piątek, 14 listopada 2014

Epilog

Jakiś czas później...

Ana spędzała dużo czasu w akademiku. Miała dużo nauki, a poza tym zawzięcie uczyła się języka polskiego, który wcale nie był prosty. Gdy usłyszała głośne pukanie do drzwi, westchnęła i w pośpiechu otworzyła. W drzwiach ujrzała uśmiechniętego Max'a. W ręku trzymał gazetę.
- Spóźniłeś się. - mruknęła Ana.
- Mam wieści! - zawołał Max.
 Max wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi.
- Jakie wieści? - zapytała.
- Chris nie żyje. Został zamordowany. - oznajmił Max.
  Ta wiadomość ją całkowicie zmroziła. W jej głowie pojawiło się nagle kilkaset przedziwnych myśli. Nie sądziła, że do tego dojdzie. Mimo iż był złym człowiekiem nie mogła pogodzić się z jego śmiercią.
- No ale przecież był sam w celi. Co się stało? - zapytała.
- Kilka dni temu Chris został przeniesiony do innej celi. Dzielił ją z dwoma niebezpiecznymi zbrodniarzami. Doszło do bójki i w rezultacie został zamordowany. - wyjaśnił.
- Przykro mi. - westchnęła. - Mimo wszystko.
- Jeszcze mam jedną wiadomość. Na pewno się ucieszysz.
- Jaką?
- Olivia i Will pobierają się w przyszłą sobotę i... - urwał Max. - Jedziesz ze mną do Denver!
- No ale przecież nie mogę...
- Komendant zgodził się abyś była obecna na ślubie swojej najlepszej  przyjaciółki. Po śmierci Chrisa mafia kompletne się rozpadła. Oczywiście będziesz miała zapewnioną ochronę. Jednak mamy nadzieję, że nic złego się nie wydarzy.
  Zaskoczona Ana z przerażeniem w oczach zaczęła wyciągać wszystkie swoje ubrania z szafy.
- Co ty wyprawiasz?! - wykrzyknął zaskoczony.
- Nie mam w co się ubrać! - zawołała Ana. - Ślub Liv to wielkie wydarzenie. Muszę przecież jakoś wyglądać.
***
   Tego dnia Mandy zaszyła się w swoim mieszkaniu wraz z butelką czerwonego wina i kalorycznymi ciastkami. Mimo, że została zaproszona na ślub Olivii i Willa to nie zamierzała tam pójść. Było jej bardzo przykro. To miała być ona. Było tak blisko. Gdy usłyszała dzwonek do drzwi nawet nie zareagowała. 
- Nie ma nikogo w domu! - zawołała. 
  Była już lekko pijana. 
- To ja Olivia. Otwórz. - usłyszała Mandy. - Chcę tylko porozmawiać. 
- Spadaj. - mruknęła ale postanowiła otworzyć jej drzwi. 
Olivia lekko się do niej uśmiechnęła i weszła do środka. 
- Czego chcesz? - warknęła Mandy. 
  Mandy nie ukrywała swojej zazdrości w stosunku do Liv. Dziewczyna wyglądała zupełnie inaczej niż na początku ich znajomości. Widocznie związek z Willem bardzo jej służył. Swoje długie kruczoczarne włosy spięła w luźny kok, założyła przewiewną kremową sukienkę i siwe baletki. Wyglądała fantastycznie.
- Przyszłam porozmawiać. - powiedziała Olivia.
- My nie mamy o czym rozmawiać.
- Mandy, bardzo mi zależy na tym abyś była obecna na naszym ślubie. Will to wciąż twój najlepszy przyjaciel. Znacie się od dziecka.
- Może i tak ale ja też mam uczucia. Póki co mam złamane serce i nie mam zamiaru patrzeć na wasze szczęście. - oznajmiła Mandy.
- Dlaczego się z nim rozstałaś? Przecież mogłabyś być teraz na moim miejscu.
- Wiem ale jego szczęście jest ważniejsze od mojego. Na tym właśnie polega miłość.

***
    Kevin wyjechał z miasta. Tego wymagała jego praca. Stały kontakt utrzymywał z Olivią, którą informowała go o wszelkich zmianach w życiu Willa. Gdy usłyszał, że ona i Will się pobierają z miejsca kupił dla nich prezent ślubny i przekazał go Liv. Cieszył się ich szczęścia i miał nadzieję, że ich miłość przetrwa wszystkie przeciwności losu jakie na nich czekają.

  Lilly układała włosy Liv, chciała aby jej włosy wyglądały zdrowo i błyszcząco. To był dla nich wszystkich bardzo wyjątkowy dzień.
- Dlaczego jesteś smutna? - zapytała nagle Lilly. - To najszczęśliwszy dzień w twoim życiu.
- Owszem cieszę się tylko... - urwała Liv. - Brakuje mi Marii no i Any. Chociaż jedna z nich powinna się tu pojawić
- Przepraszam za spóźnienie! - Olivia usłyszała znajomy głos za plecami. Odwróciła się.
  W drzwiach stała Ana. W jednej ręce trzymała kwiaty, a w drugiej prezent ślubny dla zakochanej pary. Ubrana była w czarną krótką sukienkę. Z początku Olivia była naprawdę zszokowana jej przybyciem. Nie spodziewała się jej tutaj.
- Ana! - zawołała rozentuzjazmowana Liv. - Nie mogę uwierzyć, że przyjechałaś...
  Mocno objęła przyjaciółkę nie zważając na swój makijaż i na suknię ślubną.
- Wyglądasz prześlicznie. - odparła Ana. - To twój wielki dzień. Cieszę się, że mogę tu być.
- No to teraz mogę w końcu powiedzieć, że jestem szczęśliwa!

   Ślub odbył się w bardzo skromnej i miłej atmosferze. Każdy zachwycał się pięknym wyglądem panny młodej, a Will nie mógł oderwać od niej wzroku. To był najszczęśliwszy dzień w ich życiu. Spełnili swoje największe marzenie, w końcu byli naprawdę szczęśliwi.
- Kocham cię. - wyznała Olivia.
- Wiem, ja ciebie też. - powiedział Will i lekko ją pocałował.

KONIEC

***
Epilog jest taki uzupełniający, nic ciekawego się w nim nie dzieje ale szczęśliwe zakończenia zawsze są dobrze odbierane. Chociaż ja wolę te złe zakończenia. Powiem wam w sekrecie że miałam plan aby to opowiadanie zakończyć smutno ale się na to nie zdecydowałam. :) Dziękuję wam za to, że byliście wraz ze mną, czytaliście, komentowaliście, mieliście cierpliwość do mojego opowiadania i do błędów jakie wciąż popełniam. Cóż zapraszam was tutaj : http://wbrewwszystkim.blogspot.com/ - od grudnia na krótkie opowiadanie Dramione, będzie trochę na śmieszno, trochę poważnie, ale mam nadzieję, że (najważniejsze) ciekawie ;)
Do zobaczyska, i ostatni raz zapraszam was do czytania i komentowania. 
Mia

poniedziałek, 10 listopada 2014

20. To już naprawdę koniec...

t  Olivia denerwowała się tak jak jeszcze nigdy w swoim życiu. Nadszedł dzień o którym od zawsze marzyła. Otwarcie restauracji było spełnieniem jej marzeń. Dzięki Willowi udało jej się wyremontować salę w kilka dni. Była mu za to bardzo wdzięczna. Pomógł jej także w rozreklamowaniu nowego miejsca. Dla gości przygotowała darmową kolację. W kuchni pomagała jej Lilly wraz z Willem i Mike'm. Lokal nie był okazały ale przytulność i wystrój tego miejsca przyciągały coraz to nowych klientów. Liv uwielbiała gotować. Potrafiła łączyć smaki, a jej restauracja zbierała same pochlebne recenzje. Niestety nie miała zbyt wiele czasu dla siebie. Pracowała po dwanaście godzin. Czasem nawet zdarzało się więcej. Potrzebowała pomocy w prowadzeniu kuchni. To było dla niej zbyt duże obciążenie psychiczne i fizyczne.
- Powinnaś odpocząć. - odezwał się Will.
   Przychodził do niej wieczorami. Lubił jej kuchnię. Często jadali we dwoje.
- Wiem. - przyznała mu rację. - Muszę kogoś zatrudnić do pomocy.
- Zamieść ogłoszenie w gazecie. - poradził jej. - Może ktoś się zgłosi.
- I chyba tak zrobię. - westchnęła.
- Potrzebujesz odpoczynku. Zrobić ci masaż?
- Chyba żartujesz. - prychnęła. - Od masażu do masażu i dziecko gotowe.
  Will zaczął się histerycznie śmiać, a Olivia wraz z nim. Jak co wieczór sprawdzała swoją pocztę. Prosiła swojego listonosza o to aby chował listy pod wycieraczkę. W domu dziecka często chowały zabawki, a niektóre z nich listy pod łóżko. Zdziwiona Olivia dostrzegła, że listonosz przyniósł jej list od niejakiej Melisy Whitman.
- Will, znasz niejaką Melisę Whitman? - zawołała.
- Nie, a co?
- No właśnie nie wiem. Może to jakaś pomyłka...
  Will podszedł do niej i uważnie przyjrzał się kopercie na której wyraźnie widniało imię i nazwisko Olivii.
- Otwórz. - poradził jej. - Może to jakaś twoja daleka krewna?
  Liv długo się wahała. Niestety jedną z jej największych słabości była ciekawość. Gdy otworzyła kopertę i zaczęła czytać to mimowolnie po jej policzkach zaczęły spływać pojedyncze łzy.

Kochana Liv!
  Dziękuję, że otworzyłaś kopertę. Zawsze wiedziałam, że ciekawość była Twoją największym utrapieniem. Pewnie już dawno rozpoznałaś mój styl pisma. Nikt tak nie bazgrze jak ja, Ana. Długo by pisać dlaczego zmieniłam swoje imię, nazwisko, miejsce zamieszkania, a nawet wygląd. Pewnie myślisz, że o Tobie zapomniałam ale nic z tych rzeczy. Tyle czasu minęło od ostatniej naszej rozmowy. Pewnego dnia znów się spotkamy i postaram się Ci wszystko wyjaśnić. Nie mogę na razie zdradzić żadnych konkretnych szczegółów. Tęsknię za Tobą. Nie mogę Ci powiedzieć gdzie obecnie przebywam. Mój ojciec zna wszystkie szczegóły dotyczące mojego odejścia. On Ci o wszystkim szczegółowo opowie. Mam nadzieję, że nie kłócisz się z Willem. To bardzo wartościowy mężczyzna. Wiem, że go kochasz tylko wstydzisz się do tego przyznać. On nie ucieknie. Jak jeszcze nie uciekł to już nie ucieknie. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Pamiętaj. Przyjaciółki na zawsze. 
Od teraz 
Melisa

- Co się dzieje? - zapytał Will.
- Przytul mnie. - wyszeptała Liv.
  W jej życiu zdarzyło się wiele złego. Dwanaście lat spędzonych w domu dziecka nauczyło ją jednego. Jeśli chcesz osiągnąć cokolwiek musisz być sam. Teraz zrozumiała, że to bzdury. Gdyby nie Maria nie było by jej w tym miejscu w którym obecnie przebywa, gdyby nie Ana nigdy by nie zaufała, a gdyby nie Will to nigdy by nie pokochała. Między nimi doszło do jednego pocałunku, który na zawsze wszystko zmienił. Jak sam przyznał związek z Mandy był błędem. Pragnął tylko jednej kobiety. A tą kobietą była Olivia. Nie chciał jej wystraszyć. Póki co przyjaźń musiała mu wystarczyć. Dobrze wiedział, że łączy ich coś więcej ale Olivia wciąż nie pogodziła się ze śmiercią matki i traumą z dzieciństwa. Odkąd skończyła pięć lat ciężko pracowała. Nie była przyzwyczajona do obecności osoby drugiej. Maria ją uratowała, pokazała drogę jaką ma kroczyć. Później odeszła ale zostawiła po sobie ślad, syna.
- Myślę, że nasze pierwsze spotkanie to nie był zwykły przypadek. - westchnęła. - obydwoje się od siebie dużo nauczyliśmy.
- Kocham Cię. - wyznał- Tyle raz próbowałem ci to powiedzieć ale nie miałem odwagi. Teraz już nic nie mam do stracenia. Nie możesz wiecznie uciekać.
  Olivia z jednej strony bała się zaufać ale z drugiej to mogła to być jej jedyna szansa na szczęście. Nie mogła pozwolić mu odejść. Nie tym razem.
- Zaryzykujmy, Will. - odparła i delikatnie pocałowała go w usta.

***
  Lilly wciąż nie wiedziała czy to związek czy zwykły romans. Pocałowali się kilka razy, spędzali wspólnie czas ale nic nie zanosiło się na poważny związek. I tego się obawiała. Była młoda ale nie głupia. Gdy Mike zaprosił ją na kolejna niby randkę. Odmówiła. Ona się w nim zakochiwała, a on tego w ogóle nie doceniał. Zmartwiło go jej postawa. Postanowił ją odwiedzić w jej rodzinnym domu. Pisała jak zwykle bloga. Opowiadała o swoim życiu. Gdy pisała nie słyszała nikogo wokół. Mike zakradł się gdy była ubrana tylko w szlafrok. Wyglądała inaczej niż zwykle. Miała wilgotne włosy, była nieumalowana, jego wyobraźnia cały czas się zastanawiała się co się kryje pod szlafrokiem Lilly. Zachowywał się jak bandyta. No ale musiał ją zobaczyć. Zachowywał się bezszelestnie. W pewnej chwili zakrył jej oczy dłońmi. Dziewczyna zaczęła głośno piszczeć i się wyrywać.
- Ciiiii.... - wyszeptał.
- Mike, co ty tu robisz?! - zawołała.
- Musiałem się z tobą zobaczyć. - westchnął. - Jesteś na mnie zła?
- Nie, tylko chciałam spędzić trochę czasu sama.akończył
- Kłamać to ty nie potrafisz.
   Chciał ją pocałować ale się od niego szybko odsunęła.
- Kim ja dla ciebie jestem? - zapytała. - Przyjaciółką, kochanką czy kolejną zabawką?
- Jesteś moją przyszłą żoną. - odezwał się. - Nie chciałem na ciebie zbytnio naciskać ale sama zaczęłaś ten temat.

  Nigdy nie jesteśmy wystarczająco gotowi na poważne zmiany ani na miłość, ani nawet na śmierć. Popełniamy wiele błędów. Jednak te błędy zawsze nas czegoś uczą. Niektórzy nigdy nie potrafią przyznać się do tego co kiedyś spieprzyli. Dlatego ja Olivia De Luna, a niedługo już Richards bardzo żałuję tego, że nigdy nie walczyłam o swoje szczęście. Dzięki Bogu Will miał o wiele więcej odwagi ode mnie. Uratował nas. Nigdy się nie poddawajcie i nie pozwólcie aby to strach wami przewodził. Nie uciekajcie przez problemami. One i tak kiedyś was dopadną. Kochajcie nawet jeśli wiecie, że ta miłość będzie trudna i skazana na porażkę. Bo tylko miłość potrafi zapomnieć, wybaczyć i dać drugą szansę. 
Koniec

- Piękne to co napisałaś. - westchnęła Lilly. 
- Miało być inspirująco. - odparła Olivia. - To tak na koniec. Czemu kończysz tego bloga, czemu właśnie teraz? 
- Prawdziwe życie jest o wiele ciekawsze od wirtualnego. - wytłumaczyła. - Poza tym nie mogę wiecznie uciekać przed prawdziwym życiem. 

***
Zakończyłam w dziwny sposób. Lilly zakończyła swojego bloga, a ja kończę to opowiadanie, jej blog to jakby to całe opowiadanie :D Zżyłam się z Olivią i jej problemami. Szczerzę to ją trochę podziwiam. Happy end nie dla wszystkich ale myślę, że mimo wszystko dobrze się skończyło. Epilog pojawi się w przyszłym tygodniu. To będzie pokazane jak mają się losy wszystkich bohaterów po tych kilku latach. Chciałam wam podziękować za to, że czytaliście i komentowaliście. Doceniam to ponieważ wiem jak się czasem nie chcę... haha
Nie kończę z blogowaniem, jeszcze nie. Zapraszam was na zwiastun mojego nowego opowiadania Dramione. Będzie zakręcone jak ja. http://wbrewwszystkim.blogspot.com/ - na tym blogu same wspomnienia :D 
Nie żegnam się z wami ani nic. 
Do zobaczenia!

http://ask.fm/MiaVlad - uaktywniłam, macie jakieś pytania, spostrzeżenie... Piszcie :D

Mia

    
   

niedziela, 2 listopada 2014

19. Zbliżenia

 Olivia z przerażeniem wyrywała się spod objęć Willa. Mężczyzna cały czas ją do siebie przyciągał i osaczał z każdej ze stron. Nagle usiadł na łóżku i zaczął się do niej dziwnie uśmiechać. Zdezorientowana dziewczyna zupełnie nie rozumiała o co mu może chodzić. Jeszcze kilka minut temu myślała, że Will chce ją zgwałcić. Teraz zaś miała wrażenie, że chodzi mu o coś zupełnie innego.
- Ależ ty jesteś niemądra Liv. - westchnął Will. - W życiu bym cię do niczego nie zmusił.
 Olivia odetchnęła z ulgą. W głębi duszy poczuła ulgę. Wierzyła w dobre intencje Willa, ale nie wierzyła samej sobie. To co niego czuła było bardzo silne. Bała się stracić panowanie nad sobą. Will w każdej chwili mógł przestać panować nas swoimi emocjami. Ostatnimi czasy wiele złego zdarzyło się w jego życiu.
- Nie bój się, usiądź obok mnie. - odparł Will.
  Liv usiadła obok niego i delikatnie pogłaskała go po karku.
- Jak się czujesz? - zapytała z troską.
- Szczerze? Kompletnie zagubiony. - wyznał.
- Przykro mi z powodu odwołania ślubu. Może jeszcze się wszystko jakoś ułoży.
- Cieszę się, że stało się tak, a nie inaczej. - odparł Will. - Nie kochałem jej. Tu chodzi o moich rodziców.
- Kevin był bardzo młody. Przestraszył się zobowiązań. Nic go nie usprawiedliwia- westchnęła Olivię. - Jednak mimo wszystko uważam, że ci dwoje naprawdę bardzo się kochali. To smutne, że to wszystko właśnie tak się skończyło.
- Może i tak ale nie chcę utrzymywać z nim kontaktu. - powiedział.
  Will spojrzał jej w oczy i delikatnie ujął jej rękę. Minęło kilka tygodni od kiedy ostatni raz jej się tak badawczo przyglądał.
- Dawno się nie widzieliśmy. - westchnął Will. - Tęskniłem...
- Nie zaczynaj...
- Jak zawsze piękna i..,uparta.
- Will, jest już bardzo późno. Chciałabym się położyć spać. - ponagliła go.
- Utulę cię do snu. - wyszeptał.
- Will, nie...
- Pozwól mi, proszę.

***
   Ana siedziała w swoim małym mieszkaniu i przygotowywała się do jutrzejszych zajęć. Teraz wszyscy zwracali się do niej per Melisa. Na początku było jej bardzo ciężko się zaaklimatyzować. Minęło kilka tygodni od kiedy zaczęła tak naprawdę poznawać Polską kulturę. Do domu dzwoniła raz w tygodniu. Rozmawiała z ojcem i braćmi. Z Olivią nie utrzymywała żadnego bliższego kontaktu. Bardzo za nią tęskniła. Bardzo dużo czasu spędzała z Max'em. Nie wiedziała do końca czy to jest przyjaźń czy to jest kochanie. Bardzo go lubiła. Miała dwie koleżanki Klaudię i Beatę. Wszystko co im o sobie opowiedziała było kłamstwem. 
- Nie lubię kłamać. - westchnęła Ana rozmawiając przez telefon z Max'em. 
- Wiem ale musisz. Taki są wady bycia świadkiem koronnym. - odparł Max. 
- Co u Olivii? 
- Otwiera własną restaurację. Liv i Will spędzają mnóstwo czasu razem. W pewnym sensie są parą. Tylko Olivia jeszcze nie potrafi się z tym pogodzić. 
- Cieszę się ich szczęściem. 
  Max wyczuł w jej głosie smutek. 
- Czemu jesteś smutna? 
- Piszę list do Olivii. Jeszcze nie wiem czy go wyślę. Jest bardzo osobisty. - powiedziała niepewnie Ana. 
- Wyślij wtedy kiedy będziesz na to naprawdę gotowa. - poradził jej Max. 
- Dzięki Max. Za wszystko. 
  Obydwoje nie byli pewni czy to co siebie czują to miłość czy tylko wdzięczność za okazaną pomoc. Nie chcieli się śpieszyć. Londyn i Polska to dwa zupełnie inne światy. Czasem tęsknota była nie do zniesienia. Wierzyli, że związek zbudowany na przyjaźni jest silniejszy niż na zwykłej namiętności i pożądaniu. To czas miał wskazać im dalszą drogę. 

***
   Chris siedział samotnie w celi. Był sam. Nikt go nie odwiedzał. Nawet Nicole o nim zapomniała. Przede wszystkim chciała ratować własną skórę. Nie obchodził jej jego los. On sam zrozumiał, że nikt nigdy tak naprawdę go nie kochał. Został skazany na dwadzieścia pięć lat pozbawienia wolności. Niegdyś przywódca, teraz wielki przegrany. Wciąż uważał, że to jak postępował było słuszne. Nikogo nie słuchał. Całe dnie leżał na łóżku więziennym i opracowywał nowy plan działania. Nie chciał pogodzić się z porażką. Zabił Anakondę, swojego niegdyś najlepszego przyjaciela. Czy tego żałował? Nie. Żałował tylko tego, że zabrakło mu większej ostrożności. Teraz było za późno na gdybanie. Wiedział, że nie pozostało mu wiele czasu ale nie chciał w żaden sposób pogodzić się porażką. Był typem człowieka, który nie przegrywa, słowa klęska nie było w jego słowniku. Przez cały czas tępym wzrokiem wpatrywał się w ścianę. Nie chciał jeść ani pić. Zachowywał się spokojnie. Nie wszczynał awantur, nie próbował zrobić sobie krzywdy, po prostu czekał. 

    Lilly pisała swojego bloga od trzech lat. W końcu zdecydowała się z tym skończyć. Internet to namiastka prawdziwego życia. Odkąd poznała Liv zrozumiała co w jest w życiu najważniejsze. Często kłóciła się z rodzicami. Nie doceniała ich, a przecież tak wiele dla niej robili. Postanowiła, że od teraz będzie zupełnie inaczej postępować. Po pierwsze nie potrafiła już dłużej ukrywać swoich prawdziwych uczuć do Mike'a. Chciała wiedzieć czy istniała jakaś szansa aby mogli być parą. Późnym popołudniem odwiedziła go w jego mieszkaniu. Pracował.
- Lilly, co za niespodzianka.,, - odparł Mike.
  Wyglądał na bardzo przemęczonego.
- Źle wyglądasz. - odparła Lilly i weszła do środka
- Co cię tu sprowadza? Jest już dosyć późno.
- Chciałabym z tobą porozmawiać. - oznajmiła Lilly - Kończysz na dziś z pracą?
- Właściwie to jeszcze....
- Kończysz. - odparła zdecydowanie Lilly. - Siadaj, zrobię ci coś do jedzenia.
- No ale mieliśmy porozmawiać. - przypomniał jej Mike.
  I już jej było. Mike z uwielbieniem przyglądał się jej krzątaninie w kuchni. Marzyło mu się aby było tak już zawsze. Ona i on. Tylko oni. Wygodnie położył się na swoim łóżku i zamknął oczy. Zasnął. Gdy Lilly wróciła z  zapiekanką w cieście naleśnikowym dostrzegła śpiącego Mike'a na łóżku. Rozczulił ją ten widok.
- A mieliśmy porozmawiać. - wyszeptała.

***
Kochani, ale zawaliłam. Przepraszam. 
Rozdział miał pojawić się do piątku, a wstawiam dopiero dzisiaj w niedzielę. Musze się jakoś usprawiedliwić. Rozdział wstawiam jak na mnie bardzo późno. Nauka, praca w dodatku ostatnio, i brak czasu. To przedostatni rozdział. Jeszcze będzie jeden rozdział i epilog :) Jak wam się podoba? Nasi bohaterowie w końcu się docierają. Mam do was pytanie. Czy znacie jakiś fajny program w którym można tworzyć filmiki? Chciałabym stworzyć nowy zwiastun mojego nowego "Perfekcyjnie niedopasowani" by Dramione. No ale nie mam jak. Mam innego windowsa, i mojego ulubionego Windows movie maker szlag trafił :( 
Życzę wam Dobranoc. 
Zapraszam do czytania i komentowania. 
Przepraszam za błędy. 

Mia


sobota, 18 października 2014

18.Dzisiaj będziesz moja.

Oszołomiona Olivia nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. Spełniały się jej największe marzenia. Miała możliwość otworzenia swojej własnej restauracji. Kilka lat temu ojciec Lilly sam chciał otworzyć własną działalność gospodarczą. Niestety nie miał na to zbyt wiele czasu. Miał pewne zobowiązanie w stosunku do swojej rodziny i dlatego nie mógł spełnić swojej największej zachcianki. Od tego czasu lokal stał zupełnie pusty. Aż w końcu pojawiła się Olivia, która postanowiła, że to właśnie tam otworzy swoją własną restauracją. Lokal wymagał remontu ale to w żaden sposób nie zraziło Olivii. Przez ten czas musiała pozałatwiać wszystkie sprawy urzędowe. Z pomocą Lilly i jej ojca wierzyła, że może jej się udać. Czuła się szczęśliwa. Czasem tylko gdy Lilly wspominała o Willu to zamykała się w sobie. Nie miała dużo czasu na rozmyślanie. Brała udział w kursie, a poza tym musiała sporządzić listę zakupów potrzebnych do otworzenia swojego własnego biznesu. To było bardzo czasochłonne. Czuła, że  gdyby Maria żyła na pewno byłaby z niej dumna.    Tego popołudnia Olivia wybrała się na krótki spacer. Postanowiła, że pójdzie na cmentarz. Miała zamiar kupić bukiet kwiatów i przynieść na grób swojej matki.  Gdy wychodziła z domu natknęła się na kuzyna Mike'a. Była bardzo zdziwiona. Co on tu robił?
- Max, a co ty tutaj robisz? - zapytała Liv. - Myślałam, że  wróciłeś do Londynu.
- Miałem kilka spraw do załatwienia. Poza tym dowiedziałem się czyje ciało zostało znalezione przez Anę. Pomyślałem, że może to cię zainteresować. - wyjaśnił mężczyzna.
- A to ktoś kogo znam?
- Ten człowiek zabił Marię De Luna. Od Mike'a dowiedziałem się to ona cię wychowała i dała ci schronienie.
-  Poniósł konsekwencje swojego wcześniejszego zachowania. Został ukarany za wszystko co zrobił. Bóg bardzo łatwo wybacza ale ja nie potrafię. Maria była jeszcze taka młoda. - westchnęła Liv.
  Po jej policzkach spłynęło kilka pojedynczych łez. Próbowała zakryć przed Max'em swoje prawdziwe uczucia. Delikatnie ją objął. Obiecał Anie, że będzie opiekował się Olivią. Zamierzał dotrzymać tej obietnicy.
- Gdzie się wybierałaś? - zapytał.
- Na cmentarz. Chcesz iść ze mną? - zaproponowała Liv.
- No pewnie. - odparł Max. - Właściwie to nawet nie wiem gdzie to jest. Rzadko bywam w Denver.
  Szli powoli. Przez całą drogą rozmawiali i cieszyli się swoim towarzystwem.
- Cieszę się, że Cię poznałam. - stwierdziła.
  Gdy dotarli na cmentarz zapanowała cisza. Liv zapaliła znicz oraz włożyła kwiaty do wazonu. Pomodliła się. Ostatnio nie chodziła do kościoła i rzadko się modliła. Miała wyrzuty sumienia. Musiała to zmienić.
- A ty kiedy wracasz do Londynu? - zapytała Olivia.
- Za kilka dni. - odpowiedział wymijająco.
  Tak naprawdę nie wybierał się do Londynu. Ana wyjechała do Polski, do Krakowa. Tam miała być bezpieczna. Chciał się nią zaopiekować dlatego zaoferował jej swoją pomoc. Ana nie znała języka polskiego, kultury ani tradycji tam panujących. Od teraz nazywała się Melisa Whitman. Przyjechała z wymiany międzynarodowej. Wcześniej mieszkała we Francji. Swoje długie brązowe włosy ścięła do ramion. Pofarbowała je na bordowy kolor. Zmieniła swój styl ubierania, a w w dodatku jej makijaż zmieniła na bardziej stonowany. Powoli uczyła się języka polskiego ale to wcale nie było łatwe. To był bardzo trudny język. Była studentką pierwszego roku. Wybrała Akademię Sztuk Pięknych ponieważ bardzo podziwiała ludzi z pasją. Sama taka chciała kiedyś być. Max miał do niej przyjeżdżać kilka razy w tygodniu. Jego obecność bardzo jej pomagała. Dzięki niemu miała w pewnym sensie kontakt z Olivią i ze swoją rodziną. Bardzo za nimi tęskniła.

   W tym samym czasie Mandy wybierała sukienkę ślubną. Niestety nie miała nikogo kto by jej pomógł doradzić. Dopiero teraz zdała sobie sprawę jak wiele poświęciła dla tego związku z Willem. Poświęciła wszystko. Jeśli mimo wszystko on się wycofa to ona mu tego nigdy nie wybaczy. Czasem zastanawiała się czy dobrze robi. Czy on ją kocha? Nigdy jej tego nie powiedział. Miała wrażenie, że oprócz przyjaźni między nimi już nic nie ma. W końcu dostała to czego chciała ale czemu nie potrafiła się z tego cieszyć? Ten wieczór spędzali we dwoje. Oglądali komedię i w między czasie Will ją całował i obejmował.
- Mam pytanie. - wyszeptała Mandy.
- Hm? - odparł znudzony Will.
- Czy ty mnie chociaż trochę kochasz?
- Skąd takie pytanie? Gdybym cię nie kochał to bym ci się nie oświadczył...
- Odpowiedz na moje pytanie. To dla mnie ważne. Nie chcę zostać porzucona w dzień ślubu.
- Mandy, oczywiście że cię kocham.
  Will starał nie patrzeć się w jej oczy. Ona była nieugięta. Poczuł, że coś się w niej zmieniło. Czyżby miała wątpliwości?
- Poświęciłam dla ciebie wszystko. - westchnęła. - Zrobiłam wszystko abyśmy mogli być razem. Gdy mi się oświadczyłeś byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie. Spełniło się moje największe marzenie. Teraz zrozumiałam, że to co nas łączy to nie miłość tylko przywiązanie i przyjaźń.
- To znaczy, że...?
- Odwołuję ślub. Zasługuję na kogoś kto mnie szczerze pokocha. - oznajmiła Mandy.
  Will nie mógł uwierzyć w to co właśnie usłyszał. Mandy właśnie się z nim rozstała. Odwołała ślub. Był wolny. Mandy wyciągnęła walizkę i zaczęła się pakować. Miała nadzieję, że Will ją jakoś powstrzyma. Ona go kochała ale w głębi serca czuła, że on nie odwzajemnia jej uczuć. Wolała być sama niż z kimś kto jej nie docenia. Już bardzo dawno temu powinna to zrobić.
- Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. - odezwał się cicho Will.
- Na zawsze. - westchnęła i go przytuliła.
  Gdy odchodziła czuła, że postępuje dobrze. Rozstanie z ukochanym było dla niej bardzo trudne. Jednak wiedziała, że pewnego dnia on jej za to podziękuje. Miała nadzieję, że i ona zapomni i się ponownie zakocha. I tym razem z wzajemnością.

Wieczorem Max odjechał, a Liv właśnie miała zamiar położyć się do łóżka. Gdy usłyszała głośny dzwonek do drzwi to mocno się przeraziła i aż podskoczyła. Otworzyła drzwi. W progu stał Kevin i ku jej zaskoczeniu także Will. Obydwoje nic nie wiedzieli o swoim pokręconym pokrewieństwie. Mieli bardzo poważne miny. Postanowiła, że zasługują na to aby się chociaż poznać. Była im to winna.
- Kevin, poznaj to Will, twój syn. - odparła Olivia.
   Will zamarł. Przyszedł do Liv ponieważ chciał wyznać jej swoje prawdziwe uczucia. Nie sądził, że spotka tu swojego biologicznego ojca. Popatrzyli po sobie. Panowała niezręczna cisza.
- Wejdźcie. - usłyszeli. - Chyba powinniście szczerze ze sobą porozmawiać.
  Kevin niepewnie usiadł na krześle. Ręce mu się pociły ze zdenerwowania. Miał złe przeczucia.
- Synu... - zaczął Kevin. rego
- Po prostu Will. Syn to bardzo nietrafne słowo. - warknął.
- Will, wiem co sobie o mnie myślisz.  I masz prawo tak sądzić. W stosunku do ciebie i Marii zachowałem się bardzo podle. Wróciłem po latach aby to wszystko naprawić ale nie zdążyłem.
- Dlaczego nas zostawiłeś?
- Nie wiem. - westchnął Kevin. - Byłem głupi.Teraz tego bardzo żałuje. Bardzo kochałem Marię i wciąż ją kocham. Czy kiedykolwiek mi wybaczysz?
 Will milczał. Dla niego to było zbyt wiele wrażeń jak na jeden dzień.
- Nie sądzę. - wyszeptał Will.
  Kevin zwiesił głowę, jego oczy byłe pełne bólu, nawet nie patrząc na swojego syna wyszedł z mieszkania głośno trzaskając drzwiami. Przegrał życie. Tak mógłby je podsumować w dwóch prostych słowach. Nic nie boli bardziej jak odrzucenie.

Olivia próbowała pocieszyć Willa. Niestety on zachowywał się w bardzo niestosowny sposób. Próbował ją pocałować, a gdy się odsuwała rzucił ją na łóżko i zaczął ją powoli rozbierać. Jej bliskość dawała mu więcej niż wszyscy inni.
- Co ty robisz?! - wykrzykiwała. - Masz natychmiast przestać!
- Nie. - powiedział stanowczo. - Nie tym razem.
- Jesteś zaręczony!
- Tak, z tobą. - odparł i pocałował ją w czubek nosa.
- Z Mandy! Nie pamiętasz już?!
- Ja i Mandy to już prehistoria, kochanie. Tak strasznie za tobą tęskniłem. - westchnął.
- Jak to? - zapytała zaskoczona Olivia.
- Szaleję za tobą i czy chcesz czy nie. Dzisiaj będziesz moja.

***
Rozdział trochę słodki ale w końcu coś dobrego musi się dziać w tym opowiadaniu haha, Zbliżamy się do końca, kilka watków zostanie pozamykanych, epilog i koniec. Zapraszam do czytania i komentowania. Bo już niedługo koniec. Mam plan co do pożegnalnego Dramione ale nie wiem jak to z weną będzie. Różnie bywa, ja same wiecie. Nie zawsze jest kolorowo. 
Przepraszam za błędy. 

Mia

piątek, 10 października 2014

17. Spełnianie marzeń.

"I tylko jedno może unicestwić marzenie - strach przed porażką." ~ Paulo Coelho
Tydzień później.
  Dla Mandy to był najlepszy okres w życiu. Spełniały się jej najskrytsze marzenia. Planowała ślub, wesele, listę gości i przymierzała piękne suknie ślubne. Jednym słowem była w swoim żywiole. Will wolał się  nie wtrącać. Zgadzał się na wszystko aby uniknąć wszelkich kłótni. Nie wyglądał na najszczęśliwszego pana młodego. Bił się z myślami. Czy dobrze robi? Czy małżeństwo bez miłości z jego strony miało prawo bytu? Małżeństwo to nie tylko miłość ale także wzajemne przywiązanie, zaufanie i przyjaźń. A gdzie w tym wszystkim namiętność? Will nie umiał odpowiedzieć sobie na to pytanie. Mike nie popierał decyzji przyjaciela ale cóż mógł zrobić? To było jego życie. Był dorosły, wiedział co robił. On dobrze wiedział z kim chciałby spędzić resztę życia. Lilly była dużo młodsza od niego. Najpierw musiała dojrzeć i się usamodzielnić aby zrozumieć czym jest prawdziwa miłość. Cierpliwość jest cnotą każdego człowieka. Tak kiedyś mawiała jego mama. Lilly pociągała go w każdy możliwy sposób. Często porównywał swoje uczucie do Any i do Lilly. Ana pociągała go fizycznie ale od początku wiedział, że nic z tego nie będzie. To było tylko chwilowe zauroczenie. Z kolei Lilly była jego przyjaciółką. Znali się od dziecka. Jak na razie nikomu nie mógł wyjawić swoich prawdziwych uczuć do niej. Will by go chyba zabił. Nie zaakceptował by ich związku. Później ta różnica wiekowa będzie już prawie niewidoczna.
   Mike umówił się z nim na spotkanie w celu opicia jego zaręczyn z Mandy. Pub był prawie pusty.
- Gratulację, stary. Mam nadzieję, że wiesz co robisz. - powiedział Mike upijając łyk piwa.
- Mandy jest dla mnie idealna. Ma dobre maniery, kocha mnie, jest nam dobrze w łóżku... - wyliczał Will.
- Kochasz ją?
- Mam być absolutnie szczery?
- Całkowicie. Przecież nikomu nie powiem.
- Lubię, ją, szanuję, kocham jak siostrę ale nie jestem w stanie jej pokochać. Po prostu nie potrafię. - westchnął.
- Więc po co to wszystko?
- Chcę się w końcu ustatkować,założyć rodzinę. Myślę, że to odpowiedni moment na takie decyzje. Też powinieneś o tym pomyśleć.
- I mam być taki nieszczęśliwy jak ty? - zapytał w końcu Mike. - Nie, dzięki.

***
  Po wyjeździe Any, Olivia uznała, że musi wziąć się w garść. Zawsze była silna. Co by się nie działo zawsze umiała poradzić sobie z przeciwnościami losu. Nie chciała mieszkać sama dlatego przygarnęła do siebie Boba. Piesek często uciekał i samotnie tułał się po całym mieście.  Chciała mu pomóc. Od Lilly dowiedziała się o zaręczynach Mandy i Willa. Wiedziała, że kiedyś do tego dojdzie. Jednak nie sądziła, że tak szybko. Jej uczucia do niego były bardzo silne. Długo zastanawiała się czy dobrze robi. Każdy kto kiedykolwiek odrzucił miłość, szczęście, to prędzej czy później zostanie za to ukarany. Prawie codziennie odwiedzała ją Lilly. Dużo rozmawiały. Jak takie prawdziwe przyjaciółki od serca. Olivia już nie pracowała jako sprzątaczka. Rozpoczęła kurs kulinarny i większość czasu spędzała  na szkoleniach i praktykach. Nie miała czasu myśleć o problemach. To był jeden z wielu plusów przebywania wśród obcych ludzi.
- Ale się zawzięłaś. - westchnęła Lilly.
- To jedno z moich największych marzeń. Zawsze chciałam otworzyć swoją własną restaurację. Jak na razie szukam odpowiedniego lokalu do wynajęcia. Odłożyłam trochę pieniędzy. Mam nadzieję, że mi wystarczy. - odparła Liv.
- Może poproszę Willa o pomoc. On na pewno coś wymyśli.
- Nie chcę jego pomocy. - syknęła Liv. - Sama sobie dam radę.
  Lilly lekko się uśmiechnęła. Na wspomnienie o Olivii, Will tak samo reagował. Co ta miłość potrafi z ludźmi zrobić? Jako dobra siostra i przyjaciółka powinna ich ze sobą jakoś połączyć. Niestety im to już chyba nic nie pomoże. Mówienie o uczuciach jest bardzo trudne. Jeśli żadne z nich nie zawalczy to Will popełni największy błąd w swoim życiu, a Olivia rozpocznie swoje nowe życie, z kimś innym.
- A co z Aną, odzywała się? - zapytała Lilly całkowicie zmieniając temat.
- Tak, dzwoniła do braci. Osobiście z nią nie rozmawiałam. - westchnęła Liv. - Z tego co mi opowiadali to Ana bardzo dobrze zaaklimatyzowała się w akademiku. Pokój dzieli z Niemką. Ma na imię Emma.
  Olivia nie miała żadnego kontaktu z Aną. Miała wrażenie, że ich przyjaźń przechodzi jedną z najcięższych prób. Liv starała się nie popadać w paranoję. Mimo wszystko zawsze pozostaną dla siebie najważniejsze. Żadna prawdziwa przyjaźń się nie kończy.
***
  Kevin długo nie mógł uwierzyć w to co się wydarzyło przez te kilka miesięcy. O śmierci Marii dowiedział z gazet i telewizji. Jako prywatny detektyw spędzał wiele dni i tygodniu poza domem. Nie wiedział co się w koło niego działo. Pojawienie się Andy'ego Collana wszystko zmieniło. Musiał mu pomóc. Miał ogromny dług w stosunku do niego. Kiedyś Anakonda uratował mu życie. Był mu coś winien. Jednak nie chciał aby go kojarzono z mordercą. Zwłaszcza z kimś kto zabił jego ukochaną i matką jego syna. Postanowił wrócić do Denver i jakoś się z tym wszystkim uporać. Zawsze uważał się za dobrego człowieka. Myślał, że jeszcze uda mu się wszystko naprawić. Teraz było na to wszystko już za późno. Popełnił wiele błędów, których w żaden sposób nie potrafił naprawić. Odwiedził Olivę, ale okazało się, że nie była sama.
- Kevin?! - zawołała zaskoczona Olivia.
- Cześć, dawno się nie widzieliśmy. - westchnął Kevin.
- To ja już muszę lecieć. Do widzenia! - odparła Lilly i szybko wybiegła z mieszkania.
- Do widzenia. - powiedziała Kevin. - Zaskoczona?
- Gdzieś ty był? - pytała zdezorientowana Olivia. - Co się z tobą działo?
- Długo by opowiadać. - odpowiedział wymijająco Kevin. - Słyszałem o Marii. Naprawdę bardzo mi przykro.
- Mi bardziej. - westchnęła. - Nie było cię nawet na pogrzebie.
- Nie umiałem sobie z tym wszystkim jakoś poradzić. Może i mam swoje lata ale to nie znaczy, że nie mam uczuć. Maria była dla mnie bardzo ważna.
- A odnalazłeś syna?
- Szczerze mówiąc to nawet nie szukałem.
- To mam dla ciebie dobre wieści. Wiem kim on jest. Chcesz go poznać?
- Nie wiem...
   Kevin nie wiedział co jej odpowiedzieć. Z jednej strony chciał poznać swojego syna ale z drugiej miał pewne obawy. No i czuł, że nie zasługuje na szczęście. Co prawda gdy dowiedział się, że to Anakonda zabił Marię to przestał utrzymywać z nim jakikolwiek kontakt. Nie mógł sobie wybaczyć, że pomógł komuś takiemu jak on. Czuł w stosunku do siebie ogromne obrzydzenie.
- Nie mogę. - odparł nagle Kevin. - Nie zrozum mnie źle ale chyba tak będzie najlepiej. Zwłaszcza dla niego.
 Wyszedł z mieszkania nawet się z nią nie żegnając. Wrócił tu, sam nie wiedział dokładnie po co i dlaczego. Szukał ukojenia, pocieszenia i zrozumienia. Niestety nikt nie potrafił mu pomóc. Tylko on sam musiał jakoś sobie z tym wszystkim poradzić.
***
Następnego dnia Liv została obudzona przez Lilly. Była ósma rano gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Zaspana i nieco zdezorientowana nie wiedziała co się wokół niej dzieje. 
- Wstawaj śpiochu, nie ma czasu! - wykrzykiwała Lilly. 
- Ale na co? - pytała wciąż Olivia.
- Już wiem gdzie będziesz mogła otworzyć swoją wymarzoną restaurację. I to całkowicie za darmo! 
- Żartujesz? 
- A czy ja wyglądam jakby żartowała? Lokal wymaga remontu ale jest w bardzo dobrym stanie. W końcu możesz zacząć spełniać swoje marzenia. Każdy zasługuje na szczęście. A ja bardzo chcę ci w tym pomóc. 

***
Hej, witajcie!
Rozdział taki sobie, nie wszystko się wyjaśniło, ale cóż, przedłużam strasznie do końca. Będę tęskniła za tym opowiadanie. W końcu to mój twór heh, mam pomysł na nowe Dramione, moje pożegnalne. Chciałabym skończyć z blogowanie w wielkim stylu. No wiecie zaczęłam z Dramione i chcę tak samo skończyć. Jeśli nie będę się czuła na siłach to napiszę pożegnalną miniaturkę. Cóż, to opowiadanie też niedługo zakończę. Zapraszam do czytania i komentowania. Życzę wam wspaniałego weekendu. 
Przepraszam za błędy. 
Mia 






niedziela, 28 września 2014

16. Nowe początki.

 Dla Any to była bardzo ciężka decyzja. Mina Liv wprawiała ją w jeszcze większe zakłopotanie. Niedawno straciła matkę, a teraz traciła swoją najlepszą przyjaciółka. Nie mogła ujawnić jej całej prawdy. Na Anę czekało nowe i zupełnie inne życie. Czekała ją zmiana tożsamości, wyglądu i miejsca zamieszkania. Bardzo się tego obawiała. Jej bracia i jej ojciec bardzo jej potrzebowali. Teraz będą musieli nauczyć się żyć bez niej. Tylko im chciała wyjawić całą prawdę. Miała nadzieję, że pewnego pięknego dnia będzie mogła jeszcze choć na chwilę być obecna w ich życiu.
- Jak to jutro? - pytała zdezorientowana Olivia.
- To moja życiowa szansa. - westchnęła Ana.
- Tak szybko?
- Tak, to tak nagle wszystko wynikło.
  Olivia westchnęła. Nie potrafiła nic więcej powiedzieć. Wiedziała jedno. Będzie za nią bardzo tęsknić. Nie próbowała jej powstrzymać. Ana marzyła o tym od wielu lat.
- A co z tym martwym ciałem? - dopytywał się Mike.
- Policja bada całą sprawę. - odparł Max.
- A ty nie będziesz miała z tego powodu żadnych problemów? - zwróciła się Lilly do Any.
- Nie. - powiedziała Ana. - Mnie w to nie mieszajcie.
  Liv poczuła, że ostatnio wszystkich traci. Will delikatnie ją objął aby dodać je trochę otuchy.
- Gratuluję. - odparła Olivia. - Mam nadzieję, że będziesz pisać i przyjeżdżać do nas jak najczęściej.
  Nagle głos się jej załamał.
- Przepraszam. - wyszeptała. - Naprawdę bardzo się cieszę ale jesteś dla mnie jak siostra. Nie wiem jak sobie bez ciebie poradzę.
  Ana też nie umiała powstrzymać łez. To było silniejsze od niej. To było prawdziwe pożegnanie. Być może na zawsze.
- Kocham cię siostra. - wyznała Ana i przytuliła się do przyjaciółki.
- Ja ciebie też.
  Obydwie mocno się uściskały. Ta polana, to miejsce, ten dzień jest jednym z najważniejszych w ich życiu. Teraz wszystko się zmieni. Ana musiała wrócić do Denver, do swojej rodziny. Musiała im wszystko wyjaśnić. Max starał się ją wspierać ale on mógł się tylko  domyślać co ona czuła. To był najcięższy dzień w jej życiu. Gdy wróciła do mieszkania zauważyła zmianę w zachowaniu swojego ojca. Uśmiechał się, posprzątał, pomagał swoim synom, spędzał z nimi czas. W końcu okazywał im uczucia. Lepiej późno niż wcale. Ana wróciła o wiele wcześniej niż zapowiedziała dlatego jego zszokowana mina bardzo ją rozśmieszyła.
- Co ty tak wcześnie? - dopytywał się. - Coś się stało?
- Właściwie to tak. - westchnęła. - Jest coś o czym powinieneś wiedzieć.
  Postanowiła, że tylko swojej rodzinie opowie o  tym co tak naprawdę się wydarzyło i dlaczego wyjeżdża. Uznała, że tylko bliscy ją zrozumieją. Opowiedziała także o swojej pracy i o wszystkich tajemnicach, które przed nimi zataiła. Wyjaśniała powoli. Nie chciała ich w żaden sposób urazić. Miała nadzieję, że zrozumieją. Momentami miewała przeróżne myśli. Z jednej strony nie chciała rozstawać się z rodziną i przyjaciółką, a drugiej strony dobrze wiedziała, że otrzymała nową szansę, na zupełnie inne życie. Nikt od niczego nie oczekiwał. Była wolna.
- A Liv wie? - zapytał jej ojciec.
- Nie wyjawiłam jej całej prawdy. - wyznała Ana. - Tak będzie lepiej.
- Nie będziesz mogła z nią, ani z nami utrzymywać żadnych kontaktów, jesteś na to gotowa?
- Nie. - westchnęła. - Ale wiem, że nie mam innego wyjścia.
***
 Olivia długo się zastanawiała czy kontynuować wspólną wycieczkę z Willem i resztą ekipy. Zdecydowała, że woli jechać do domu i zrobić sobie babski wieczór z Aną. Wzięła ze sobą prezent dla swojej przyjaciółki i kawałek tortu. Will zaproponował, że ją odwiezie. Mandy była mocno zdenerwowana ale nic nie powiedziała. Wciąż miała pewien as w rękawie, który miala zamiar wykorzystać.
- Nie martwi cię to? - zapytała ją Lilly.
- Co takiego? - zapytała Mandy.
- No, że mój brat i Olivia mają się ku sobie?
- Mylisz się. Owszem, jest ładna ale Will nigdy nie związałby się taką niewychowaną i nieokrzesaną dziewuchą. - prychnęła. 
 Mike podszedł do Lilly, która aż kipiała ze złością. Objął ją od tyłu aby jakąś ją uspokoić. Głaskał ją po plecach i po włosach. Nie sądził, że kiedykolwiek poczuje coś podobnego do jakiejkolwiek dziewczyny. Musiał jakoś panować nad sobą aby jej nie odstraszyć.
- A wy o czym  tak szepczecie? - spytał.
- Powiedz mi jedno, dlaczego Will związał się z Mandy? Nie rozumiem go. Co on w niej widzi? - westchnęła Lilly.
- Jak nie można mieć tego co się chce to bierze się to co jest. - wyszeptał Mike.
  Lilly uważnie mu się przyjrzała. Miał jakiś dziwny wyraz twarzy i cały czas ją dotykał.
- Jakoś ostatnio dziwnie się zachowujesz. - stwierdziła. - Chcesz mi coś powiedzieć?
  Mike zawahał się. Nie mógł jej powiedzieć prawdy. Była zbyt młoda i niedojrzała, a w dodatku zupełnie niedoświadczona. Ona potrzebowała czasu. Każdy powinien przeżyć młodość w pełni, bez żadnych hamulców. "Za kilka lat zostaniesz moją żoną" - pomyślał w duchu.
- Myślę, że my też powinniśmy wracać do domu. - zaproponował. - Ten nasz kemping okazał się jednym wielkim niewypałem. Poza tym trzeba jakoś rozdzielić ten tort. Przecież nie możemy pozwolić aby się zmarnował.
- Wiecznie głodny. - skwitowała Lilly i zaczęła się pakować.

***  
   W tym samym czasie Chris świętował wraz z Nicole śmierć swojego niegdyś najlepszego przyjaciela. Nikt z nich nie spodziewał się co może  wydarzyć się potem. Obydwoje mieli podobne charaktery. Lubili manipulować i być w centrum uwagi. Wszelkie uczucia były dla nich obce. Zorganizowana Grupa Obronna była dla Chrisa jak rodzina. Tylko członków tej organizacji darzył szacunkiem i wierzył, że pewnego dnia każdy człowiek będzie chciał być taki jak oni. Gdy popijali szampana w willi usłyszeli głośny huk wyważanych drzwi. Chris zupełnie nie rozumiał o co chodzi. Spojrzał przez okno. Dom był otoczony przez policję. Do środka wszedł główny komendant policji w Denver wraz ze swoimi dwoma podwładnymi. Wszyscy mieli broń i celowali w Nicole i w Christophera.
- O co chodzi? - zapytał Chris.
- Jest pan aresztowany o zabicie z premedytacją Andy Collana, inaczej znanego jako Anakonda oraz o bezprawne hakerstwo, liczne rozboje i stworzenie nielegalnej magii działającej na niekorzyść dla życia innych ludzi. - odparła komendant lekko się do niego uśmiechając.
- Ale to nie ja?! Skąd wy macie takie dane?
- Będzie pan tłumaczył się na komisariacie policyjnym. Panowie, zabrać go.
- Popełniacie wielki błąd!

***
   Liv zatrzymała się przed domem Any. W jednej ręce miała dla niej urodzinowy prezent, a w drugiej kawałek tortu. Chciała z nią spędzić ten ostatni wieczór. Will co jakiś czas na nią spoglądał.
- Możesz już jechać. Pewnie dziewczyna na ciebie czeka. Na pewno bardzo się niecierpliwi. - westchnęła Olivia.
- Czy ty musisz być zawsze taka uszczypliwa? - zapytał Will. - Gdybym cię nie znał to pomyślałabym, że jesteś zazdrosna
- Chyba śnisz. - prychnęła. - Nie wiem po co tu wciąż stoisz i się na mnie gapisz. Leć do niej!
- Stoję tu bo mi na tobie zależy! - zawołał. - Robię dla ciebie wszystko, pomagam, wspieram cię ale ty i tak uważasz mnie za kompletnego dupka  . Myślałem, że jednak mam jeszcze u ciebie jakąś maleńką szansę ale widzę, że to tylko mój wymysł.
- Will...
  Ale go już nie było. Odjechał z piskiem opon zostawiając ją kompletnie samą na środku chodnika. Mike wysłał mu SMSa, że odwiózł Mandy i jego siostrę do domu. Will przez ten cały czas miał nadzieję, że Olivia coś do niego czuje. W kieszeni od spodni chował małe pudełeczko, a w nim pierścionek zaręczynowy.  Był gotowy na założenie rodziny. Niekoniecznie z kimś kogo kochał ale nie zawsze trzeba kogoś kochać aby się kimś ożenić prawda? Mandy była dobrze wychowana, miała dobre maniery, była bardzo ładna ale nie była... Olivią. Gdy podjechał pod dom Mandy miał mieszane uczucia. Zaręczyny to poważna sprawa. Od tego już nie było odwrotu. Zapukał do drzwi. Otworzyła mu Mandy. Była w szlafroku, miała mokre włosy i zaspane spojrzenie.
- Hm? - zapytała Mandy. - Myślałam, że dzisiaj się nie zobaczymy.
- Wiem, że każda kobieta marzy o bardzo romantycznych zaręczynach. Ja tego nie planowałem ale...
  Will ukląkł na prawo kolano. Wyciągnął z kieszeni małe pudełeczko. Otworzył je i spojrzał prosto w oczy Mandy. Były pełne łez.
- Mandy, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? - zapytał Will.
  Był pewien swego. Wiedział, że ona się zgodzi. Marzyła o tym od dziecka.
- TAK!!!

***
Jestem, kilka minut przed północą ale zdążyłam!! :D uffff, ciężko ostatnio mi idzie ale jakoś napisałam ten rozdział. Średnio to wyszło, Will i Mandy? Też się nie zgadzam ale tak mi intuicja podpowiada haha. Cóż, zapraszam do czytania i komentowania. Będzie zabawa, będzie się działo w kolejnych rozdziałach! :) Co sądzicie o Lilly i Mike'u? 
Przepraszam za błędy. 
Mia 

środa, 17 września 2014

15. Świadek

Ana wraz z Max'em pojechała na najbliższą komendę policyjną w Denver. Złożyła po kilkaset razy zeznania, a policjanci i tak powątpiewali w jej prawdomówność. Nie ujawniła nazwiska żadnego sprawcy dlatego jej zeznania nie należały do wiarygodnych. Była głównym świadkiem całego zajścia. Po dwóch godzinach Max postanowił, że z nią jeszcze raz porozmawia. Głównie pracował w Londynie, ale często przyjeżdżał do Denver. Znał tutejszego komendanta i jego podopiecznych. Wiedział że wszystko zrozumieją tylko najpierw Ana musi zacząć mówić.
- Ana, czemu kłamiesz? - zapytał Max
- Jestem zwykłą striptizerką, kto mi uwierzy? - westchnęła Ana. - Nikt.
- Zostaniesz objęta programem ochrony świadków. Będziesz bezpieczna.
- A moi bliscy?
- Będziesz musiała zniknąć. - odparł Max. - Zrobimy wszystko co w naszej mocy aby Chris cię nie odnalazł. Zapewnimy najlepszą ochronę twojej rodzinie i bliskim. Zeznaj na jego niekorzyść. Twoje zeznania bardzo nam pomogą.
Ana długo się zastanawiała jaką ma podjąć decyzję. Miała mętlik w głowie. Martwiła się o ojca i o swoich braci. Byli dla niej najważniejsi. Z kolei Olivia była dla niej jak siostra. Dobrze wiedziała, że jeśli wyjawi wszystko co wie to już nigdy nie będzie miała możliwości tu wrócić. Była kompletnie zagubiona. Bała się o życie swoich bliskich. Chociaż patrząc na to z zupełnie innej perspektywy dostała drugą szansę na zupełnie nowe życie.
- A kim był ten Alex Roberts? - zapytała nagle Ana.
- Okazało się, że jego dokumenty zostały sfałszowane. Niejaki Alex Roberts zmarł dziesięć lat temu na raka płuc, a jedyny który żyje mieszka w Miejscowym Domu Starości i w tym roku kończy dziewięćdziesiąt lat. - wyjaśnił Max.
- Więc kto to jest?
- Właśnie to cały czas próbujemy ustalić.
- Szkoda człowieka. - westchnęła. - Chyba podjęłam decyzję. Wiem już co zrobię.

***
   8 godzin wcześniej,
 Chris umówił się z Andy'm w swojej dwupiętrowej willi. Mieli omówić zasady członkostwa w ZGO. Nicole spędzała z nim dużo czasu w łóżku. Nie była do końca prawdomówna w swoich rozmowach z Aną. Specjalnie chciała wprowadzić ją w błąd aby ta się trochę przestraszyła i przestała rozmyślać nad rezygnacją z pracy w klubie.
- Nie wierzę, że chcesz go przyjąć do naszej grupy. - westchnęła i pocałowała go w nos. - To półgłówek
- Wiem, kochanie ale dużo o nas wie. I dlatego należy się go pozbyć.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Trzeba go wyeliminować, maleńka. - odparł Chris i przebiegle się do niej uśmiechnął. - On przyjdzie za niecałą godzinę więc...
- Rozumiem, że mam sobie pójść?
  Chris lekko się do niej uśmiechnął. Ubrał się garnitur, schował pistolet i czekał. Wezwał do siebie swojego ochroniarza, Siergieja. Miał metr dziewięćdziesiąt pięć wzrostu, był dobrze zbudowany i dobrze znał wschodnie sztuki walki. Był idealny do tej pracy. Po kilku minutach Chris usłyszał, że ktoś otwiera drzwi. Do salonu wszedł uśmiechnięty Andy. Był sam.
- Widzę, że ładnie się tu urządziłeś. - odparł Anakonda. - Dom  jak marzenie.
- Lata pracy. - odparła cicho Chris.
- Bardzo się cieszę, że będę mógł zostać członkiem ZGO. Chyba właśnie dlatego chciałeś się ze mną spotkać.
- Tak, poniekąd. Poznajcie się, to Siergiej mój ochroniarz, a to Andy mój dawny przyjaciel. - odparł Christopher.
- Miło mi poznać. - powiedział szybko Andy wyciągając rękę do Siergieja.
  Siergiej lekko się uśmiechnął do niego. Uściskał jego dłoń i mocno popchnął go na kanapę.
- O co chodzi panowie? - zapytał Andy nie widząc o co chodzi.
- Nie jesteś dość dobry aby przyłączyć się do naszej organizacji. - stwierdził Chris.
- Policja na pewno się ucieszy gdy im o wszystkim opowiem. - oznajmił Andy z zamiarem opuszczenia tego pomieszczenia.
  Siergiej go powstrzymał. Miał groźne spojrzenie dlatego Anakonda nie chciał go prowokować.
- Myślisz, że pozwolę Ci stąd tak po prostu odejść,? - zapytał Christopher i się lekko zaśmiał.
  Andy był  przygotowany na taką ewentualność. Parę lat spędzonych w więzieniu nauczyło go jednego. Nie ufaj nigdy tym którzy chociaż  raz zdradzili. Próbował wyrwać się z uścisku Siergieja który wciąż bardzo mocno trzymał go za ramię i nie pozwalał na żaden ruch. Nie zamierzał jednak się poddawać. Nawet jeśli miał umrzeć to tylko i wyłącznie w walce. Anakonda ugryzł Siergieja w rękę i próbował się wydostać z jego silnych objęć. Gdy Chris wyciągnął spod marynarki pistolet, Andy nie czekał na dalszy rozwój wydarzeń. Kopnął Siergieja w nogę i wykorzystując jego słabość wyrwał się z jego uścisku. Zamierzał stamtąd jak najprędzej uciec. Niestety Chris był o wiele szybszy. Bardzo dobrze radził sobie z bronią dlatego wystarczyło jedno pociągnięcie za spust. Mierzył prosto w jego klatkę piersiową. Anakonda jeszcze przez chwilę przyglądał mu się. Dobrze wiedział, że to koniec. Jego życie dobiegało właśnie końca ale miał nadzieję, że jego dawny przyjaciel zostanie wkrótce ukarany za swoje okrutne czyny. Sam nie był lepszy. Zabijał, okradał i manipulował.

***
   Mike opowiedział o całej historii Olivii, Willowi i Lilly. Mandy nie było szczególnie tym  zainteresowana.
- Muszę tam do niej jechać. - oznajmiła Liv. - Trzeba ją jakoś wesprzeć.
  Will cały czas głaskał ją po ręcach aby dodać jej otuchy. Mandy cały czas im się przyglądała. Will tylko przy Liv stawał się taki opiekuńczy. Jej tak nigdy nie traktował. Miała wrażenie, że jej szansa na poślubienie tego mężczyzny z każdym dniem coraz bardziej maleje.
- Nie panikuj.  - odparł Mike. - Ana jest pod opieką Max'a.
- Jak mam nie panikować?! - zawołała Liv.
  Nagle zadzwonił telefon komórkowy Mike'a. Chłopak cały czas machał głową, że rozumie i co jakiś czas spoglądał na Olivię.
- I co, i co? - dopytywała się Liv.
- Zaraz tu przyjadą i o wszystkim nam opowiedzą. - wyjaśnił Mike.
   Olivia nie potrafiła nie panikować. Bardzo się martwiła o swoją przyjaciółkę. Od samego początku czuła, że ich niespodzianka to będzie jeden wielki niewypał. Nie sądziła, że to aż tak źle się skończy. Po półgodzinie nadjechał samochód a wraz z nim Max i Ana. Gdy tylko się pojawili Olivia od razu się ożywiła i rzuciła się jej w ramiona.
- Ana, jak ty się czujesz? - pytała Liv.
- Dobrze. - odpowiedziała Ana lekko się od niej odsuwając.
- Jesteś zła? - zapytała. - Przepraszam za wszystko. Przygotowaliśmy dla ciebie prezent i tort. To miała być niespodzianka. Niestety nie najlepiej to wszystko się skończyło.
 Spojrzenie Any było bardzo smutne. Jakieś takie nieobecne. Liv od razu to zauważyła.
- Co się dzieje? - zapytała Liv.
- Liv, wyjeżdżam na studia. - oznajmiła Ana.
- Och, to wspaniale! - zawołała. - A kiedy?
- Jutro.

***
Długo mnie nie było. Bardzo zastanawiałam się jak to opisać. Rozdział jest krótszy niż planowałam.Jest jednym z ważniejszych w tym opowiadaniu. Więc Alex Roberts to tak naprawdę...? :D heh, Mam nadzieję, że chociaż wam się spodoba ten rozdział. Wstawiłam go później niż planowałam, wczoraj nie miałam do tego głowy, Brazylia:Polska, emocje i nie mogłam się skupić. 
Zapraszam do czytania i komentowania. 
Przepraszam za błędy. 
Mia