieść ogłoszenie w gazecie. - poradził jej. - Może ktoś się zgłosi.
- I chyba tak zrobię. - westchnęła.
- Potrzebujesz odpoczynku. Zrobić ci masaż?
- Chyba żartujesz. - prychnęła. - Od masażu do masażu i dziecko gotowe.
  Will zaczął się histerycznie śmiać, a Olivia wraz z nim. Jak co wieczór sprawdzała swoją pocztę. Prosiła swojego listonosza o to aby chował listy pod wycieraczkę. W domu dziecka często chowały zabawki, a niektóre z nich listy pod łóżko. Zdziwiona Olivia dostrzegła, że listonosz przyniósł jej list od niejakiej Melisy Whitman.
- Will, znasz niejaką Melisę Whitman? - zawołała.
- Nie, a co?
- No właśnie nie wiem. Może to jakaś pomyłka...
  Will podszedł do niej i uważnie przyjrzał się kopercie na której wyraźnie widniało imię i nazwisko Olivii.
- Otwórz. - poradził jej. - Może to jakaś twoja daleka krewna?
  Liv długo się wahała. Niestety jedną z jej największych słabości była ciekawość. Gdy otworzyła kopertę i zaczęła czytać to mimowolnie po jej policzkach zaczęły spływać pojedyncze łzy.

Kochana Liv!
  Dziękuję, że otworzyłaś kopertę. Zawsze wiedziałam, że ciekawość była Twoją największym utrapieniem. Pewnie już dawno rozpoznałaś mój styl pisma. Nikt tak nie bazgrze jak ja, Ana. Długo by pisać dlaczego zmieniłam swoje imię, nazwisko, miejsce zamieszkania, a nawet wygląd. Pewnie myślisz, że o Tobie zapomniałam ale nic z tych rzeczy. Tyle czasu minęło od ostatniej naszej rozmowy. Pewnego dnia znów się spotkamy i postaram się Ci wszystko wyjaśnić. Nie mogę na razie zdradzić żadnych konkretnych szczegółów. Tęsknię za Tobą. Nie mogę Ci powiedzieć gdzie obecnie przebywam. Mój ojciec zna wszystkie szczegóły dotyczące mojego odejścia. On Ci o wszystkim szczegółowo opowie. Mam nadzieję, że nie kłócisz się z Willem. To bardzo wartościowy mężczyzna. Wiem, że go kochasz tylko wstydzisz się do tego przyznać. On nie ucieknie. Jak jeszcze nie uciekł to już nie ucieknie. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Pamiętaj. Przyjaciółki na zawsze. 
Od teraz 
Melisa

- Co się dzieje? - zapytał Will.
- Przytul mnie. - wyszeptała Liv.
  W jej życiu zdarzyło się wiele złego. Dwanaście lat spędzonych w domu dziecka nauczyło ją jednego. Jeśli chcesz osiągnąć cokolwiek musisz być sam. Teraz zrozumiała, że to bzdury. Gdyby nie Maria nie było by jej w tym miejscu w którym obecnie przebywa, gdyby nie Ana nigdy by nie zaufała, a gdyby nie Will to nigdy by nie pokochała. Między nimi doszło do jednego pocałunku, który na zawsze wszystko zmienił. Jak sam przyznał związek z Mandy był błędem. Pragnął tylko jednej kobiety. A tą kobietą była Olivia. Nie chciał jej wystraszyć. Póki co przyjaźń musiała mu wystarczyć. Dobrze wiedział, że łączy ich coś więcej ale Olivia wciąż nie pogodziła się ze śmiercią matki i traumą z dzieciństwa. Odkąd skończyła pięć lat ciężko pracowała. Nie była przyzwyczajona do obecności osoby drugiej. Maria ją uratowała, pokazała drogę jaką ma kroczyć. Później odeszła ale zostawiła po sobie ślad, syna.
- Myślę, że nasze pierwsze spotkanie to nie był zwykły przypadek. - westchnęła. - obydwoje się od siebie dużo nauczyliśmy.
- Kocham Cię. - wyznał- Tyle raz próbowałem ci to powiedzieć ale nie miałem odwagi. Teraz już nic nie mam do stracenia. Nie możesz wiecznie uciekać.
  Olivia z jednej strony bała się zaufać ale z drugiej to mogła to być jej jedyna szansa na szczęście. Nie mogła pozwolić mu odejść. Nie tym razem.
- Zaryzykujmy, Will. - odparła i delikatnie pocałowała go w usta.

***
  Lilly wciąż nie wiedziała czy to związek czy zwykły romans. Pocałowali się kilka razy, spędzali wspólnie czas ale nic nie zanosiło się na poważny związek. I tego się obawiała. Była młoda ale nie głupia. Gdy Mike zaprosił ją na kolejna niby randkę. Odmówiła. Ona się w nim zakochiwała, a on tego w ogóle nie doceniał. Zmartwiło go jej postawa. Postanowił ją odwiedzić w jej rodzinnym domu. Pisała jak zwykle bloga. Opowiadała o swoim życiu. Gdy pisała nie słyszała nikogo wokół. Mike zakradł się gdy była ubrana tylko w szlafrok. Wyglądała inaczej niż zwykle. Miała wilgotne włosy, była nieumalowana, jego wyobraźnia cały czas się zastanawiała się co się kryje pod szlafrokiem Lilly. Zachowywał się jak bandyta. No ale musiał ją zobaczyć. Zachowywał się bezszelestnie. W pewnej chwili zakrył jej oczy dłońmi. Dziewczyna zaczęła głośno piszczeć i się wyrywać.
- Ciiiii.... - wyszeptał.
- Mike, co ty tu robisz?! - zawołała.
- Musiałem się z tobą zobaczyć. - westchnął. - Jesteś na mnie zła?
- Nie, tylko chciałam spędzić trochę czasu sama.akończył
- Kłamać to ty nie potrafisz.
   Chciał ją pocałować ale się od niego szybko odsunęła.
- Kim ja dla ciebie jestem? - zapytała. - Przyjaciółką, kochanką czy kolejną zabawką?
- Jesteś moją przyszłą żoną. - odezwał się. - Nie chciałem na ciebie zbytnio naciskać ale sama zaczęłaś ten temat.

  Nigdy nie jesteśmy wystarczająco gotowi na poważne zmiany ani na miłość, ani nawet na śmierć. Popełniamy wiele błędów. Jednak te błędy zawsze nas czegoś uczą. Niektórzy nigdy nie potrafią przyznać się do tego co kiedyś spieprzyli. Dlatego ja Olivia De Luna, a niedługo już Richards bardzo żałuję tego, że nigdy nie walczyłam o swoje szczęście. Dzięki Bogu Will miał o wiele więcej odwagi ode mnie. Uratował nas. Nigdy się nie poddawajcie i nie pozwólcie aby to strach wami przewodził. Nie uciekajcie przez problemami. One i tak kiedyś was dopadną. Kochajcie nawet jeśli wiecie, że ta miłość będzie trudna i skazana na porażkę. Bo tylko miłość potrafi zapomnieć, wybaczyć i dać drugą szansę. 
Koniec

- Piękne to co napisałaś. - westchnęła Lilly. 
- Miało być inspirująco. - odparła Olivia. - To tak na koniec. Czemu kończysz tego bloga, czemu właśnie teraz? 
- Prawdziwe życie jest o wiele ciekawsze od wirtualnego. - wytłumaczyła. - Poza tym nie mogę wiecznie uciekać przed prawdziwym życiem. 

***
Zakończyłam w dziwny sposób. Lilly zakończyła swojego bloga, a ja kończę to opowiadanie, jej blog to jakby to całe opowiadanie :D Zżyłam się z Olivią i jej problemami. Szczerzę to ją trochę podziwiam. Happy end nie dla wszystkich ale myślę, że mimo wszystko dobrze się skończyło. Epilog pojawi się w przyszłym tygodniu. To będzie pokazane jak mają się losy wszystkich bohaterów po tych kilku latach. Chciałam wam podziękować za to, że czytaliście i komentowaliście. Doceniam to ponieważ wiem jak się czasem nie chcę... haha
Nie kończę z blogowaniem, jeszcze nie. Zapraszam was na zwiastun mojego nowego opowiadania Dramione. Będzie zakręcone jak ja. http://wbrewwszystkim.blogspot.com/ - na tym blogu same wspomnienia :D 
Nie żegnam się z wami ani nic. 
Do zobaczenia!

http://ask.fm/MiaVlad - uaktywniłam, macie jakieś pytania, spostrzeżenie... Piszcie :D

Mia

    
   

niedziela, 2 listopada 2014

19. Zbliżenia

 Olivia z przerażeniem wyrywała się spod objęć Willa. Mężczyzna cały czas ją do siebie przyciągał i osaczał z każdej ze stron. Nagle usiadł na łóżku i zaczął się do niej dziwnie uśmiechać. Zdezorientowana dziewczyna zupełnie nie rozumiała o co mu może chodzić. Jeszcze kilka minut temu myślała, że Will chce ją zgwałcić. Teraz zaś miała wrażenie, że chodzi mu o coś zupełnie innego.
- Ależ ty jesteś niemądra Liv. - westchnął Will. - W życiu bym cię do niczego nie zmusił.
 Olivia odetchnęła z ulgą. W głębi duszy poczuła ulgę. Wierzyła w dobre intencje Willa, ale nie wierzyła samej sobie. To co niego czuła było bardzo silne. Bała się stracić panowanie nad sobą. Will w każdej chwili mógł przestać panować nas swoimi emocjami. Ostatnimi czasy wiele złego zdarzyło się w jego życiu.
- Nie bój się, usiądź obok mnie. - odparł Will.
  Liv usiadła obok niego i delikatnie pogłaskała go po karku.
- Jak się czujesz? - zapytała z troską.
- Szczerze? Kompletnie zagubiony. - wyznał.
- Przykro mi z powodu odwołania ślubu. Może jeszcze się wszystko jakoś ułoży.
- Cieszę się, że stało się tak, a nie inaczej. - odparł Will. - Nie kochałem jej. Tu chodzi o moich rodziców.
- Kevin był bardzo młody. Przestraszył się zobowiązań. Nic go nie usprawiedliwia- westchnęła Olivię. - Jednak mimo wszystko uważam, że ci dwoje naprawdę bardzo się kochali. To smutne, że to wszystko właśnie tak się skończyło.
- Może i tak ale nie chcę utrzymywać z nim kontaktu. - powiedział.
  Will spojrzał jej w oczy i delikatnie ujął jej rękę. Minęło kilka tygodni od kiedy ostatni raz jej się tak badawczo przyglądał.
- Dawno się nie widzieliśmy. - westchnął Will. - Tęskniłem...
- Nie zaczynaj...
- Jak zawsze piękna i..,uparta.
- Will, jest już bardzo późno. Chciałabym się położyć spać. - ponagliła go.
- Utulę cię do snu. - wyszeptał.
- Will, nie...
- Pozwól mi, proszę.

***
   Ana siedziała w swoim małym mieszkaniu i przygotowywała się do jutrzejszych zajęć. Teraz wszyscy zwracali się do niej per Melisa. Na początku było jej bardzo ciężko się zaaklimatyzować. Minęło kilka tygodni od kiedy zaczęła tak naprawdę poznawać Polską kulturę. Do domu dzwoniła raz w tygodniu. Rozmawiała z ojcem i braćmi. Z Olivią nie utrzymywała żadnego bliższego kontaktu. Bardzo za nią tęskniła. Bardzo dużo czasu spędzała z Max'em. Nie wiedziała do końca czy to jest przyjaźń czy to jest kochanie. Bardzo go lubiła. Miała dwie koleżanki Klaudię i Beatę. Wszystko co im o sobie opowiedziała było kłamstwem. 
- Nie lubię kłamać. - westchnęła Ana rozmawiając przez telefon z Max'em. 
- Wiem ale musisz. Taki są wady bycia świadkiem koronnym. - odparł Max. 
- Co u Olivii? 
- Otwiera własną restaurację. Liv i Will spędzają mnóstwo czasu razem. W pewnym sensie są parą. Tylko Olivia jeszcze nie potrafi się z tym pogodzić. 
- Cieszę się ich szczęściem. 
  Max wyczuł w jej głosie smutek. 
- Czemu jesteś smutna? 
- Piszę list do Olivii. Jeszcze nie wiem czy go wyślę. Jest bardzo osobisty. - powiedziała niepewnie Ana. 
- Wyślij wtedy kiedy będziesz na to naprawdę gotowa. - poradził jej Max. 
- Dzięki Max. Za wszystko. 
  Obydwoje nie byli pewni czy to co siebie czują to miłość czy tylko wdzięczność za okazaną pomoc. Nie chcieli się śpieszyć. Londyn i Polska to dwa zupełnie inne światy. Czasem tęsknota była nie do zniesienia. Wierzyli, że związek zbudowany na przyjaźni jest silniejszy niż na zwykłej namiętności i pożądaniu. To czas miał wskazać im dalszą drogę. 

***
   Chris siedział samotnie w celi. Był sam. Nikt go nie odwiedzał. Nawet Nicole o nim zapomniała. Przede wszystkim chciała ratować własną skórę. Nie obchodził jej jego los. On sam zrozumiał, że nikt nigdy tak naprawdę go nie kochał. Został skazany na dwadzieścia pięć lat pozbawienia wolności. Niegdyś przywódca, teraz wielki przegrany. Wciąż uważał, że to jak postępował było słuszne. Nikogo nie słuchał. Całe dnie leżał na łóżku więziennym i opracowywał nowy plan działania. Nie chciał pogodzić się z porażką. Zabił Anakondę, swojego niegdyś najlepszego przyjaciela. Czy tego żałował? Nie. Żałował tylko tego, że zabrakło mu większej ostrożności. Teraz było za późno na gdybanie. Wiedział, że nie pozostało mu wiele czasu ale nie chciał w żaden sposób pogodzić się porażką. Był typem człowieka, który nie przegrywa, słowa klęska nie było w jego słowniku. Przez cały czas tępym wzrokiem wpatrywał się w ścianę. Nie chciał jeść ani pić. Zachowywał się spokojnie. Nie wszczynał awantur, nie próbował zrobić sobie krzywdy, po prostu czekał. 

    Lilly pisała swojego bloga od trzech lat. W końcu zdecydowała się z tym skończyć. Internet to namiastka prawdziwego życia. Odkąd poznała Liv zrozumiała co w jest w życiu najważniejsze. Często kłóciła się z rodzicami. Nie doceniała ich, a przecież tak wiele dla niej robili. Postanowiła, że od teraz będzie zupełnie inaczej postępować. Po pierwsze nie potrafiła już dłużej ukrywać swoich prawdziwych uczuć do Mike'a. Chciała wiedzieć czy istniała jakaś szansa aby mogli być parą. Późnym popołudniem odwiedziła go w jego mieszkaniu. Pracował.
- Lilly, co za niespodzianka.,, - odparł Mike.
  Wyglądał na bardzo przemęczonego.
- Źle wyglądasz. - odparła Lilly i weszła do środka
- Co cię tu sprowadza? Jest już dosyć późno.
- Chciałabym z tobą porozmawiać. - oznajmiła Lilly - Kończysz na dziś z pracą?
- Właściwie to jeszcze....
- Kończysz. - odparła zdecydowanie Lilly. - Siadaj, zrobię ci coś do jedzenia.
- No ale mieliśmy porozmawiać. - przypomniał jej Mike.
  I już jej było. Mike z uwielbieniem przyglądał się jej krzątaninie w kuchni. Marzyło mu się aby było tak już zawsze. Ona i on. Tylko oni. Wygodnie położył się na swoim łóżku i zamknął oczy. Zasnął. Gdy Lilly wróciła z  zapiekanką w cieście naleśnikowym dostrzegła śpiącego Mike'a na łóżku. Rozczulił ją ten widok.
- A mieliśmy porozmawiać. - wyszeptała.

***
Kochani, ale zawaliłam. Przepraszam. 
Rozdział miał pojawić się do piątku, a wstawiam dopiero dzisiaj w niedzielę. Musze się jakoś usprawiedliwić. Rozdział wstawiam jak na mnie bardzo późno. Nauka, praca w dodatku ostatnio, i brak czasu. To przedostatni rozdział. Jeszcze będzie jeden rozdział i epilog :) Jak wam się podoba? Nasi bohaterowie w końcu się docierają. Mam do was pytanie. Czy znacie jakiś fajny program w którym można tworzyć filmiki? Chciałabym stworzyć nowy zwiastun mojego nowego "Perfekcyjnie niedopasowani" by Dramione. No ale nie mam jak. Mam innego windowsa, i mojego ulubionego Windows movie maker szlag trafił :( 
Życzę wam Dobranoc. 
Zapraszam do czytania i komentowania. 
Przepraszam za błędy. 

Mia


sobota, 18 października 2014

18.Dzisiaj będziesz moja.

Oszołomiona Olivia nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. Spełniały się jej największe marzenia. Miała możliwość otworzenia swojej własnej restauracji. Kilka lat temu ojciec Lilly sam chciał otworzyć własną działalność gospodarczą. Niestety nie miał na to zbyt wiele czasu. Miał pewne zobowiązanie w stosunku do swojej rodziny i dlatego nie mógł spełnić swojej największej zachcianki. Od tego czasu lokal stał zupełnie pusty. Aż w końcu pojawiła się Olivia, która postanowiła, że to właśnie tam otworzy swoją własną restauracją. Lokal wymagał remontu ale to w żaden sposób nie zraziło Olivii. Przez ten czas musiała pozałatwiać wszystkie sprawy urzędowe. Z pomocą Lilly i jej ojca wierzyła, że może jej się udać. Czuła się szczęśliwa. Czasem tylko gdy Lilly wspominała o Willu to zamykała się w sobie. Nie miała dużo czasu na rozmyślanie. Brała udział w kursie, a poza tym musiała sporządzić listę zakupów potrzebnych do otworzenia swojego własnego biznesu. To było bardzo czasochłonne. Czuła, że  gdyby Maria żyła na pewno byłaby z niej dumna.    Tego popołudnia Olivia wybrała się na krótki spacer. Postanowiła, że pójdzie na cmentarz. Miała zamiar kupić bukiet kwiatów i przynieść na grób swojej matki.  Gdy wychodziła z domu natknęła się na kuzyna Mike'a. Była bardzo zdziwiona. Co on tu robił?
- Max, a co ty tutaj robisz? - zapytała Liv. - Myślałam, że  wróciłeś do Londynu.
- Miałem kilka spraw do załatwienia. Poza tym dowiedziałem się czyje ciało zostało znalezione przez Anę. Pomyślałem, że może to cię zainteresować. - wyjaśnił mężczyzna.
- A to ktoś kogo znam?
- Ten człowiek zabił Marię De Luna. Od Mike'a dowiedziałem się to ona cię wychowała i dała ci schronienie.
-  Poniósł konsekwencje swojego wcześniejszego zachowania. Został ukarany za wszystko co zrobił. Bóg bardzo łatwo wybacza ale ja nie potrafię. Maria była jeszcze taka młoda. - westchnęła Liv.
  Po jej policzkach spłynęło kilka pojedynczych łez. Próbowała zakryć przed Max'em swoje prawdziwe uczucia. Delikatnie ją objął. Obiecał Anie, że będzie opiekował się Olivią. Zamierzał dotrzymać tej obietnicy.
- Gdzie się wybierałaś? - zapytał.
- Na cmentarz. Chcesz iść ze mną? - zaproponowała Liv.
- No pewnie. - odparł Max. - Właściwie to nawet nie wiem gdzie to jest. Rzadko bywam w Denver.
  Szli powoli. Przez całą drogą rozmawiali i cieszyli się swoim towarzystwem.
- Cieszę się, że Cię poznałam. - stwierdziła.
  Gdy dotarli na cmentarz zapanowała cisza. Liv zapaliła znicz oraz włożyła kwiaty do wazonu. Pomodliła się. Ostatnio nie chodziła do kościoła i rzadko się modliła. Miała wyrzuty sumienia. Musiała to zmienić.
- A ty kiedy wracasz do Londynu? - zapytała Olivia.
- Za kilka dni. - odpowiedział wymijająco.
  Tak naprawdę nie wybierał się do Londynu. Ana wyjechała do Polski, do Krakowa. Tam miała być bezpieczna. Chciał się nią zaopiekować dlatego zaoferował jej swoją pomoc. Ana nie znała języka polskiego, kultury ani tradycji tam panujących. Od teraz nazywała się Melisa Whitman. Przyjechała z wymiany międzynarodowej. Wcześniej mieszkała we Francji. Swoje długie brązowe włosy ścięła do ramion. Pofarbowała je na bordowy kolor. Zmieniła swój styl ubierania, a w w dodatku jej makijaż zmieniła na bardziej stonowany. Powoli uczyła się języka polskiego ale to wcale nie było łatwe. To był bardzo trudny język. Była studentką pierwszego roku. Wybrała Akademię Sztuk Pięknych ponieważ bardzo podziwiała ludzi z pasją. Sama taka chciała kiedyś być. Max miał do niej przyjeżdżać kilka razy w tygodniu. Jego obecność bardzo jej pomagała. Dzięki niemu miała w pewnym sensie kontakt z Olivią i ze swoją rodziną. Bardzo za nimi tęskniła.

   W tym samym czasie Mandy wybierała sukienkę ślubną. Niestety nie miała nikogo kto by jej pomógł doradzić. Dopiero teraz zdała sobie sprawę jak wiele poświęciła dla tego związku z Willem. Poświęciła wszystko. Jeśli mimo wszystko on się wycofa to ona mu tego nigdy nie wybaczy. Czasem zastanawiała się czy dobrze robi. Czy on ją kocha? Nigdy jej tego nie powiedział. Miała wrażenie, że oprócz przyjaźni między nimi już nic nie ma. W końcu dostała to czego chciała ale czemu nie potrafiła się z tego cieszyć? Ten wieczór spędzali we dwoje. Oglądali komedię i w między czasie Will ją całował i obejmował.
- Mam pytanie. - wyszeptała Mandy.
- Hm? - odparł znudzony Will.
- Czy ty mnie chociaż trochę kochasz?
- Skąd takie pytanie? Gdybym cię nie kochał to bym ci się nie oświadczył...
- Odpowiedz na moje pytanie. To dla mnie ważne. Nie chcę zostać porzucona w dzień ślubu.
- Mandy, oczywiście że cię kocham.
  Will starał nie patrzeć się w jej oczy. Ona była nieugięta. Poczuł, że coś się w niej zmieniło. Czyżby miała wątpliwości?
- Poświęciłam dla ciebie wszystko. - westchnęła. - Zrobiłam wszystko abyśmy mogli być razem. Gdy mi się oświadczyłeś byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie. Spełniło się moje największe marzenie. Teraz zrozumiałam, że to co nas łączy to nie miłość tylko przywiązanie i przyjaźń.
- To znaczy, że...?
- Odwołuję ślub. Zasługuję na kogoś kto mnie szczerze pokocha. - oznajmiła Mandy.
  Will nie mógł uwierzyć w to co właśnie usłyszał. Mandy właśnie się z nim rozstała. Odwołała ślub. Był wolny. Mandy wyciągnęła walizkę i zaczęła się pakować. Miała nadzieję, że Will ją jakoś powstrzyma. Ona go kochała ale w głębi serca czuła, że on nie odwzajemnia jej uczuć. Wolała być sama niż z kimś kto jej nie docenia. Już bardzo dawno temu powinna to zrobić.
- Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. - odezwał się cicho Will.
- Na zawsze. - westchnęła i go przytuliła.
  Gdy odchodziła czuła, że postępuje dobrze. Rozstanie z ukochanym było dla niej bardzo trudne. Jednak wiedziała, że pewnego dnia on jej za to podziękuje. Miała nadzieję, że i ona zapomni i się ponownie zakocha. I tym razem z wzajemnością.

Wieczorem Max odjechał, a Liv właśnie miała zamiar położyć się do łóżka. Gdy usłyszała głośny dzwonek do drzwi to mocno się przeraziła i aż podskoczyła. Otworzyła drzwi. W progu stał Kevin i ku jej zaskoczeniu także Will. Obydwoje nic nie wiedzieli o swoim pokręconym pokrewieństwie. Mieli bardzo poważne miny. Postanowiła, że zasługują na to aby się chociaż poznać. Była im to winna.
- Kevin, poznaj to Will, twój syn. - odparła Olivia.
   Will zamarł. Przyszedł do Liv ponieważ chciał wyznać jej swoje prawdziwe uczucia. Nie sądził, że spotka tu swojego biologicznego ojca. Popatrzyli po sobie. Panowała niezręczna cisza.
- Wejdźcie. - usłyszeli. - Chyba powinniście szczerze ze sobą porozmawiać.
  Kevin niepewnie usiadł na krześle. Ręce mu się pociły ze zdenerwowania. Miał złe przeczucia.
- Synu... - zaczął Kevin. rego
- Po prostu Will. Syn to bardzo nietrafne słowo. - warknął.
- Will, wiem co sobie o mnie myślisz.  I masz prawo tak sądzić. W stosunku do ciebie i Marii zachowałem się bardzo podle. Wróciłem po latach aby to wszystko naprawić ale nie zdążyłem.
- Dlaczego nas zostawiłeś?
- Nie wiem. - westchnął Kevin. - Byłem głupi.Teraz tego bardzo żałuje. Bardzo kochałem Marię i wciąż ją kocham. Czy kiedykolwiek mi wybaczysz?
 Will milczał. Dla niego to było zbyt wiele wrażeń jak na jeden dzień.
- Nie sądzę. - wyszeptał Will.
  Kevin zwiesił głowę, jego oczy byłe pełne bólu, nawet nie patrząc na swojego syna wyszedł z mieszkania głośno trzaskając drzwiami. Przegrał życie. Tak mógłby je podsumować w dwóch prostych słowach. Nic nie boli bardziej jak odrzucenie.

Olivia próbowała pocieszyć Willa. Niestety on zachowywał się w bardzo niestosowny sposób. Próbował ją pocałować, a gdy się odsuwała rzucił ją na łóżko i zaczął ją powoli rozbierać. Jej bliskość dawała mu więcej niż wszyscy inni.
- Co ty robisz?! - wykrzykiwała. - Masz natychmiast przestać!
- Nie. - powiedział stanowczo. - Nie tym razem.
- Jesteś zaręczony!
- Tak, z tobą. - odparł i pocałował ją w czubek nosa.
- Z Mandy! Nie pamiętasz już?!
- Ja i Mandy to już prehistoria, kochanie. Tak strasznie za tobą tęskniłem. - westchnął.
- Jak to? - zapytała zaskoczona Olivia.
- Szaleję za tobą i czy chcesz czy nie. Dzisiaj będziesz moja.

***
Rozdział trochę słodki ale w końcu coś dobrego musi się dziać w tym opowiadaniu haha, Zbliżamy się do końca, kilka watków zostanie pozamykanych, epilog i koniec. Zapraszam do czytania i komentowania. Bo już niedługo koniec. Mam plan co do pożegnalnego Dramione ale nie wiem jak to z weną będzie. Różnie bywa, ja same wiecie. Nie zawsze jest kolorowo. 
Przepraszam za błędy. 

Mia

piątek, 10 października 2014

17. Spełnianie marzeń.

"I tylko jedno może unicestwić marzenie - strach przed porażką." ~ Paulo Coelho
Tydzień później.
  Dla Mandy to był najlepszy okres w życiu. Spełniały się jej najskrytsze marzenia. Planowała ślub, wesele, listę gości i przymierzała piękne suknie ślubne. Jednym słowem była w swoim żywiole. Will wolał się  nie wtrącać. Zgadzał się na wszystko aby uniknąć wszelkich kłótni. Nie wyglądał na najszczęśliwszego pana młodego. Bił się z myślami. Czy dobrze robi? Czy małżeństwo bez miłości z jego strony miało prawo bytu? Małżeństwo to nie tylko miłość ale także wzajemne przywiązanie, zaufanie i przyjaźń. A gdzie w tym wszystkim namiętność? Will nie umiał odpowiedzieć sobie na to pytanie. Mike nie popierał decyzji przyjaciela ale cóż mógł zrobić? To było jego życie. Był dorosły, wiedział co robił. On dobrze wiedział z kim chciałby spędzić resztę życia. Lilly była dużo młodsza od niego. Najpierw musiała dojrzeć i się usamodzielnić aby zrozumieć czym jest prawdziwa miłość. Cierpliwość jest cnotą każdego człowieka. Tak kiedyś mawiała jego mama. Lilly pociągała go w każdy możliwy sposób. Często porównywał swoje uczucie do Any i do Lilly. Ana pociągała go fizycznie ale od początku wiedział, że nic z tego nie będzie. To było tylko chwilowe zauroczenie. Z kolei Lilly była jego przyjaciółką. Znali się od dziecka. Jak na razie nikomu nie mógł wyjawić swoich prawdziwych uczuć do niej. Will by go chyba zabił. Nie zaakceptował by ich związku. Później ta różnica wiekowa będzie już prawie niewidoczna.
   Mike umówił się z nim na spotkanie w celu opicia jego zaręczyn z Mandy. Pub był prawie pusty.
- Gratulację, stary. Mam nadzieję, że wiesz co robisz. - powiedział Mike upijając łyk piwa.
- Mandy jest dla mnie idealna. Ma dobre maniery, kocha mnie, jest nam dobrze w łóżku... - wyliczał Will.
- Kochasz ją?
- Mam być absolutnie szczery?
- Całkowicie. Przecież nikomu nie powiem.
- Lubię, ją, szanuję, kocham jak siostrę ale nie jestem w stanie jej pokochać. Po prostu nie potrafię. - westchnął.
- Więc po co to wszystko?
- Chcę się w końcu ustatkować,założyć rodzinę. Myślę, że to odpowiedni moment na takie decyzje. Też powinieneś o tym pomyśleć.
- I mam być taki nieszczęśliwy jak ty? - zapytał w końcu Mike. - Nie, dzięki.

***
  Po wyjeździe Any, Olivia uznała, że musi wziąć się w garść. Zawsze była silna. Co by się nie działo zawsze umiała poradzić sobie z przeciwnościami losu. Nie chciała mieszkać sama dlatego przygarnęła do siebie Boba. Piesek często uciekał i samotnie tułał się po całym mieście.  Chciała mu pomóc. Od Lilly dowiedziała się o zaręczynach Mandy i Willa. Wiedziała, że kiedyś do tego dojdzie. Jednak nie sądziła, że tak szybko. Jej uczucia do niego były bardzo silne. Długo zastanawiała się czy dobrze robi. Każdy kto kiedykolwiek odrzucił miłość, szczęście, to prędzej czy później zostanie za to ukarany. Prawie codziennie odwiedzała ją Lilly. Dużo rozmawiały. Jak takie prawdziwe przyjaciółki od serca. Olivia już nie pracowała jako sprzątaczka. Rozpoczęła kurs kulinarny i większość czasu spędzała  na szkoleniach i praktykach. Nie miała czasu myśleć o problemach. To był jeden z wielu plusów przebywania wśród obcych ludzi.
- Ale się zawzięłaś. - westchnęła Lilly.
- To jedno z moich największych marzeń. Zawsze chciałam otworzyć swoją własną restaurację. Jak na razie szukam odpowiedniego lokalu do wynajęcia. Odłożyłam trochę pieniędzy. Mam nadzieję, że mi wystarczy. - odparła Liv.
- Może poproszę Willa o pomoc. On na pewno coś wymyśli.
- Nie chcę jego pomocy. - syknęła Liv. - Sama sobie dam radę.
  Lilly lekko się uśmiechnęła. Na wspomnienie o Olivii, Will tak samo reagował. Co ta miłość potrafi z ludźmi zrobić? Jako dobra siostra i przyjaciółka powinna ich ze sobą jakoś połączyć. Niestety im to już chyba nic nie pomoże. Mówienie o uczuciach jest bardzo trudne. Jeśli żadne z nich nie zawalczy to Will popełni największy błąd w swoim życiu, a Olivia rozpocznie swoje nowe życie, z kimś innym.
- A co z Aną, odzywała się? - zapytała Lilly całkowicie zmieniając temat.
- Tak, dzwoniła do braci. Osobiście z nią nie rozmawiałam. - westchnęła Liv. - Z tego co mi opowiadali to Ana bardzo dobrze zaaklimatyzowała się w akademiku. Pokój dzieli z Niemką. Ma na imię Emma.
  Olivia nie miała żadnego kontaktu z Aną. Miała wrażenie, że ich przyjaźń przechodzi jedną z najcięższych prób. Liv starała się nie popadać w paranoję. Mimo wszystko zawsze pozostaną dla siebie najważniejsze. Żadna prawdziwa przyjaźń się nie kończy.
***
  Kevin długo nie mógł uwierzyć w to co się wydarzyło przez te kilka miesięcy. O śmierci Marii dowiedział z gazet i telewizji. Jako prywatny detektyw spędzał wiele dni i tygodniu poza domem. Nie wiedział co się w koło niego działo. Pojawienie się Andy'ego Collana wszystko zmieniło. Musiał mu pomóc. Miał ogromny dług w stosunku do niego. Kiedyś Anakonda uratował mu życie. Był mu coś winien. Jednak nie chciał aby go kojarzono z mordercą. Zwłaszcza z kimś kto zabił jego ukochaną i matką jego syna. Postanowił wrócić do Denver i jakoś się z tym wszystkim uporać. Zawsze uważał się za dobrego człowieka. Myślał, że jeszcze uda mu się wszystko naprawić. Teraz było na to wszystko już za późno. Popełnił wiele błędów, których w żaden sposób nie potrafił naprawić. Odwiedził Olivę, ale okazało się, że nie była sama.
- Kevin?! - zawołała zaskoczona Olivia.
- Cześć, dawno się nie widzieliśmy. - westchnął Kevin.
- To ja już muszę lecieć. Do widzenia! - odparła Lilly i szybko wybiegła z mieszkania.
- Do widzenia. - powiedziała Kevin. - Zaskoczona?
- Gdzieś ty był? - pytała zdezorientowana Olivia. - Co się z tobą działo?
- Długo by opowiadać. - odpowiedział wymijająco Kevin. - Słyszałem o Marii. Naprawdę bardzo mi przykro.
- Mi bardziej. - westchnęła. - Nie było cię nawet na pogrzebie.
- Nie umiałem sobie z tym wszystkim jakoś poradzić. Może i mam swoje lata ale to nie znaczy, że nie mam uczuć. Maria była dla mnie bardzo ważna.
- A odnalazłeś syna?
- Szczerze mówiąc to nawet nie szukałem.
- To mam dla ciebie dobre wieści. Wiem kim on jest. Chcesz go poznać?
- Nie wiem...
   Kevin nie wiedział co jej odpowiedzieć. Z jednej strony chciał poznać swojego syna ale z drugiej miał pewne obawy. No i czuł, że nie zasługuje na szczęście. Co prawda gdy dowiedział się, że to Anakonda zabił Marię to przestał utrzymywać z nim jakikolwiek kontakt. Nie mógł sobie wybaczyć, że pomógł komuś takiemu jak on. Czuł w stosunku do siebie ogromne obrzydzenie.
- Nie mogę. - odparł nagle Kevin. - Nie zrozum mnie źle ale chyba tak będzie najlepiej. Zwłaszcza dla niego.
 Wyszedł z mieszkania nawet się z nią nie żegnając. Wrócił tu, sam nie wiedział dokładnie po co i dlaczego. Szukał ukojenia, pocieszenia i zrozumienia. Niestety nikt nie potrafił mu pomóc. Tylko on sam musiał jakoś sobie z tym wszystkim poradzić.
***
Następnego dnia Liv została obudzona przez Lilly. Była ósma rano gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Zaspana i nieco zdezorientowana nie wiedziała co się wokół niej dzieje. 
- Wstawaj śpiochu, nie ma czasu! - wykrzykiwała Lilly. 
- Ale na co? - pytała wciąż Olivia.
- Już wiem gdzie będziesz mogła otworzyć swoją wymarzoną restaurację. I to całkowicie za darmo! 
- Żartujesz? 
- A czy ja wyglądam jakby żartowała? Lokal wymaga remontu ale jest w bardzo dobrym stanie. W końcu możesz zacząć spełniać swoje marzenia. Każdy zasługuje na szczęście. A ja bardzo chcę ci w tym pomóc. 

***
Hej, witajcie!
Rozdział taki sobie, nie wszystko się wyjaśniło, ale cóż, przedłużam strasznie do końca. Będę tęskniła za tym opowiadanie. W końcu to mój twór heh, mam pomysł na nowe Dramione, moje pożegnalne. Chciałabym skończyć z blogowanie w wielkim stylu. No wiecie zaczęłam z Dramione i chcę tak samo skończyć. Jeśli nie będę się czuła na siłach to napiszę pożegnalną miniaturkę. Cóż, to opowiadanie też niedługo zakończę. Zapraszam do czytania i komentowania. Życzę wam wspaniałego weekendu. 
Przepraszam za błędy. 
Mia 






niedziela, 28 września 2014

16. Nowe początki.

 Dla Any to była bardzo ciężka decyzja. Mina Liv wprawiała ją w jeszcze większe zakłopotanie. Niedawno straciła matkę, a teraz traciła swoją najlepszą przyjaciółka. Nie mogła ujawnić jej całej prawdy. Na Anę czekało nowe i zupełnie inne życie. Czekała ją zmiana tożsamości, wyglądu i miejsca zamieszkania. Bardzo się tego obawiała. Jej bracia i jej ojciec bardzo jej potrzebowali. Teraz będą musieli nauczyć się żyć bez niej. Tylko im chciała wyjawić całą prawdę. Miała nadzieję, że pewnego pięknego dnia będzie mogła jeszcze choć na chwilę być obecna w ich życiu.
- Jak to jutro? - pytała zdezorientowana Olivia.
- To moja życiowa szansa. - westchnęła Ana.
- Tak szybko?
- Tak, to tak nagle wszystko wynikło.
  Olivia westchnęła. Nie potrafiła nic więcej powiedzieć. Wiedziała jedno. Będzie za nią bardzo tęsknić. Nie próbowała jej powstrzymać. Ana marzyła o tym od wielu lat.
- A co z tym martwym ciałem? - dopytywał się Mike.
- Policja bada całą sprawę. - odparł Max.
- A ty nie będziesz miała z tego powodu żadnych problemów? - zwróciła się Lilly do Any.
- Nie. - powiedziała Ana. - Mnie w to nie mieszajcie.
  Liv poczuła, że ostatnio wszystkich traci. Will delikatnie ją objął aby dodać je trochę otuchy.
- Gratuluję. - odparła Olivia. - Mam nadzieję, że będziesz pisać i przyjeżdżać do nas jak najczęściej.
  Nagle głos się jej załamał.
- Przepraszam. - wyszeptała. - Naprawdę bardzo się cieszę ale jesteś dla mnie jak siostra. Nie wiem jak sobie bez ciebie poradzę.
  Ana też nie umiała powstrzymać łez. To było silniejsze od niej. To było prawdziwe pożegnanie. Być może na zawsze.
- Kocham cię siostra. - wyznała Ana i przytuliła się do przyjaciółki.
- Ja ciebie też.
  Obydwie mocno się uściskały. Ta polana, to miejsce, ten dzień jest jednym z najważniejszych w ich życiu. Teraz wszystko się zmieni. Ana musiała wrócić do Denver, do swojej rodziny. Musiała im wszystko wyjaśnić. Max starał się ją wspierać ale on mógł się tylko  domyślać co ona czuła. To był najcięższy dzień w jej życiu. Gdy wróciła do mieszkania zauważyła zmianę w zachowaniu swojego ojca. Uśmiechał się, posprzątał, pomagał swoim synom, spędzał z nimi czas. W końcu okazywał im uczucia. Lepiej późno niż wcale. Ana wróciła o wiele wcześniej niż zapowiedziała dlatego jego zszokowana mina bardzo ją rozśmieszyła.
- Co ty tak wcześnie? - dopytywał się. - Coś się stało?
- Właściwie to tak. - westchnęła. - Jest coś o czym powinieneś wiedzieć.
  Postanowiła, że tylko swojej rodzinie opowie o  tym co tak naprawdę się wydarzyło i dlaczego wyjeżdża. Uznała, że tylko bliscy ją zrozumieją. Opowiedziała także o swojej pracy i o wszystkich tajemnicach, które przed nimi zataiła. Wyjaśniała powoli. Nie chciała ich w żaden sposób urazić. Miała nadzieję, że zrozumieją. Momentami miewała przeróżne myśli. Z jednej strony nie chciała rozstawać się z rodziną i przyjaciółką, a drugiej strony dobrze wiedziała, że otrzymała nową szansę, na zupełnie inne życie. Nikt od niczego nie oczekiwał. Była wolna.
- A Liv wie? - zapytał jej ojciec.
- Nie wyjawiłam jej całej prawdy. - wyznała Ana. - Tak będzie lepiej.
- Nie będziesz mogła z nią, ani z nami utrzymywać żadnych kontaktów, jesteś na to gotowa?
- Nie. - westchnęła. - Ale wiem, że nie mam innego wyjścia.
***
 Olivia długo się zastanawiała czy kontynuować wspólną wycieczkę z Willem i resztą ekipy. Zdecydowała, że woli jechać do domu i zrobić sobie babski wieczór z Aną. Wzięła ze sobą prezent dla swojej przyjaciółki i kawałek tortu. Will zaproponował, że ją odwiezie. Mandy była mocno zdenerwowana ale nic nie powiedziała. Wciąż miała pewien as w rękawie, który miala zamiar wykorzystać.
- Nie martwi cię to? - zapytała ją Lilly.
- Co takiego? - zapytała Mandy.
- No, że mój brat i Olivia mają się ku sobie?
- Mylisz się. Owszem, jest ładna ale Will nigdy nie związałby się taką niewychowaną i nieokrzesaną dziewuchą. - prychnęła. 
 Mike podszedł do Lilly, która aż kipiała ze złością. Objął ją od tyłu aby jakąś ją uspokoić. Głaskał ją po plecach i po włosach. Nie sądził, że kiedykolwiek poczuje coś podobnego do jakiejkolwiek dziewczyny. Musiał jakoś panować nad sobą aby jej nie odstraszyć.
- A wy o czym  tak szepczecie? - spytał.
- Powiedz mi jedno, dlaczego Will związał się z Mandy? Nie rozumiem go. Co on w niej widzi? - westchnęła Lilly.
- Jak nie można mieć tego co się chce to bierze się to co jest. - wyszeptał Mike.
  Lilly uważnie mu się przyjrzała. Miał jakiś dziwny wyraz twarzy i cały czas ją dotykał.
- Jakoś ostatnio dziwnie się zachowujesz. - stwierdziła. - Chcesz mi coś powiedzieć?
  Mike zawahał się. Nie mógł jej powiedzieć prawdy. Była zbyt młoda i niedojrzała, a w dodatku zupełnie niedoświadczona. Ona potrzebowała czasu. Każdy powinien przeżyć młodość w pełni, bez żadnych hamulców. "Za kilka lat zostaniesz moją żoną" - pomyślał w duchu.
- Myślę, że my też powinniśmy wracać do domu. - zaproponował. - Ten nasz kemping okazał się jednym wielkim niewypałem. Poza tym trzeba jakoś rozdzielić ten tort. Przecież nie możemy pozwolić aby się zmarnował.
- Wiecznie głodny. - skwitowała Lilly i zaczęła się pakować.

***  
   W tym samym czasie Chris świętował wraz z Nicole śmierć swojego niegdyś najlepszego przyjaciela. Nikt z nich nie spodziewał się co może  wydarzyć się potem. Obydwoje mieli podobne charaktery. Lubili manipulować i być w centrum uwagi. Wszelkie uczucia były dla nich obce. Zorganizowana Grupa Obronna była dla Chrisa jak rodzina. Tylko członków tej organizacji darzył szacunkiem i wierzył, że pewnego dnia każdy człowiek będzie chciał być taki jak oni. Gdy popijali szampana w willi usłyszeli głośny huk wyważanych drzwi. Chris zupełnie nie rozumiał o co chodzi. Spojrzał przez okno. Dom był otoczony przez policję. Do środka wszedł główny komendant policji w Denver wraz ze swoimi dwoma podwładnymi. Wszyscy mieli broń i celowali w Nicole i w Christophera.
- O co chodzi? - zapytał Chris.
- Jest pan aresztowany o zabicie z premedytacją Andy Collana, inaczej znanego jako Anakonda oraz o bezprawne hakerstwo, liczne rozboje i stworzenie nielegalnej magii działającej na niekorzyść dla życia innych ludzi. - odparła komendant lekko się do niego uśmiechając.
- Ale to nie ja?! Skąd wy macie takie dane?
- Będzie pan tłumaczył się na komisariacie policyjnym. Panowie, zabrać go.
- Popełniacie wielki błąd!

***
   Liv zatrzymała się przed domem Any. W jednej ręce miała dla niej urodzinowy prezent, a w drugiej kawałek tortu. Chciała z nią spędzić ten ostatni wieczór. Will co jakiś czas na nią spoglądał.
- Możesz już jechać. Pewnie dziewczyna na ciebie czeka. Na pewno bardzo się niecierpliwi. - westchnęła Olivia.
- Czy ty musisz być zawsze taka uszczypliwa? - zapytał Will. - Gdybym cię nie znał to pomyślałabym, że jesteś zazdrosna
- Chyba śnisz. - prychnęła. - Nie wiem po co tu wciąż stoisz i się na mnie gapisz. Leć do niej!
- Stoję tu bo mi na tobie zależy! - zawołał. - Robię dla ciebie wszystko, pomagam, wspieram cię ale ty i tak uważasz mnie za kompletnego dupka  . Myślałem, że jednak mam jeszcze u ciebie jakąś maleńką szansę ale widzę, że to tylko mój wymysł.
- Will...
  Ale go już nie było. Odjechał z piskiem opon zostawiając ją kompletnie samą na środku chodnika. Mike wysłał mu SMSa, że odwiózł Mandy i jego siostrę do domu. Will przez ten cały czas miał nadzieję, że Olivia coś do niego czuje. W kieszeni od spodni chował małe pudełeczko, a w nim pierścionek zaręczynowy.  Był gotowy na założenie rodziny. Niekoniecznie z kimś kogo kochał ale nie zawsze trzeba kogoś kochać aby się kimś ożenić prawda? Mandy była dobrze wychowana, miała dobre maniery, była bardzo ładna ale nie była... Olivią. Gdy podjechał pod dom Mandy miał mieszane uczucia. Zaręczyny to poważna sprawa. Od tego już nie było odwrotu. Zapukał do drzwi. Otworzyła mu Mandy. Była w szlafroku, miała mokre włosy i zaspane spojrzenie.
- Hm? - zapytała Mandy. - Myślałam, że dzisiaj się nie zobaczymy.
- Wiem, że każda kobieta marzy o bardzo romantycznych zaręczynach. Ja tego nie planowałem ale...
  Will ukląkł na prawo kolano. Wyciągnął z kieszeni małe pudełeczko. Otworzył je i spojrzał prosto w oczy Mandy. Były pełne łez.
- Mandy, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? - zapytał Will.
  Był pewien swego. Wiedział, że ona się zgodzi. Marzyła o tym od dziecka.
- TAK!!!

***
Jestem, kilka minut przed północą ale zdążyłam!! :D uffff, ciężko ostatnio mi idzie ale jakoś napisałam ten rozdział. Średnio to wyszło, Will i Mandy? Też się nie zgadzam ale tak mi intuicja podpowiada haha. Cóż, zapraszam do czytania i komentowania. Będzie zabawa, będzie się działo w kolejnych rozdziałach! :) Co sądzicie o Lilly i Mike'u? 
Przepraszam za błędy. 
Mia 

środa, 17 września 2014

15. Świadek

Ana wraz z Max'em pojechała na najbliższą komendę policyjną w Denver. Złożyła po kilkaset razy zeznania, a policjanci i tak powątpiewali w jej prawdomówność. Nie ujawniła nazwiska żadnego sprawcy dlatego jej zeznania nie należały do wiarygodnych. Była głównym świadkiem całego zajścia. Po dwóch godzinach Max postanowił, że z nią jeszcze raz porozmawia. Głównie pracował w Londynie, ale często przyjeżdżał do Denver. Znał tutejszego komendanta i jego podopiecznych. Wiedział że wszystko zrozumieją tylko najpierw Ana musi zacząć mówić.
- Ana, czemu kłamiesz? - zapytał Max
- Jestem zwykłą striptizerką, kto mi uwierzy? - westchnęła Ana. - Nikt.
- Zostaniesz objęta programem ochrony świadków. Będziesz bezpieczna.
- A moi bliscy?
- Będziesz musiała zniknąć. - odparł Max. - Zrobimy wszystko co w naszej mocy aby Chris cię nie odnalazł. Zapewnimy najlepszą ochronę twojej rodzinie i bliskim. Zeznaj na jego niekorzyść. Twoje zeznania bardzo nam pomogą.
Ana długo się zastanawiała jaką ma podjąć decyzję. Miała mętlik w głowie. Martwiła się o ojca i o swoich braci. Byli dla niej najważniejsi. Z kolei Olivia była dla niej jak siostra. Dobrze wiedziała, że jeśli wyjawi wszystko co wie to już nigdy nie będzie miała możliwości tu wrócić. Była kompletnie zagubiona. Bała się o życie swoich bliskich. Chociaż patrząc na to z zupełnie innej perspektywy dostała drugą szansę na zupełnie nowe życie.
- A kim był ten Alex Roberts? - zapytała nagle Ana.
- Okazało się, że jego dokumenty zostały sfałszowane. Niejaki Alex Roberts zmarł dziesięć lat temu na raka płuc, a jedyny który żyje mieszka w Miejscowym Domu Starości i w tym roku kończy dziewięćdziesiąt lat. - wyjaśnił Max.
- Więc kto to jest?
- Właśnie to cały czas próbujemy ustalić.
- Szkoda człowieka. - westchnęła. - Chyba podjęłam decyzję. Wiem już co zrobię.

***
   8 godzin wcześniej,
 Chris umówił się z Andy'm w swojej dwupiętrowej willi. Mieli omówić zasady członkostwa w ZGO. Nicole spędzała z nim dużo czasu w łóżku. Nie była do końca prawdomówna w swoich rozmowach z Aną. Specjalnie chciała wprowadzić ją w błąd aby ta się trochę przestraszyła i przestała rozmyślać nad rezygnacją z pracy w klubie.
- Nie wierzę, że chcesz go przyjąć do naszej grupy. - westchnęła i pocałowała go w nos. - To półgłówek
- Wiem, kochanie ale dużo o nas wie. I dlatego należy się go pozbyć.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Trzeba go wyeliminować, maleńka. - odparł Chris i przebiegle się do niej uśmiechnął. - On przyjdzie za niecałą godzinę więc...
- Rozumiem, że mam sobie pójść?
  Chris lekko się do niej uśmiechnął. Ubrał się garnitur, schował pistolet i czekał. Wezwał do siebie swojego ochroniarza, Siergieja. Miał metr dziewięćdziesiąt pięć wzrostu, był dobrze zbudowany i dobrze znał wschodnie sztuki walki. Był idealny do tej pracy. Po kilku minutach Chris usłyszał, że ktoś otwiera drzwi. Do salonu wszedł uśmiechnięty Andy. Był sam.
- Widzę, że ładnie się tu urządziłeś. - odparł Anakonda. - Dom  jak marzenie.
- Lata pracy. - odparła cicho Chris.
- Bardzo się cieszę, że będę mógł zostać członkiem ZGO. Chyba właśnie dlatego chciałeś się ze mną spotkać.
- Tak, poniekąd. Poznajcie się, to Siergiej mój ochroniarz, a to Andy mój dawny przyjaciel. - odparł Christopher.
- Miło mi poznać. - powiedział szybko Andy wyciągając rękę do Siergieja.
  Siergiej lekko się uśmiechnął do niego. Uściskał jego dłoń i mocno popchnął go na kanapę.
- O co chodzi panowie? - zapytał Andy nie widząc o co chodzi.
- Nie jesteś dość dobry aby przyłączyć się do naszej organizacji. - stwierdził Chris.
- Policja na pewno się ucieszy gdy im o wszystkim opowiem. - oznajmił Andy z zamiarem opuszczenia tego pomieszczenia.
  Siergiej go powstrzymał. Miał groźne spojrzenie dlatego Anakonda nie chciał go prowokować.
- Myślisz, że pozwolę Ci stąd tak po prostu odejść,? - zapytał Christopher i się lekko zaśmiał.
  Andy był  przygotowany na taką ewentualność. Parę lat spędzonych w więzieniu nauczyło go jednego. Nie ufaj nigdy tym którzy chociaż  raz zdradzili. Próbował wyrwać się z uścisku Siergieja który wciąż bardzo mocno trzymał go za ramię i nie pozwalał na żaden ruch. Nie zamierzał jednak się poddawać. Nawet jeśli miał umrzeć to tylko i wyłącznie w walce. Anakonda ugryzł Siergieja w rękę i próbował się wydostać z jego silnych objęć. Gdy Chris wyciągnął spod marynarki pistolet, Andy nie czekał na dalszy rozwój wydarzeń. Kopnął Siergieja w nogę i wykorzystując jego słabość wyrwał się z jego uścisku. Zamierzał stamtąd jak najprędzej uciec. Niestety Chris był o wiele szybszy. Bardzo dobrze radził sobie z bronią dlatego wystarczyło jedno pociągnięcie za spust. Mierzył prosto w jego klatkę piersiową. Anakonda jeszcze przez chwilę przyglądał mu się. Dobrze wiedział, że to koniec. Jego życie dobiegało właśnie końca ale miał nadzieję, że jego dawny przyjaciel zostanie wkrótce ukarany za swoje okrutne czyny. Sam nie był lepszy. Zabijał, okradał i manipulował.

***
   Mike opowiedział o całej historii Olivii, Willowi i Lilly. Mandy nie było szczególnie tym  zainteresowana.
- Muszę tam do niej jechać. - oznajmiła Liv. - Trzeba ją jakoś wesprzeć.
  Will cały czas głaskał ją po ręcach aby dodać jej otuchy. Mandy cały czas im się przyglądała. Will tylko przy Liv stawał się taki opiekuńczy. Jej tak nigdy nie traktował. Miała wrażenie, że jej szansa na poślubienie tego mężczyzny z każdym dniem coraz bardziej maleje.
- Nie panikuj.  - odparł Mike. - Ana jest pod opieką Max'a.
- Jak mam nie panikować?! - zawołała Liv.
  Nagle zadzwonił telefon komórkowy Mike'a. Chłopak cały czas machał głową, że rozumie i co jakiś czas spoglądał na Olivię.
- I co, i co? - dopytywała się Liv.
- Zaraz tu przyjadą i o wszystkim nam opowiedzą. - wyjaśnił Mike.
   Olivia nie potrafiła nie panikować. Bardzo się martwiła o swoją przyjaciółkę. Od samego początku czuła, że ich niespodzianka to będzie jeden wielki niewypał. Nie sądziła, że to aż tak źle się skończy. Po półgodzinie nadjechał samochód a wraz z nim Max i Ana. Gdy tylko się pojawili Olivia od razu się ożywiła i rzuciła się jej w ramiona.
- Ana, jak ty się czujesz? - pytała Liv.
- Dobrze. - odpowiedziała Ana lekko się od niej odsuwając.
- Jesteś zła? - zapytała. - Przepraszam za wszystko. Przygotowaliśmy dla ciebie prezent i tort. To miała być niespodzianka. Niestety nie najlepiej to wszystko się skończyło.
 Spojrzenie Any było bardzo smutne. Jakieś takie nieobecne. Liv od razu to zauważyła.
- Co się dzieje? - zapytała Liv.
- Liv, wyjeżdżam na studia. - oznajmiła Ana.
- Och, to wspaniale! - zawołała. - A kiedy?
- Jutro.

***
Długo mnie nie było. Bardzo zastanawiałam się jak to opisać. Rozdział jest krótszy niż planowałam.Jest jednym z ważniejszych w tym opowiadaniu. Więc Alex Roberts to tak naprawdę...? :D heh, Mam nadzieję, że chociaż wam się spodoba ten rozdział. Wstawiłam go później niż planowałam, wczoraj nie miałam do tego głowy, Brazylia:Polska, emocje i nie mogłam się skupić. 
Zapraszam do czytania i komentowania. 
Przepraszam za błędy. 
Mia

poniedziałek, 8 września 2014

14. Trupy, uczucia i policja

Ana obudziła się z ostrym bólem głowy. Poprzedniego dnia wypiła sporą ilosć  alkoholu  i nie czuła się najlepiej. Zauważyła, że Olivia i Lilly już nie leżały obok niej. Wstały o wiele wcześniej od niej. Gdy spojrzała na zegarek od razu zaczęła się ubierać. Wyszła z namiotu i rozejrzała się. Nikogo wokół niej nie  było. Ani samochodów, ani namiotów, zupełnie jakby wszyscy nagle zniknęli.
- Ej, jesteście?! - zawołała Ana.
 Nikt nie odpowiadał. Ana poczuła się paskudnie. Nikt nawet o niej nie pomyślał. Rozgoryczona i pełna wątpliwości zjadła wczorajsze kanapki i wypiła trochę soku pomarańczowego. Chciało jej się płakać. Schowała się w namiocie. Położyła się, nakryła kocem, wzięła do ręki notes i długopis. Zaczęła opisywać swoje emocje i uczucia jakie nią w tym momencie targały. Zawsze miała z tym problem ale tym razem dała upust swojej wyobraźni. Była wściekła na Olivię, Lilly, Willa, a nawet na Mike'a, którzy zachowali się jak kompletni pozerzy zostawiając ją tu kompletnie  samą. Nigdy nie czuła się bardziej upokorzona niż w tym momencie. Postanowiła, że nie będzie siedziała samotnie w namiocie i czekała. Spakowała do plecaka najpotrzebniejsze rzeczy. Namiot należał do niej dlatego musiała go także zabrać ze sobą. Wyczesała się, odświeżyła i ruszyła prosto przed siebie.Nie bała się tego co może ją w międzyczasie spotkać. Uznała, że odseparowanie się od tych wszystkich ludzi dobrze jej zrobi.
***
- Mam wyrzuty sumienia. - westchnęła Olivia. - To są jej urodziny. Nie lepiej zorganizować to całe przyjęcie w bardziej tradycyjny sposób?
- Co masz na myśli? - zapytał Will.
- Ona tam siedzi zupełnie sama. Nie wie gdzie jesteśmy, na pewno ma mętlik w głowie, jest smutna i na pewno bardzo wściekła.
- Wrócimy tam wieczorem. - tłumaczył Will. - To jest przyjęcie urodzinowe, niespodzianka. Trzeba kupić jakiś wystrzałowy prezent, tort i szampana. A co najważniejsze należy ją zaskoczyć.
 Tylko Liv zgodziła się wraz z Willem jechać do miasta po prezent dla Any. Reszta wybrała się do piekarni po tort dla jej najlepszej przyjaciółki. Olivia czuła się bardzo dziwnie w jego towarzystwie. W tym samochodzie przeżyła z nim wiele wspaniałych chwil. Między nimi ich pierwszy pocałunek, który zaowocował w  liczne kłótnie i niedomówienia.  Will co jakiś czas zagadywał Olivię. Chciał utrzymywać z nią dobre kontakty. Przyjaźń to było dla niego za mało ale Liv  wyraziła się jasno, nic do niego nie czuje. Dobrze czuli się w swoim towarzystwie. Miał wrażenie, że znał ją od zawsze. Dlaczego tak z Mandy nie było? Kiedyś byli najlepszymi przyjaciółmi ale z czasem  Mandy zapragnęła czegoś więcej, a ich przyjaźń powoli zaczęła gasnąć. Dla ich związku oznaczało to katastrofę.
- O czym myślisz? - zapytała nagle Liv.
- O Mandy. - odparł Will.
  Olivia dalej nie pytała. Nie chciała znać szczegółów ich związku. Nie chciała samą siebie skazywać na cierpienie. Czuła, że dobrze zrobiła odpychając od siebie Willa. Teraz widziała jak bardzo był szczęśliwy z Mandy.
- Nie zapytasz w jakim sensie?
- Nie chcę wiedzieć. To są wasze sprawy. - odparła krótko Liv.
- Nie kocham jej. - wyznał nagle i w tym samym czasie zatrzymał samochód.
- Will, to dlaczego z nią jesteś?
- Ona mnie kocha. Miło jest wiedzieć, że ktoś cię darzy takim uczuciem. - wyjaśnił.
- Ja nie wiem jak to jest. Nigdy nie byłam zakochana. - wyznała Olivia. - Maria często mi tłumaczyła jak to jest ale ja nigdy jeszcze czegoś takiego nie przeżyłam. Chyba się do tego nie nadaje.
Will nie chciał jej speszyć dlatego przez długi czas nic nie mówił. Pozwolił jej na chwilę tylko dla siebie. Wiedział, że to jemu pierwszemu to wszystko mówi.Wstydziła się swoich uczuć.  Cieszył się, że może jej pomóc. Żałował, że to nie on okaże się tym pierwszym i ostatnim w jej życiu i sercu.
- Wiesz, ja też jeszcze nigdy nie pokochałem tak na sto procent. Było kilko kobiet w moim życiu ale to nie było to. Długo szukałem aż w końcu spotkałem ciebie.
  Olivia lekko się zarumieniła. Nie chciała aby mówił jej o swoich uczuciach. Nie była dobra w udzielaniu rad, a tym bardziej w ciagłym kłamaniu. Wolała nie ujawniać tych wszystkich skrywanych pragnień. Jeszcze nigdy się tak nie czuła. Była zazdrosna, rozdrażniona, ale gdy tylko mogła z nim porozmawiać stawała się najszczęśliwszą kobietą na świecie. Czy to na tym właśnie polegała miłość?
- Spotkaliśmy się przez przypadek. - westchnęła Liv starając nie patrzeć mu w oczy.
- Ten przypadek zmienił całe nasze dotychczasowe życie, Liv. - odparł nagle Will. - Chcę być dla ciebie kimś wyjątkowym. Chcę żebyś mi się zwierzała i była ze mną zawsze szczera. Taka więź jak nasza może już nigdy więcej się nie powtórzyć.
 Nie spodziewała się takich słów z jego ust. Nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć. Mówił, jej o swoich najskrytszych uczuciach, a ona zupełnie nie wiedziała jak ma się zachować. W pierwszej chwili pomyślała o ucieczce, ale z drugiej strony nie była tchórzem i nie chciała przed nim uciekać.
- Will, przestań. - odparła Liv. - Nie komplikujmy sobie życia. Po prostu zostawmy to tak jak jest.
- Głupi jestem, wiem. - szepnął. - Po prostu nie potrafię przestać o tobie myśleć. To takie flustujące.
Olivia czuła się tak samo. Wszędzie miała jego twarz przed oczami. Czy to nigdy się nie skończy?  Usmiechnęła się aby jemu i sobie dodać trochę otuchy. Will zatrzymał się na parkingu obok centra handlowego.
- Chodźmy kupić wystrzałowy prezent dla Any. - odparła Olivia. - Na pewno się bardzo ucieszy.
- Liv?
- Tak?
- Zapomnij o tym co mówiłem. O wszystkim. - odparł Will.
  Ona nigdy nie zapomni.
Choćby miała  pokochać kogoś zupełnie innego to nigdy nie zapomni.
Na zawsze...

***
 W tym samym czasie humorzasta Mandy, gadatliwa Lilly, zasadniczy Max i wyluzowany Mike próbowali wybrać idealny tort dla dzisiejszej solenizantki.Bardzo się różnili dlatego ich gusty  też znacząco się różniły. Ekspedientka pokazała im trzy torty. Każdy z nich się różnił, miał inny smak i kolor.
- Mi to obojętne. Ja i tak się odchudzam. - westchnęła znudzona Mandy.
- Wiecie co, spędziliśmy tu już dobre pół godziny i nic nie zdecydowaliśmy. - odparła Lilly. - Każdy z tych tortów jest piękny. Myślę, że najlepiej zrobić demokratyczne głosowanie. Ostatni głos Mandy zadecyduje. Jej to i tak nic nie interesuje.
- Zgadzam się. - odparł Mike i lekko sie do niej uśmiechnął.
 Od paru minut wpatrywał w nią jak zaczarowany. Nic nie mógł poradzić na to, że jej niewinność tak bardzo go urzekała. Wiedział jednak, że nie może je nawet tknąć. I to go jeszcze bardziej denerowowało. Było kilka kobiet w jego życiu, w tym Ana które kompletnie potrafiły go oczarować. Jednak ona miała w sobie to "coś". Nie przeszkadzała mu dzieląca ich różnica wieku. Nigdy nie próbował się ustatkować, zawsze uważał, że związki są mu niepotrzebne, czuł się wolnym cżłowiekiem ale teraz gdy tak na nią patrzył poczuł, że przez te wszystkie lata po prostu bał się zakochać. Zawsze traktował kobiety jak przedmioty. Wiedział, że Lilly jest bardzo wrażliwa i szybko przywiązuje się do ludzi. Nie chciał jej skrzywdzić.  Chciał ją uchronić przed złem jakie oferuje ten bezwzględny świat.
Mandy zdecydowała się na tort czekoladowy. Wyglądał skromnie ale bardzo elegancko. Dobrze wiedziała, że nigdy nie należy przesadzić z dodatkami. Czasem mniej znaczy więcej. Mimo iż prawie się nie odzywała to  obserwowała i w pewnym momencie dostrzegła niebezpieczne romantyczne prądy płynące między Mike'em i Lilly. Musiała jak najszybciej powiedzieć o tym Willowi. Musiała temu zapobiec. Ich związek to byłaby kompletna katastrofa.

***
   Ana długo spacerowała. Na każdym napotkanym drzewie namalowała szminką serci. Nie chciała się zgubić. Nogi zaczynały ją boleć. Czuła się jakby przeżywała jakiś  dzień świstaka. Tylko, że w jej przypadku to każdy dzień okazywał się coraz gorszy. Aby trochę odpocząć usiadła obok drzewa, oparła się o niego i odetchnęła z ulgą. Zaczęła się zastanawiać nad tym który był dzisiaj dzień tygodnia. Po chwili zrozumiała, że dzisiaj miała urodziny! To były najgorsze urodziny w jej życiu. Nikt o nich nie pamiętał. Nawet ona sama o nich zupełnie zapomniała. Chciała się trochę odprężyć i na chwilę zamknęła oczy.
- A jeśli ktoś tu nas zobaczy? - usłyszała.
- Słuchaj, pracujesz dla mnie i póki co masz wykonywać to co ci każe.
  Dziewczyna myślała, że jej to się tylko śni. Jeden z głosów wyraźnie rozpoznała. To był głos jej pracodawcy, Chrisa.
- Dobrze, szefie. Zacznę kopać. - oświadczył jeden z nich.
- Trzeba zatrzeć wszystkie ślady. Nikt nie może się dowiedzieć, że to my za tym stoimy.
Ana przebudziła się, gdy wstała, dostrzegła, że śniła na jawie. Dostrzegła Chris oraz jednego z pupilków. Zakopywali, ciało? Zaskoczona i nieco przerażona zupełnie nie wiedziała jak ma się zachować. Nie wymieniali nazwiska ofiary ale słychać w ich głosie było dużą satysfakcję.
- Chorzy ludzi. - szepnęła Ana.
 Zachowywała się bezszelestnie. Tak aby nikt jej ani nie usłyszał ani nie zobaczył. Schowała się pomiędzy krzewami.Gdy  Chris wraz ze swoimi parobkiem skończyli swoją pracę i odjechali,  Ana postanowiła odkopać martwe już ciało i dowiedzieć się kogo tak naprawdę zabito. Miała chude ręce i ciężko jej było cokolwiek zrobić. Gdy natknęła się na coś zimnego i gumowatego od razu poznała, że to musiał być trup. Wzdrygnęła się. Okazało się, że to był mężczyzna. Był blondynem, miał lekki zarost, a ubrany był dość skromnie. Poszarpane łachmany odkrywały jego muskularne ciało. Ciało pokryte ranami i siniakami oznaczało zaciętą walkę. Nie można było nie zauważyć, że przed śmiercią mężczyzna bardzo mocno się bronił przed atakami mordercy. Z jego poszarpanych spodni wypadł dowód osobisty wraz ze zdjęciem. Ana wzięła go do ręki.
- Alex Roberts. - odczytała.   - Szkoda cię przystojniaku.
  Jego martwe ciało było zimne, blade, a w dodatku gumowate. Szeroko otwarte Oczy Alex'a  bardzo ją przerażały. Nie wiedziała czy ma donieść na Chrisa na policję czy może spróbować go zaszantażować. Wiedziała, że z początku to ją będą podejrzewać o zabójstwo. Nie miała alibi. Z drugiej strony to był jej obywatelski obowiązek. Chris zagrażał ludziom. Tylko, że wtedy to ona stanie jedynym celem dla Chrisa i jego mafii.
- Ana! - usłyszała głos Mike'a.
- Tu jestem! - zawołała Ana.
  Gdy z krzaków wyłonił się z Mike, to Ana z początku bardzo się ucieszyła na jego widok. Później jednak gdy mężczyzna dostrzegł martwe ciało od razu zbladł i znacząco spostrzegł na Anę, to ta poczuła do niego obrzydzenie.
- C-co to? - zapytał głupio.
- To trup. - odparła Ana. - Słuchaj, wiem że to dziwnie wygląda ale ja tego nie zrobiłam. Nie zabiłam tego człowieka.
- Przecież wiem. - odparł Mike. -  Zadzwońmy do Max'a. On jest policjantem. Mu o wszystkim opowiesz.
  Mike wyciągnął telefon komórkowy i zadzwonił do swojego kuzyna. Wszyscy czekali na solizantkę na polanie. Mike poradził mu, aby ten szedł według serduszek, która Ana zostawiła na każdym drzewie. Pół godziny póżniej na miejsce dotarł Max.
- Chcę z tobą porozmawiać na osobności, Max. - odparła Ana.
- Rozumiem, Mike wracaj do pozostałych i opowiedz o tym co się wydarzyło. - odparł Max.
 - Myślisz że to ja? - odezwała się nagle Ana.
- Ana, wcale tak nie myślę. Posłuchaj mnie, opowiedz mi o wszystkim co widziałaś, co zrobiłaś, a ja w międzyczasie powiadomię wszystkie odpowiednie służby.
  Miły uśmiech Max'a dodał jej otuchy. Zaczęła mówić.
- Byłam bardzo zła, smutna, rozczarowana i dlatego wybrałam się na ten przeklęty spacer. Zatrzymałam się obok tego drzewa aby na chwilę odpocząć. - wskazała drzewo i mówiła dalej. - Zamknęłam oczy. Myślałam, że śnię gdy usłyszałam dwa męskie głosy. Jeden z nich był mi bardzo dobrze znany. Nie wiem czy powinnam wymieniać jego imię i nazwisko. To bardzo niebezpieczny człowiek. Ja pracuję jako striptizerka w jego klubie, "Mixture". Chyba sam wiesz już o kogo chodzi. Widziałam jak zakopują tego człowieka. Pomyślałam, że go odkopię i dowiem się kim on jest. Wiem jak to wygląda ale ja naprawdę nic nie zrobiłam...
- Nie denerwuj się, wierzę ci. - powiedział Max.
- Ale pytanie czy oni mi uwierzą? - zapytała niepewnie Ana wskazując na nadjeżdżającą policję.

***
Dobra wiadomość jest taka, że mam wenę, już o wiele więcej się dzieje, a będzie jeszcze więcej się działo. :D Nie wiem czy to wgl gramatycznie zabrzmiało. Ana przeżywa masakrę, jak myślicie kim jest ten Alex Roberts? Cóż, w następnym rozdziale prawie wszystko po części się wyjaśni :D Błędy w poprzednich rozdziałach będę poprawiać na końcu. Zapraszam do czytania i komentowania. 
Przepraszam za błędy. 
Mia. 

środa, 3 września 2014

13. ZGO

Ana wcale się nie zastanawiała jaką decyzję podjąć. Taka wycieczka mogła już nigdy więcej się nie powtórzyć. Wyjazd pod namioty jej i Olivii na pewno dobrze zrobi. Bała się spotkania z Mike’em ale uznała przecież nie będzie musiała z nim nawet rozmawiać. To nie było konieczne. Wystarczyło, że go tolerowała. Chciała spędzić trochę czasu z przyjaciółką, która przeżywała teraz bardzo ciężkie chwile. Olivia bardzo długo się sprzeciwiała ale w końcu się zgodziła. Ana zawsze potrafiła postawić na swoim. Liv musiała poszukać na swoje miejsce pracy na te parę dni kogoś innego. Znalazło się kilku chętnych. Wybrała dwie osoby, które znała z widzenia i była przekonana, że są uczciwi i odpowiedzialni do zachowania czystości w poszczególnych domach. Spakowała się, związała włosy w koński kok, pożyczyła biwak i była gotowa do wyjazdu. Ana była w o wiele gorszej sytuacji. Jej ojciec  przyjął to źle, że przez okrągły tydzień będzie musiał się zajmować swoimi synami i całym domem zupełnie sam. Dopiero teraz uświadomił sobie jak bardzo ważną osobą w tym domu była Ana. Zajmowała się wszystkim, a on potrafił się tylko upić i cały dzień przesiedzieć przez telewizorem.
Olivia i Ana umówiły się z Willem, że przyjedzie po niej około godziny piętnastej. Na widok Mandy i Lilly siedzących obok trochę się speszyły ale uznały, że dzięki tej wycieczce mogą się trochę bliżej poznać. W samochodzie głównie panowała cisza. Co jakiś czas Lilly próbowała jakoś rozpocząć rozmowę ale na nic to się zdawało. Mandy co jakiś czas spoglądała na Liv. Nie traktowała jej już jako przyjaciółkę tylko jako rywalkę. Tylko Will i Mike dokładnie wiedzieli gdzie można spokojnie się zrelaksować i odpocząć na łonie natury. Dolina Blue Lake jest jednym z najpiękniejszych miejsc w całym mieście. Tylko tam można zapomnieć o wszystkich problemach i po prostu żyć pełnią życia. Widok zapierał krew w żyłach. Will, Mike,  i Lilly  jako dzieci przyjeżdżali tu wraz z rodzicami. Teraz są dorośli ale wciąż tęsknią za tą beztroską i za atrakcjami jakie tu można zobaczyć.
Na miejscu czekał już Mike. Do wspólnej eskapady zaprosił swojego kuzyna Max’a. Max mieszkał w Londynie ale przyjechał na parę dni w odwiedziny do swojego starszego kuzyna. Miał dwadzieścia dwa lata. Pracował w policji. Zawsze o tym marzył. Mike przyjechał wraz z Max’em na miejsce już kilka minut temu. Wspólnie rozłożyli namiot i planowali zorganizowanie ogniska. Wzięli ze sobą kiełbaski i alkohol. Mieli nadzieje na naprawdę dobrą zabawę.
- Już myślałem, że się zgubiliście. - westchnął Mike. - To jest mój kuzyn Max. Jest policjantem więc lepiej starajcie się przestrzegać prawa.
  Ana uważnie przyjrzała się Max’owi. Był wysoki, miał kruczoczarne włosy, niebieskie oczy i miły uśmiech. Na słowo policjant Ana trochę się zmieszała i straciła swoją pewność siebie. Przecież na dobrą sprawę pracowała dla mafii. Wolała się od niego trzymać z daleka aby czegoś mu nie wyjawić.
- Co tam myślisz? - zapytała zirytowana Olivia. - Pomóż mi.
  Liv przez większość swojego życia robiła mnóstwo rzeczy. Była kelnerką, sprzątała, opiekowała się dziećmi, teraz zajmuje się gotowaniem ale nigdy jeszcze nie rozbijała namiotu. Nie miała o tym zielonego pojęcia. To była dla niej absolutna nowość. Dobrze, że jej przyjaciółka miała o tym większe pojęcie. Po paru minutach namiot był gotowy. Lilly patrzyła na nie z zazdrością. Mandy zupełnie jakby odcięła się od reszty grupy. Jej niezadowolona mina mówiła wszystko. Will postanowił ją jakoś rozweselić ale tylko pogorszył sprawę.
- Co ty taka zła? - zawołał Will.
- Nie jestem zła, po prostu zupełnie nie rozumiem dlaczego zaprosiłeś na nasz wspólny wypad te dwie wieśniaczki… - wyjaśniła Mandy i wskazała na Oliwię i Lilly.
- Myślałem, że lubisz Olivię, a Any nie znasz. Nie oceniaj zbyt pochopnie.
- W pracy muszę być dla każdego miła ale tutaj nie wymagaj od mnie cudów.
- Jesteś trochę niesprawiedliwa. - warknął Will. - Dorośnij.
   Will podszedł do Mike’a i wspólnie napili się piwa. Dołączył do nich Max, a także Ana i Lilly. Olivia  zdecydowanie bardziej wolała chłonąć piękno natury niż zapach alkoholu. Nie miała ochoty na świętowanie. W sercu  wciąż przeżywała żałobę.
- Zaraz, zaraz. Ty nie pijesz. - powiedział stanowczo Will do siostry.
- Ale Will… - westchnęła prosząco Lilly.
- Nie ma mowy. Jesteś na to zdecydowanie za młoda.
  Mike westchnął ale się nie wtrącał. Jego przyjaciel dobrze wiedział co robi. Przynajmniej wydawało mu się, że wie. Co jakiś czas spoglądał w stronę Any. Dziewczyna unikała jego wzroku. Natrętne myśli przychodziły mu do głowy.
- Jesteś na mnie zła? - zapytał Mike.
- Nie. - odparła szybko Ana.
- Wiem, że masz do mnie żal za to, że zachowałem się jak palant. Czasem po prostu plotę różne głupstwa gdy jestem po kilku drinkach. Chciałbym spróbować się z tobą zaprzyjaźnić.
- Uraziły mnie twoje słowa. - odparła Ana. - No ale każdy zasługuje na drugą szansę.
- Uściskamy się?
- Tylko jedno ci w głowie! - zawołała cały czas się śmiejąc.
  Olivia na chwilę oddaliła się od swoich znajomych. Nie wiedziała tak naprawdę jak ich nazwać. Nigdy tu nie była. Szła cały czas prosto. Wzięła ze sobą plecak, którym miała schowany ręcznik, jedzenie, bieliznę, kilka ubrań na zmianę i trochę wody. Nie wiedziała co ją podkusiło aby tak daleko oddalić się od całej grupy. Wiedziała, że powrót byłby o wiele lepszym dla niej wyjściem ale czuła że potrzebuje samotności. Gdy dostrzegła nieopodal niewielkie jeziorko bardzo się ożywiła. Rozejrzała się. Była kompletnie sama. Rozebrała się. Była półnaga. Miała na sobie tylko bieliznę. Weszła do wody i od razu podskoczyła. Woda była lodowata. Tego było jej potrzeba. Potrzebowała jakiegoś znaku, że w jej życiu może wydarzyć się coś naprawdę dobrego. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że ktoś może ją podglądać. Rozkoszowała się tą chwilę myśląc, że w końcu powinna obudzić się z ospałości i zacząć działać. Gdy otworzyła oczy dostrzegła cień obok drzewa stojącego po prawej stronie od brzegu. Nie umiała określić czy to był mężczyzna czy kobieta. Zmrużyła oczy. Uznała, że musi zachować się ostrożnie i wybadać kim ten ktoś jest.
- Kim jesteś? - zawołała Olivia.
  Starała się aby jej głos zabrzmiał dosyć pewnie.
  Z ciemności wyłoniła się Mandy.
- Och, to tylko ty. - odetchnęła Liv. - Myślałam, że to ktoś obcy i się przestraszyłam.
  Mandy nic nie powiedziała. Podeszła do brzegu i uważnie przyjrzała się Olivii. To było co najmniej dziwne.
- Co ty tu właściwie robisz? - zapytała podejrzliwie Olivia.
- Zauważyłam, że gdzieś się wybierasz. Pomyślałam że za tobą pójdę . - odpowiedziała Mandy. - Musimy pogadać.
- Chodzi o kurs?
- Nie, chodzi o Willa.
- O Willa? Chyba wiem o co ci chodzi. To trudna sytuacja dla niego i dla jego rodziny…
- O czym ty mówisz? - zapytała Mandy nie wiedząc zupełnie o co chodzi.
- A ty?
- Odczep się od mojego chłopaka, szmato! - zawołała.
  Olivia zaczęła wątpić w dobre serce Mandy. Rzeczywiście zachowywała się jak modliszka, a Will był jej ofiarą. W międzyczasie ubrała się w suche ubrania i wyczesała włosy. Zdenerwowana Mandy przestała panować nad swoimi emocjami i  mocno popchnęła Liv. Dziewczyna się zachwiała i upadła na ziemię. Ta, nauczona walczyć o to co dla niej najcenniejsze z całej siły wepchnęła Mandy do wody.
- Ty wulgarna idiotko! - wykrzyknęła Mandy.
  Olivia już jej nie słuchała. Nawet ją to rozśmieszyło. Postanowiła jak najszybciej wrócić do obozu. Było już ciemno. Usłyszała z oddali śpiewy i krzyki. Wszyscy już byli pijani.
- A wy co? - zawołała rozbawiona Olivia.
- Gdzieś ty się podziewała? - zapytał Will.
  Bardzo się martwił. Czuł się za nią odpowiedzialny.
- Byłam tu i tam. - odparła wymijająco.
- Masz mokre włosy ale roześmiane oczy.  - stwierdziła Ana.
- A widziałaś może Mandy? - zapytał Mike. - Ta też przepadła w tajemniczych okolicznościach…
- Will, kochanie! - usłyszała znany pisk Mandy.
  Olivia spojrzała na Willa, która od razu do niej podbiegł. Od razu się nią zajął. Była cała przemoczona. Kazał jej się przebrać i schronić w ich wspólnym namiocie. Poczuła ukłucie zazdrości. Przeżyli ze sobą kilka dobrych i złych chwil. Zawsze czuła tą wyjątkową więź między nimi. Teraz zaczęła w to wszystko wątpić. On wybrał Mandy, kobietę która kocha i zna od dziecka. Ona nigdy nie będzie dla niego odpowiednia.
   Liv schowała się w namiocie, który dzieliła z Aną i Lilly. Ana była lekko pijana i wygadała różne głupie historie. Lilly była zbyt młoda aby zapytać ją o jakąś radę.
- Liv, gadaj o co się pokłóciłaś z Mandy? - zapytała nagle Ana.
- My się nie…
- Facetom można wszystko wmówić ale nie nam. O co poszło? - stwierdziła Lilly.
- O Willa. - wyjaśniła Olivia. - Ona myśli, że chcę go jej odbić. No ale to nie tak. Między nami nic nie było, nie ma i nie będzie.
- Może nie ma ale mogłoby by być. - westchnęła Ana. - Chodźcie spać bo jutro nas czeka zwiedzanie tego pięknego miejsca.

***  
  Anakonda ostrzygł włosy, pofarbował je, założył soczewki kontaktowe, zmienił styl ubierania i zakrył tatuaże. Zupełnie nie przypominał samego siebie. Udawać kogoś kim się nie jest było dla niego bardzo interesujące. W końcu mógł wyjść do miasta bez obawy, że ktoś może go rozpoznać. Jako mężczyzna miał także swoje potrzeby. Postanowił odwiedzić swojego starego przyjaciela, właściciela miejscowego klubu nocnego “Mixture“. Miał mu pomóc wydostać się z więzienia ale nigdy go nawet nie odwiedził. Zabił dla Chrisa i zapłacił za to bardzo wysoką cenę. Teraz był o wiele starszy i mądrzejszy. Dokładnie wiedział czego chce. Chce zemsty,
Chris jak zwykle siedział w swoim gabinecie i popijał tequilę. Rozmyślał o swoich interesach i o tym jak jego biznes wpłynął na jego życie.
   Andy nie miał zamiaru pukać do drzwi. Od razu wszedł do środka jego gabinetu. To zachowanie kompletnie zaskoczyło Chrisa. Mimo wszystko postanowił zachować stoicki spokój.
- Kim pan jest i czego pan chce? - zapytał mężczyzna.
- Chris, nie poznajesz mnie? - zapytał Anakonda. - To ja Andy.
- Anakonda. - wyszeptał Chris.
- Kilka lat minęło odkąd ostatni raz się widzieliśmy, Christopher. - warknął mężczyzna - I właśnie te kilka lat zmieniło moje życie na zawsze. Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi, a ty mnie bezlitośnie wykiwałeś.
- Po co tu wróciłeś? Złapią cię.
- Chcę dołączyć. - odparł Andy. - Chcę być członkiem ZGO.
   ZGO to Zorganizowana Grupa Obronna, która zajmuje się hackerstwem, włamywaniem się do komputerów bankowych, łamaniem szyfrów,  i brudnym praniem pieniędzy. Na swoim koncie mają kilka rozbojów, morderstw i afer narkotykowych. Ich organizacja działa pod przykrywką klubu nocnego “Mixture”. Są nie do zlokalizowania. FBI stara się namierzyć głównego założyciela ich organizacji. Podejrzewają Chrisa ale nie posiadają żadnych zbitych dowodów, które mogły by wpłynąć na jego winę.
- Nasza organizacja działa od kilku lat. Do swoich szeregów przyjmujemy osoby ponadprzeciętnie uzdolnione.  Ty do takich nie należysz . - oświadczył Christopher.
- Jesteście kompletnie popieprzeni. - westchnął Andy. - Potrafię zabić z zimną krwią. Chyba o to chodzi, prawda? Zresztą jeśli mnie nie przyjmiesz o wszystkim z wielką chęcią opowiem policji. Na pewno się ucieszą. Od lat szukają różnych powodów aby cię przyskrzynić.
- Muszę się zastanowić.
- No ty się zastanawiaj a ja zajmę się jedną z twoich striptizerek.
Andy był niemal pewny, że zostanie członkiem ZGO. Kiedyś Chris był jego najlepszym przyjacielem. Teraz pragnął tylko jednego. Jego klęski.


***
Szczerze przyznam było bardzo ciężko. Pisanie już nie przychodzi mi już tak łatwo jak kiedyś. Wena przychodzi ale później szybko ucieka. Ale nie zostawię tego opowiadania, dokończę je, mimo wszystko. Tym bardziej,  że historia coraz bardziej się rozkręca. Anakonda pragnie zemsty. Mimo wszystko lubię tą postać, i zobaczycie że niejeden raz nas jeszcze  zaskoczy. Żaden romans jak na razie się zbytnio nie rozwija. . Ale Olivia i Will zawsze będą ze sobą blisko. Dziękuję za komentarze, motywujecie mnie żebym mimo wszystko pisała i się nie poddawała bo jak się poddam to już zupełnie niczego nie stworzę. Zapraszam do czytania i komentowania. 
Przepraszam za błędy. 
Mia

środa, 27 sierpnia 2014

12. Alex Roberts

Lilly siedziała w swoim pokoju i znudzona pisała esej na temat kontaktów międzyludzkich. Międzyczasie pisała następną notkę na swojego bloga.

Nie wiem co myśleć. Wszyscy są jacyś dziwni. Will prawie wcale nas nie odwiedza. Zauważyłam pewne napięcie między nim, a rodzicami. Czyżby się pokłócili? Nie potrafię ich rozszyfrować. Gdy pytam o coś, to nawet nie patrzą mi w oczy. Jakby się czegoś bali. Może to tylko ja jestem jakaś przewrażliwiona. Zauważam coś czego prawdopodobnie nie ma. Czasem widzę Mike’a ale on jak zwykle zajęty swoimi sprawami nawet mnie nie zauważa. Pech bycia młodszą siostrą. Zawsze gdy się pojawia to czuję gęsia skórkę. Nic na to nie poradzę. Mam do niego słabość ale wiem, że to uczucie jest na straconej pozycji. Jest ode mnie dużo starszy. Nie zainteresuje się taką małolata jak ja. Jest miły ale wiadomo, że obraca się w zupełnie innym towarzystwie. Wśród dorosłych, którzy tylko myślą o jednym: jak zaciągnąć dziewczynę do łóżka. Przynajmniej tutaj mogę się wypowiedzieć co tak naprawdę o tym myślę. Mój brat jest taki sam. Teraz ma dziewczynę, Mandy modliszkę. Każdy kto ją pozna uważa ją za miłą, sympatyczną dziewczynę i za idealny materiał na żonę. Co mam do niej? Nie lubię jej ponieważ idealnie udaje jej się manipulować innym ludźmi. Ma do tego talent. Teraz na pewno będzie dążyła aby urodzić mu dziecko i zupełnie go do siebie przywiązać. Nie zdziwię się jeśli po ślubie będzie chciała owinąć go wokół palca. Ta kobieta nie ma skrupułów. Zawsze osiąga zamierzony cel. 
Lilly

Lilly wstawiła post na bloga, skończyła esej i wyszła na spacer aby zaczerpnąć świeżego powietrza. Choć teoretycznie mieszkała z rodzicami to praktycznie cały czas była sama. Nawet jej brat się na niej wypiął. Nie odwiedzał jej już tak często jak kiedyś. Tylko z Olivią mogła normalnie porozmawiać. Gdy Lilly usłyszała o śmierci Marii z początku nie mogła w to wszystko uwierzyć, że takie złe rzeczy dzieje się wokół i nikt nie reaguje. Nie wiedziała jak jej pomóc. Ona sama czuła się osamotniona.

***  
  Ana była kłębkiem nerwów. Od pamiętnej rozmowy z Chrisem kompletnie nie wiedziała co począć. Jedynie co mogła zrobić to jedynie zajść w ciąże. Wtedy należałyby się jej wszelkie świadczenie, a jej szef stałby się jej ofiarą, a nie ona jego. Jednak wiedziała, że to głupie bo nie miała nawet narzeczonego, warunków do wychowywania takiego małego maleństwa, a jej zarobki nie wystarczyłyby aby wyżywić całą rodzinę. Wynajęcie prawnika i postraszenie Chrisa sprawą sądową wcale nie było takim głupim pomysłem. Ana dobrze wiedziała że nie stać jej na wynajęcie prawnika, który mógłby pokusić się o wygraną. Olivia miała własne problemy więc nie chciała jej dostarczać nowych. Nicole jako jej nowa przyjaciółka wysłuchała jej opowieści do końca.
- Mówiłam ci, że tak będzie. - odparła Nicole. - Sama próbowałam stąd kilkakrotnie uciec. Bez skutku.
- Nie rozumiem po co to wszystko. Ten biznes już od dawna podupada. Czemu go nie zamkną? - powiedziała Ana.
- To jeszcze bardziej skomplikowane niż myślisz. - westchnęła. - Ten klub to przykrywka dla  Chrisa i jego bandy. Mamy do czynienia z mafią, Ana. To jest o wiele niebezpieczniejsze niż ci się wydaję.
  Ana rozszerzyła źrenice i lekko się zachwiała.
- Mafia?! - zawołała.
- Cicho. - warknęła. - Nie pytaj skąd wiem. Po prostu kiedyś ja i Chris mieliśmy ze sobą wiele wspólnego.
- W co ja się wplątałam… Nie można ich jakoś zdemaskować?
- Można ale na to potrzeba dużo czasu. Zresztą jestem pewna, że nawet jeśli złapią Chrisa, to jego poplecznicy zrobią wszystko aby go pomścić.
- Dużo o tym wszystkim wiesz. Czy ty i Chris byliście parą?
- Cóż, parą to bym tego nie nazwała. Mieliśmy pewien układ. Myślałam, że można ,że sobą sypiać i nic nie czuć. No ale się myliłam. Zakochałam się, a on mnie wyśmiał. Teraz nienawidzę go z całego serca.

***
    Ten wieczór Will spędzał wraz z Mike’em. W barze opijali swoje smutki i żale. Gdy Will opowiedział przyjacielowi całą swoją historię, ten omal nie spadł z krzesła. To chyba była jednak przyczyna spożycia zbyt dużej ilości alkoholu.
- Stary, chyba się naćpałeś?! - zawołał Mike. - Adoptowany?
- Nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. Dla mnie ci wszyscy ludzie są obcy.
- A siorka też?
- Ona o niczym nie wiem. - odparł Will. - Nic jej nie mów. Jest bardzo młoda, nie wiem jak sobie z tym poradzi.
- Lilly to słodka niewiasta. Ma w sobie coś z anioła. Taka niewinna, aż by się chciało ją schrupać…
- Ty się tam nie rozwijaj. Nie będzie cierpieć tak te wszystkie inne którym obiecywałeś gwiazdkę z nieba.
- Przecież wiesz, że nigdy bym tego zrobił. Ona jest dla mnie jak młodsza siostra, choć ma słodziutkie usta to jej nie dotknę. Teraz mi w głowie ta cała Ana, Odrzuciła mnie i dlatego zrobię wszystko aby ją zdobyć rozumiesz?!
- Rozumiem, że za dużo wypiłeś. - odparł Will.
- Wiesz, co? Jedźmy pod namiot. Wróćmy do przeszłości, Will. Zaszalejmy.
- Nie mamy już po szesnaście lat. Mamy własne firmy, zobowiązania wobec klientów, obowiązki.
- Nie ględź. Przez tydzień chyba nic nie powinno się zdarzyć. - westchnął Mike. - Weźmy ze sobą parę osób i jedźmy. Żegnaj nudo, witaj przygodo!  
  Will westchnął i spojrzał na przyjaciela mając nadzieję, że ten żartuje. Mike wciąż zachowywał się jak dziecko. Zawsze musiał postawić na swoim. Nie miał żadnych zahamować. Lubił flirtować z kobietami ale jeszcze nigdy nie pozwolił się żadnej wykorzystać.
- Kogo weźmiemy ze sobą? - odezwał się nagle Will.

***
   Olivia siedziała na łóżku i uważnie czytała gazetę. Szukała ogłoszeń związanych z wynajęciem lokalu, który mógłby posłużyć jej jako restauracja. Nie sądziła, że to wszystko tyle kosztuje. Nie mogła zaciągnąć kredytu ponieważ nie miała żadnej stałej pracy. Nie była wiarygodna. Marzyła o własnym biznesie ale nie sądziła, że to będzie ją tyle kosztować. Parę minut temu dzwoniła do niej Mandy, która ją powiadomiła o pierwszym spotkaniu odnośnie kursu kulinarnego. Pierwsze spotkanie odbędzie się za dwa tygodnie w Międyznarodowej sieci kursów zawodowych. Obecność obowiązkowa. Bardzo się ucieszyła. W końcu będzie mogła spełniać swoje marzenia.     Liv rzadko wychodziła z domu. Jedynie praca jakoś pomagała jej w tym ciężkim dla niej okresie. Czasem rozmawiała z Willem przez telefon ale nie była gotowa aby się z nim spotkać. Dzisiejszego dnia postanowiła wyjść chociaż na dziesięć minut i zaczerpnąć świeżego powietrza dla relaksu. Przeszła przez pierwsze sto metrów i się zachwiała. Złapała za najbliższą ławkę i od razu na niej usiadła. Bała się, że upadnie.
- Przepraszam, nic pani nie jest? - zapytał nieznajomy, który właśnie tamtędy przechodził.
- Nie, po prostu zakręciło mi się w głowie. - wyjaśniła Olivia.
  Liv uważnie przyjrzała się napotkanemu mężczyźnie. Nigdy go tu wcześniej nie widziała. Miała piwne oczy i blond włosy. Wyglądał na trzydzieści parę lat. W jego oczach dostrzegła jednocześnie tajemniczość i drapieżność. Przestraszyła się.
- Może się najpierw przedstawię, Alex Roberts. Niedawno przeprowadziłem się do Denver. A ty jesteś…?
- Olivia. - odparła niepewnie.
- Wyglądasz na bardzo przemęczona. Zapraszam na wspólny obiad. - zaoferował.
- Nie umawiam się z nieznajomymi. Już muszę wracać. Dziękuję za pomoc.
  “Dziwny gość” - pomyślała. W jego oczach dostrzegła zło. Zawsze uważała, że idealnie potrafi ocenić drugiego człowieka. Czyżby tym razem się pomyliła? Przecież próbował jej pomóc i być miły. Miała nadzieję, że już nigdy go nie spotka. Wiedziała jedno. Nigdy w życiu nie chciałaby zostać z nim sam na sam w jakiejś ciemnej i mrocznej uliczce. Nie należała do tchórzliwych ale wolała nie kusić losu. Dobrze wiedziała, że wyglądała jak ofiara losu.
Często porównywała się do Mandy, dziewczyny Willa, która zawsze miała na sobie idealnie wyprasowany  kombinezon i makijaż, który został dopracowany do absolutnej perfekcji. W drodze powrotnej Liv wstąpiła do sklepu spożywczego. Kupiła parę bułek, herbatę, masło, szynkę i na poprawę samopoczucia i humoru czekoladę. Gdy wychodziła dostrzegła Willa spacerującego wraz ze swoim przyjacielem. Co oni mieliby robić w tej okolicy? To nie był ich teren.
- Liv, my właśnie do ciebie…- odparł Will.
- Mamy do ciebie i dla Any propozycję nie do odrzucenia. - zaczął Mike.
- Na wszystko mówię NIE. - ucięła rozmowę Olivię.
- Organizujemy wypad pod namiot. Na tydzień. Zapraszamy was. - powiedział Will.
- Nie mam czasu, ochoty, pieniędzy i nastroju. Poza tym pracuję. - wyjaśniała.
- Przecież każdemu należy się parę dni wolnego. Każdy zrozumie, że przeżyłaś wielką tragedią i potrzebujesz trochę czasu aby się z niej otrząsnąć. - przekonywał Mike.
  Mike był najbardziej przekonującym człowiekiem na ziemi. Potrafił nawet najbardziej upartą dziewczynę na świecie przekonać aby poszła z nim na drinka. Wszystkie chwyty były dozwolone.
- Ty i Will jesteście prawie jak rodzina. Musicie się wzajemnie wspierać. Poza tym taki wypad na pewno was by do siebie  zbliżył. - mówił dalej Mike.
- Zastanowię się. - przerwała mu już zdenerwowana Olivia.
- Już wiem, że się zgodziłaś. - odparł Will. - Mike jest w tym mistrzem.
  Olivia długo śmiała się po ich odjeździe. Mimowolnie poprawili jej humor. Wiedziała, że to by było niemądre aby zgodziła się z nimi na wspólny wyjazd. Musiała pracować i zarabiać aby mieć z czego żyć. Jednak wyjazd cały czas ją kusił ponieważ pragnęła uciec jak najdalej stąd.

***
  Alex to nie jest do końca nowa postać. Zaraz wstawię jego zdjęcie w zakładce :BOHATEROWIE, trochę zwlekałam z napisanie nowego rozdziału, nie wiem, jakoś nie miałam ochoty weny, trochę krótszy rozdział ale w miarę ciekawy. Ostatnio Amy zapytała dlaczego mordercę Marii nazwałam Anakonda. Hm, sama w sumie nie potrafię siebie zrozumieć. Po prostu tak mi ta nazwa przypasowała. :D Następny rozdział jak się domyślacie będzie o wiele ciekaawszy. Namiot i te sprawy hehe Zapraszam do czytania i komentowania, Ostatnio było mało komentarzy choć dużo wyświetleń i troche przykro. Dziękuję wszystkim którzy mimo wszystko komentują, ♥
Przepraszam za błędy

Mia

wtorek, 19 sierpnia 2014

11. Pożegnanie

Liv patrzyła na Will zupełnie nie wiedząc co mu odpowiedzieć. O co mu chodziło? W mieszkaniu czekała na niego dziewczyna, on chciał zostać właśnie z nią z Olivią. Miała kompletny mętlik w głowie. Jej oczy same się zamykały.
- Mogę z tobą zostać? - zapytał Will.
- Dlaczego ze mną? - zapytała nagle. - Przecież w domu czeka na ciebie dziewczyna, która na pewno się o ciebie bardzo zamartwia.
- Nie jestem gotów jej o tym wszystkim opowiedzieć. Nie mam na to wszystko siły. Będę grzeczny, obiecuję.
- Jestem taka zmęczona, że nawet nie mam siły się z tobą kłócić. - odparła cicho Olivia. - Niech ci już będzie ale jeden fałszywy ruch i cię nie ma.
 Gdy weszli do mieszkania w którym panowała grobowa cisza. Dziewczyna usiadła łóżku i po jej policzkach znów popłynęły pojedyncze łzy, które oznaczały jakby pogodzenie się z całą tą nieprzyjemną sytuacją. Śmierć osoby, która na dobrą sprawę była dla niej matką, ojcem, wujkiem i ciotką czyli całym światem, jedyną jej rodziną był wielkim ciosem.
- Dlaczego akurat ona? - zapytała Olivia.
  Will podszedł do niej i ją objął. Sam  bardzo mocno przeżywał wszystkie wydarzenia z dzisiejszego dnia.
- Wypłacz się, kochanie. - odparł Will.
- Po prostu nie mogę uwierzyć, że już nigdy jej nie zobaczę… - westchnęła cicho i go  mocno objęła.
  Starał się udawać twardziela ale z biegiem czasu miał tego wszystkiego dość. Przez tyle lat był perfidnie okłamywany przez swoich rodziców. Miał prawo wiedzieć. Gdy poznał Marię od razu poczuł do niej jakieś miłe uczucia. Chciał jej pomóc i otoczyć ją opieką. Teraz było na to wszystko już za późno.
- Jest jeszcze coś co powinieneś wiedzieć. Twoja siostra także została adoptowana. - odezwała się Liv. - Nie wiem kim są jej biologiczni rodzice. Ona jest bardzo wrażliwa. Myślę, że o wszystkim powinni jej opowiedzieć wasi rodzice.
- Tylko, że ich nigdy nie ma. Są wiecznie zajęci. - odparł Will.
  Olivia nie patrząc nawet na niego ułożyła kołdrę i poduszki na łóżku i jednym ruchem ręki zaprosiła go do niego. Obydwoje byli bardzo zmęczeni. Położyli się obok siebie nawet nie dotykając swojego ciała. Liv zawsze chciała wszystkim udowodnić, że ze wszystkim poradzi sobie sama. To była jej dewiza życiowa. Obecność Will działała na nią kojąco. Choć nigdy by się do tego nie przyznała to czuła się przy nim bardzo bezpiecznie. Miała nadzieję, że tego po niej nie widać. Will wyłączył komórkę. Nie chciał aby ktoś mu przeszkadzał. Rozmowę z rodzicami przełożył na dzień jutrzejszy. Cały czas był na nich wściekły. Wiedział jednak, że do tej rozmowy w końcu będzie musiało dojść. Tym bardziej, że Lilly także ma prawo poznać prawdę. Nagle usłyszał jak Liv próbuje złapać oddech ale jakby coś jej w tym przeszkadzało. Od razu zaprowadził ją do okna. Chciał aby zaczerpnęła świeżego powietrza.
- Oddychaj. Nie denerwuj się. Powoli.
Dziewczyna zaczęła powoli oddychać.  Była blada jaka ściana. W jej oczach widoczny był strach. Ręce jej się trzęsły. Miała ochotę zapaść się pod ziemię.
- Miałam napad paniki. - odparła cicho Olivia. - Czasem mi się to zdarza. Pamiątka z domu dziecka.
- Przeraziłaś mnie na śmierć. - powiedział Will. - Lepiej się czujesz?
- Taak. - westchnęła. - Wracajmy do łóżka.
- Często zdarzają ci się takie napady?
- Cóż, to przychodzi nagle. Nie wiem nawet skąd. To taka moja słabość…
- Wiesz, każdy ma jakieś słabości. Nie musisz się niczego wstydzić. - Will próbował ją podnieść na duchu.
- Nie zastanawiasz się czasem nad tym co Bóg miał na myśli kiedy nas zetknął ze sobą po raz pierwszy? - zapytała nagle Olivia.
- Hm, przeraża mnie co ten Bóg może dla nas jeszcze zaplanować. - westchnął.
***
   W starej przyczepie oddalonej na dobre trzydzieści kilometrów od Denver siedział Anakonda, który czekał na swojego współpracownika. Ostrzył nóż i w tym samym czasie palił papierosa. Znów zabił. Nie czuł z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia. Wręcz przeciwnie. Ta kobieta chciała mu przeszkodzić i w pewnym sensie jej się to udało. Gdy ją dźgnął, to ona zaczęła krzyczeć, a on musiał stamtąd jak najszybciej uciekać aby nie zostać ponownie złapanym. Ucieczka z więzienia, w którym spędził pięć długich lat była dla niego spełnieniem marzeń. Jego broda dosięgała mu do połowy klatki piersiowej. Musiał się odświeżyć, ogolić i ubrać czyste ubrania. Znalazł tą przyczepę, gdy był jeszcze nastolatkiem. Wtedy jego życie było o wiele prostsze. Jako dwudziestolatek zaczął pić, kraść i wdawać się w bójki. Sytuacja zrobiła się o wiele bardziej skomplikowana gdy pierwszy raz zabił. Nie mógł się z tym wszystkim pogodzić. Został skazany na dwadzieścia pięć lat pozbawienia wolności. Pobyt w więzieniu był dla niego prawdziwą szkołą życia. Tam trzeba było walczyć o wszystko. O jedzenie, o miejsce, nawet o łóżko. Ciężka praca i złe traktowanie przez strażników więziennych bardzo dużo go nauczyło. Mógł liczyć tylko na siebie. Zabijając i krzywdząc innych kierował się swoim zwierzęcym instynktem. Andy Collan, bo tak brzmiało jego prawdziwe imię i nazwisko zawsze dążył do tego aby doprowadzić wszystkie sprawy do końca, nawet za cenę życia.
  Gdy nagle usłyszał kroki i od razu wziął nóż do ręki i powoli zbliżył się do swojego potencjalnego przeciwnika.
- Anakonda! - usłyszał znajomy głos i odetchnął.
- To tylko ty. - powiedział mężczyzna spoglądając na swojego wspólnika.
- Przyniosłem ci czyste ubrania, dezodorant, golarkę, mydło i trochę jedzenia.
- Dzięki. - powiedział Anakonda. - Gliny węszą?
- Cóż, mówią o tobie w wiadomościach. Zabiłeś kobietę. Czemu to zrobiłeś? Mieliśmy doskonały plan, a teraz przez większość czasu będziesz musiał się ukrywać.
- Nie przesadzaj, stary. Ogolę się, odświeżę i zobaczysz. Będę nie do poznania. Nikt się nie zorientuje.
- Kim ona w ogóle była?
- Kto?
- No ta kobieta. Jak miała na imię, jak wyglądała?
- Maria, albo jakoś podobnie. Wyglądała na góra czterdzieści parę lat, całkiem ładna.
  Mężczyzna stojący obok Andy’ego nagle jakby się zachwiał. Jego oczy pociemniały.
Wybiegł z przyczepy, nawet się za nim nie oglądał. Zadowolony Anakonda mógł w końcu zmienić swój wizerunek. Nie musiał już chodzić w stroju w biało siwe paski ani walczyć o każdy kawałek chleba. Był wolny. Miał plan ale aby go spełnić musiał postępować bardzo ostrożnie aby nie zostać złapanym przez policję.

***
   Will wrócił do swojego mieszkania, w którym cały czas na niego czekała zdenerwowana Mandy. Miał pogniecione ubranie, potargane włosy na wszystkie strony, a jego mina mówiła praktycznie wszystko. Czuł się kompletnie wyczerpany i psychicznie i fizycznie.
- Gdzieś ty był?! - zawołała zbulwersowana Mandy. - Dzwoniłam do ciebie setki razy! Dlaczego nie odbierałeś?!
- Byłem zajęty. - wydukał cicho Will nie patrząc w jej oczy. - Telefon mi się rozładował.
- Dlaczego nie wróciłeś na noc?!
- Cóż, to długa historia. Możemy o tym później porozmawiać? Muszę się trochę odświeżyć…
Mandy nie zamierzała odpuścić ale z drugiej strony widziała, że Willa coś trapi dlatego na postanowiła, że na kilka godzin odpuści. Musiała iść do pracy dlatego gdy jej chłopak brał prysznic to ona wyszła z mieszkania nawet się z nim nie żegnając. Cały czas była na niego bardzo zła. Will długo się zastanawiał w jaki sposób ma podejść do tej całej sprawy. Było wcześnie rano. Odświeżył się i od razu pojechał porozmawiać ze swoimi rodzicami. Gdy wszedł do domu jego matka krzątała się po kuchni, a ojciec czytał gazetę. Lilly szykowała się do szkoły. Zdziwiona uściskała brata i wybiegła z domu. Został sam na sam z osobami, które przez te wszystkie lata go oszukiwali.
- Cześć, macie chwilę? - zapytał Will.
- A coś się stało synku? - zapytała jego matka Crystal,
  Była niezwykle piękna. Miała w sobie szyk i elegancję, a dodatku w jej zachowaniu dominowała skromność i profesjonalizm. Była profesjonalistką, w pracy nie mogła sobie pozwolić na żadne błędy ani słabości. Z kolei ojciec Willa, Brad miał w sobie coś z tyrana i despoty. Zawsze chciał narzucić swoje zdanie innym. Myślał, że to co robi jest właściwe. Nie wiedział nawet jak bardzo się mylił.
- Właściwie to tak. - odparł powoli Will. - Chodzi o coś naprawdę poważnego.
  Obydwoje spojrzeli po sobie nie wiedząc o co chodzi.
- Wiem, że zostałem adoptowany.
- Ależ synu, co ci przyszło do głowy?! - zawołał Brad.
  Jego wyraz był srogi tak jak kiedyś gdy Will była małym chłopcem i coś zbroił, a ojciec postanowił go ukarać.
- Nie kłamcie. Wiem o wszystkim. - westchnął chłopak. - Nie możecie mieć dzieci.
- Miałeś się o tym nigdy nie dowiedzieć. Ani ty, ani Lilly. - odezwała się Crystal. - Obyło by się bez tych wszystkich nieprzyjemnych pytań i rozczarowań.
  Więc to była prawda. Do ostatniej chwili miał nadzieję, że Olivia go okłamała. W oczach Willa pojawiły się łzy. Zdał sobie też sprawę, że jego rodzice wciąż postępują jak egoiści, którzy myślą tylko wyłącznie o sobie.
- Okłamujecie nas przez tak długi czas. Nie czujecie, że to jest nie fair?
Nie odzywali się, a Will zdał sobie sprawę, że nie ma sensu z nimi o czymkolwiek rozmawiać. Oni nie widzieli w swoim postępowaniu nic złego. Nie sądził, tych dwoje tak bardzo go zawiedzie. Nie miał im nic więcej do powiedzenia.

3 dni później

  Było słonecznie i parno. Pogrzeb Marii odbywał się bardzo kameralnej atmosferze. Przyszło tylko parę osób. Maria nie miała zbyt wiele przyjaciół. Najwięcej czasu spędzała w towarzystwie Olivii. Dla Liv ten dzień był pożegnaniem z matką i najlepszą przyjaciółką. Nie sądziła, ze kiedykolwiek będzie się czuła tak jak teraz. Wiele jej zawdzięczała i nie mogła pogodzić się z jej śmiercią. Wiedziała, że jeśli się kogoś kocha tak naprawdę to należy pozwolić mu odejść. Wspomnienia tłoczyły się w jej myślach. Nie mogła nic na to poradzić, że już za nią tęskniła. Will delikatnie trzymał ją za rękę. Wspierał ją. Gdy spojrzała ostatni raz w niebo czuła, że Maria się do niej uśmiecha. Zawsze tłumaczyła jej, że gdy ktoś umiera to jednocześnie ktoś się rodzi. Życie to wielki dar od Boga i nie należy go w żaden sposób zmarnować. Nie mogła pozwolić aby śmierć Marii poszła na marne. Musiała coś zrobić, czymś się zająć aby zagłuszyć w sobie ten ból.


*** 
Rozdział trochę nudny i nic nie wnoszący. Wciąż sie uczę pisać o uczuciach więc za wszystkie błędy przepraszam :D Dziękuję za komentarze, motywują mnie do pisania. 
Zapraszam do czytania i komentowania. 
Mia