poniedziałek, 8 września 2014

14. Trupy, uczucia i policja

Ana obudziła się z ostrym bólem głowy. Poprzedniego dnia wypiła sporą ilosć  alkoholu  i nie czuła się najlepiej. Zauważyła, że Olivia i Lilly już nie leżały obok niej. Wstały o wiele wcześniej od niej. Gdy spojrzała na zegarek od razu zaczęła się ubierać. Wyszła z namiotu i rozejrzała się. Nikogo wokół niej nie  było. Ani samochodów, ani namiotów, zupełnie jakby wszyscy nagle zniknęli.
- Ej, jesteście?! - zawołała Ana.
 Nikt nie odpowiadał. Ana poczuła się paskudnie. Nikt nawet o niej nie pomyślał. Rozgoryczona i pełna wątpliwości zjadła wczorajsze kanapki i wypiła trochę soku pomarańczowego. Chciało jej się płakać. Schowała się w namiocie. Położyła się, nakryła kocem, wzięła do ręki notes i długopis. Zaczęła opisywać swoje emocje i uczucia jakie nią w tym momencie targały. Zawsze miała z tym problem ale tym razem dała upust swojej wyobraźni. Była wściekła na Olivię, Lilly, Willa, a nawet na Mike'a, którzy zachowali się jak kompletni pozerzy zostawiając ją tu kompletnie  samą. Nigdy nie czuła się bardziej upokorzona niż w tym momencie. Postanowiła, że nie będzie siedziała samotnie w namiocie i czekała. Spakowała do plecaka najpotrzebniejsze rzeczy. Namiot należał do niej dlatego musiała go także zabrać ze sobą. Wyczesała się, odświeżyła i ruszyła prosto przed siebie.Nie bała się tego co może ją w międzyczasie spotkać. Uznała, że odseparowanie się od tych wszystkich ludzi dobrze jej zrobi.
***
- Mam wyrzuty sumienia. - westchnęła Olivia. - To są jej urodziny. Nie lepiej zorganizować to całe przyjęcie w bardziej tradycyjny sposób?
- Co masz na myśli? - zapytał Will.
- Ona tam siedzi zupełnie sama. Nie wie gdzie jesteśmy, na pewno ma mętlik w głowie, jest smutna i na pewno bardzo wściekła.
- Wrócimy tam wieczorem. - tłumaczył Will. - To jest przyjęcie urodzinowe, niespodzianka. Trzeba kupić jakiś wystrzałowy prezent, tort i szampana. A co najważniejsze należy ją zaskoczyć.
 Tylko Liv zgodziła się wraz z Willem jechać do miasta po prezent dla Any. Reszta wybrała się do piekarni po tort dla jej najlepszej przyjaciółki. Olivia czuła się bardzo dziwnie w jego towarzystwie. W tym samochodzie przeżyła z nim wiele wspaniałych chwil. Między nimi ich pierwszy pocałunek, który zaowocował w  liczne kłótnie i niedomówienia.  Will co jakiś czas zagadywał Olivię. Chciał utrzymywać z nią dobre kontakty. Przyjaźń to było dla niego za mało ale Liv  wyraziła się jasno, nic do niego nie czuje. Dobrze czuli się w swoim towarzystwie. Miał wrażenie, że znał ją od zawsze. Dlaczego tak z Mandy nie było? Kiedyś byli najlepszymi przyjaciółmi ale z czasem  Mandy zapragnęła czegoś więcej, a ich przyjaźń powoli zaczęła gasnąć. Dla ich związku oznaczało to katastrofę.
- O czym myślisz? - zapytała nagle Liv.
- O Mandy. - odparł Will.
  Olivia dalej nie pytała. Nie chciała znać szczegółów ich związku. Nie chciała samą siebie skazywać na cierpienie. Czuła, że dobrze zrobiła odpychając od siebie Willa. Teraz widziała jak bardzo był szczęśliwy z Mandy.
- Nie zapytasz w jakim sensie?
- Nie chcę wiedzieć. To są wasze sprawy. - odparła krótko Liv.
- Nie kocham jej. - wyznał nagle i w tym samym czasie zatrzymał samochód.
- Will, to dlaczego z nią jesteś?
- Ona mnie kocha. Miło jest wiedzieć, że ktoś cię darzy takim uczuciem. - wyjaśnił.
- Ja nie wiem jak to jest. Nigdy nie byłam zakochana. - wyznała Olivia. - Maria często mi tłumaczyła jak to jest ale ja nigdy jeszcze czegoś takiego nie przeżyłam. Chyba się do tego nie nadaje.
Will nie chciał jej speszyć dlatego przez długi czas nic nie mówił. Pozwolił jej na chwilę tylko dla siebie. Wiedział, że to jemu pierwszemu to wszystko mówi.Wstydziła się swoich uczuć.  Cieszył się, że może jej pomóc. Żałował, że to nie on okaże się tym pierwszym i ostatnim w jej życiu i sercu.
- Wiesz, ja też jeszcze nigdy nie pokochałem tak na sto procent. Było kilko kobiet w moim życiu ale to nie było to. Długo szukałem aż w końcu spotkałem ciebie.
  Olivia lekko się zarumieniła. Nie chciała aby mówił jej o swoich uczuciach. Nie była dobra w udzielaniu rad, a tym bardziej w ciagłym kłamaniu. Wolała nie ujawniać tych wszystkich skrywanych pragnień. Jeszcze nigdy się tak nie czuła. Była zazdrosna, rozdrażniona, ale gdy tylko mogła z nim porozmawiać stawała się najszczęśliwszą kobietą na świecie. Czy to na tym właśnie polegała miłość?
- Spotkaliśmy się przez przypadek. - westchnęła Liv starając nie patrzeć mu w oczy.
- Ten przypadek zmienił całe nasze dotychczasowe życie, Liv. - odparł nagle Will. - Chcę być dla ciebie kimś wyjątkowym. Chcę żebyś mi się zwierzała i była ze mną zawsze szczera. Taka więź jak nasza może już nigdy więcej się nie powtórzyć.
 Nie spodziewała się takich słów z jego ust. Nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć. Mówił, jej o swoich najskrytszych uczuciach, a ona zupełnie nie wiedziała jak ma się zachować. W pierwszej chwili pomyślała o ucieczce, ale z drugiej strony nie była tchórzem i nie chciała przed nim uciekać.
- Will, przestań. - odparła Liv. - Nie komplikujmy sobie życia. Po prostu zostawmy to tak jak jest.
- Głupi jestem, wiem. - szepnął. - Po prostu nie potrafię przestać o tobie myśleć. To takie flustujące.
Olivia czuła się tak samo. Wszędzie miała jego twarz przed oczami. Czy to nigdy się nie skończy?  Usmiechnęła się aby jemu i sobie dodać trochę otuchy. Will zatrzymał się na parkingu obok centra handlowego.
- Chodźmy kupić wystrzałowy prezent dla Any. - odparła Olivia. - Na pewno się bardzo ucieszy.
- Liv?
- Tak?
- Zapomnij o tym co mówiłem. O wszystkim. - odparł Will.
  Ona nigdy nie zapomni.
Choćby miała  pokochać kogoś zupełnie innego to nigdy nie zapomni.
Na zawsze...

***
 W tym samym czasie humorzasta Mandy, gadatliwa Lilly, zasadniczy Max i wyluzowany Mike próbowali wybrać idealny tort dla dzisiejszej solenizantki.Bardzo się różnili dlatego ich gusty  też znacząco się różniły. Ekspedientka pokazała im trzy torty. Każdy z nich się różnił, miał inny smak i kolor.
- Mi to obojętne. Ja i tak się odchudzam. - westchnęła znudzona Mandy.
- Wiecie co, spędziliśmy tu już dobre pół godziny i nic nie zdecydowaliśmy. - odparła Lilly. - Każdy z tych tortów jest piękny. Myślę, że najlepiej zrobić demokratyczne głosowanie. Ostatni głos Mandy zadecyduje. Jej to i tak nic nie interesuje.
- Zgadzam się. - odparł Mike i lekko sie do niej uśmiechnął.
 Od paru minut wpatrywał w nią jak zaczarowany. Nic nie mógł poradzić na to, że jej niewinność tak bardzo go urzekała. Wiedział jednak, że nie może je nawet tknąć. I to go jeszcze bardziej denerowowało. Było kilka kobiet w jego życiu, w tym Ana które kompletnie potrafiły go oczarować. Jednak ona miała w sobie to "coś". Nie przeszkadzała mu dzieląca ich różnica wieku. Nigdy nie próbował się ustatkować, zawsze uważał, że związki są mu niepotrzebne, czuł się wolnym cżłowiekiem ale teraz gdy tak na nią patrzył poczuł, że przez te wszystkie lata po prostu bał się zakochać. Zawsze traktował kobiety jak przedmioty. Wiedział, że Lilly jest bardzo wrażliwa i szybko przywiązuje się do ludzi. Nie chciał jej skrzywdzić.  Chciał ją uchronić przed złem jakie oferuje ten bezwzględny świat.
Mandy zdecydowała się na tort czekoladowy. Wyglądał skromnie ale bardzo elegancko. Dobrze wiedziała, że nigdy nie należy przesadzić z dodatkami. Czasem mniej znaczy więcej. Mimo iż prawie się nie odzywała to  obserwowała i w pewnym momencie dostrzegła niebezpieczne romantyczne prądy płynące między Mike'em i Lilly. Musiała jak najszybciej powiedzieć o tym Willowi. Musiała temu zapobiec. Ich związek to byłaby kompletna katastrofa.

***
   Ana długo spacerowała. Na każdym napotkanym drzewie namalowała szminką serci. Nie chciała się zgubić. Nogi zaczynały ją boleć. Czuła się jakby przeżywała jakiś  dzień świstaka. Tylko, że w jej przypadku to każdy dzień okazywał się coraz gorszy. Aby trochę odpocząć usiadła obok drzewa, oparła się o niego i odetchnęła z ulgą. Zaczęła się zastanawiać nad tym który był dzisiaj dzień tygodnia. Po chwili zrozumiała, że dzisiaj miała urodziny! To były najgorsze urodziny w jej życiu. Nikt o nich nie pamiętał. Nawet ona sama o nich zupełnie zapomniała. Chciała się trochę odprężyć i na chwilę zamknęła oczy.
- A jeśli ktoś tu nas zobaczy? - usłyszała.
- Słuchaj, pracujesz dla mnie i póki co masz wykonywać to co ci każe.
  Dziewczyna myślała, że jej to się tylko śni. Jeden z głosów wyraźnie rozpoznała. To był głos jej pracodawcy, Chrisa.
- Dobrze, szefie. Zacznę kopać. - oświadczył jeden z nich.
- Trzeba zatrzeć wszystkie ślady. Nikt nie może się dowiedzieć, że to my za tym stoimy.
Ana przebudziła się, gdy wstała, dostrzegła, że śniła na jawie. Dostrzegła Chris oraz jednego z pupilków. Zakopywali, ciało? Zaskoczona i nieco przerażona zupełnie nie wiedziała jak ma się zachować. Nie wymieniali nazwiska ofiary ale słychać w ich głosie było dużą satysfakcję.
- Chorzy ludzi. - szepnęła Ana.
 Zachowywała się bezszelestnie. Tak aby nikt jej ani nie usłyszał ani nie zobaczył. Schowała się pomiędzy krzewami.Gdy  Chris wraz ze swoimi parobkiem skończyli swoją pracę i odjechali,  Ana postanowiła odkopać martwe już ciało i dowiedzieć się kogo tak naprawdę zabito. Miała chude ręce i ciężko jej było cokolwiek zrobić. Gdy natknęła się na coś zimnego i gumowatego od razu poznała, że to musiał być trup. Wzdrygnęła się. Okazało się, że to był mężczyzna. Był blondynem, miał lekki zarost, a ubrany był dość skromnie. Poszarpane łachmany odkrywały jego muskularne ciało. Ciało pokryte ranami i siniakami oznaczało zaciętą walkę. Nie można było nie zauważyć, że przed śmiercią mężczyzna bardzo mocno się bronił przed atakami mordercy. Z jego poszarpanych spodni wypadł dowód osobisty wraz ze zdjęciem. Ana wzięła go do ręki.
- Alex Roberts. - odczytała.   - Szkoda cię przystojniaku.
  Jego martwe ciało było zimne, blade, a w dodatku gumowate. Szeroko otwarte Oczy Alex'a  bardzo ją przerażały. Nie wiedziała czy ma donieść na Chrisa na policję czy może spróbować go zaszantażować. Wiedziała, że z początku to ją będą podejrzewać o zabójstwo. Nie miała alibi. Z drugiej strony to był jej obywatelski obowiązek. Chris zagrażał ludziom. Tylko, że wtedy to ona stanie jedynym celem dla Chrisa i jego mafii.
- Ana! - usłyszała głos Mike'a.
- Tu jestem! - zawołała Ana.
  Gdy z krzaków wyłonił się z Mike, to Ana z początku bardzo się ucieszyła na jego widok. Później jednak gdy mężczyzna dostrzegł martwe ciało od razu zbladł i znacząco spostrzegł na Anę, to ta poczuła do niego obrzydzenie.
- C-co to? - zapytał głupio.
- To trup. - odparła Ana. - Słuchaj, wiem że to dziwnie wygląda ale ja tego nie zrobiłam. Nie zabiłam tego człowieka.
- Przecież wiem. - odparł Mike. -  Zadzwońmy do Max'a. On jest policjantem. Mu o wszystkim opowiesz.
  Mike wyciągnął telefon komórkowy i zadzwonił do swojego kuzyna. Wszyscy czekali na solizantkę na polanie. Mike poradził mu, aby ten szedł według serduszek, która Ana zostawiła na każdym drzewie. Pół godziny póżniej na miejsce dotarł Max.
- Chcę z tobą porozmawiać na osobności, Max. - odparła Ana.
- Rozumiem, Mike wracaj do pozostałych i opowiedz o tym co się wydarzyło. - odparł Max.
 - Myślisz że to ja? - odezwała się nagle Ana.
- Ana, wcale tak nie myślę. Posłuchaj mnie, opowiedz mi o wszystkim co widziałaś, co zrobiłaś, a ja w międzyczasie powiadomię wszystkie odpowiednie służby.
  Miły uśmiech Max'a dodał jej otuchy. Zaczęła mówić.
- Byłam bardzo zła, smutna, rozczarowana i dlatego wybrałam się na ten przeklęty spacer. Zatrzymałam się obok tego drzewa aby na chwilę odpocząć. - wskazała drzewo i mówiła dalej. - Zamknęłam oczy. Myślałam, że śnię gdy usłyszałam dwa męskie głosy. Jeden z nich był mi bardzo dobrze znany. Nie wiem czy powinnam wymieniać jego imię i nazwisko. To bardzo niebezpieczny człowiek. Ja pracuję jako striptizerka w jego klubie, "Mixture". Chyba sam wiesz już o kogo chodzi. Widziałam jak zakopują tego człowieka. Pomyślałam, że go odkopię i dowiem się kim on jest. Wiem jak to wygląda ale ja naprawdę nic nie zrobiłam...
- Nie denerwuj się, wierzę ci. - powiedział Max.
- Ale pytanie czy oni mi uwierzą? - zapytała niepewnie Ana wskazując na nadjeżdżającą policję.

***
Dobra wiadomość jest taka, że mam wenę, już o wiele więcej się dzieje, a będzie jeszcze więcej się działo. :D Nie wiem czy to wgl gramatycznie zabrzmiało. Ana przeżywa masakrę, jak myślicie kim jest ten Alex Roberts? Cóż, w następnym rozdziale prawie wszystko po części się wyjaśni :D Błędy w poprzednich rozdziałach będę poprawiać na końcu. Zapraszam do czytania i komentowania. 
Przepraszam za błędy. 
Mia. 

5 komentarzy:

  1. Noo, dużo się dzieje w tym rozdziale! Nawet bardzo dużo. Widać, że wena wróciła. ;) Zazdroszczę!
    Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw... Ana przyłapała swojego szefa na zakopywaniu trupa - Alexa Roberts?! To ten facet, którego spotkała Ana w parku? A może to nie jego zamordowano, tylko kogoś innego, a temu komuś podrzucono dokumenty Alexa? Sama nie wiem co o tym myśleć, w mojej głowie jest milion przeróżnych pomysłow!
    Czuje, że Ana będzie miała "małe" kłopoty...
    Czekam na kolejny rozdział!

    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to ten sam,Alex Roberts, niedługo wszystko się wyjaśni :D

      Usuń
  2. Dzieje się, oj dzieje.
    Rozdział niesamowity.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jej, ile nowych informacji. To musiało byc dla niej okropne przeżycie. Alex Roberts? W takim razie moja teoria się nie sprawdziła. A może on odkrył powiązanie "Mixture" z mafią i chciał coś z tym zrobić i dlatego go zabili?
    No widzę, że Will i Liv zaczynają się otwierać, to dobrze :)
    Lilly i Mike, tu też się dzieje :D Mimo, że bardzo lubię postać Any to jednak chyba bardziej kibicuje twj dwójce :)
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział ;*
    Weny ;*
    Ściskam ;*
    e_schonheit ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W następnym rozdziale wszystko się wyjaśni, a jeśli chodzi o Alexa to nic nie jest takie jakie się wydaje :D

      Usuń