środa, 27 sierpnia 2014

12. Alex Roberts

Lilly siedziała w swoim pokoju i znudzona pisała esej na temat kontaktów międzyludzkich. Międzyczasie pisała następną notkę na swojego bloga.

Nie wiem co myśleć. Wszyscy są jacyś dziwni. Will prawie wcale nas nie odwiedza. Zauważyłam pewne napięcie między nim, a rodzicami. Czyżby się pokłócili? Nie potrafię ich rozszyfrować. Gdy pytam o coś, to nawet nie patrzą mi w oczy. Jakby się czegoś bali. Może to tylko ja jestem jakaś przewrażliwiona. Zauważam coś czego prawdopodobnie nie ma. Czasem widzę Mike’a ale on jak zwykle zajęty swoimi sprawami nawet mnie nie zauważa. Pech bycia młodszą siostrą. Zawsze gdy się pojawia to czuję gęsia skórkę. Nic na to nie poradzę. Mam do niego słabość ale wiem, że to uczucie jest na straconej pozycji. Jest ode mnie dużo starszy. Nie zainteresuje się taką małolata jak ja. Jest miły ale wiadomo, że obraca się w zupełnie innym towarzystwie. Wśród dorosłych, którzy tylko myślą o jednym: jak zaciągnąć dziewczynę do łóżka. Przynajmniej tutaj mogę się wypowiedzieć co tak naprawdę o tym myślę. Mój brat jest taki sam. Teraz ma dziewczynę, Mandy modliszkę. Każdy kto ją pozna uważa ją za miłą, sympatyczną dziewczynę i za idealny materiał na żonę. Co mam do niej? Nie lubię jej ponieważ idealnie udaje jej się manipulować innym ludźmi. Ma do tego talent. Teraz na pewno będzie dążyła aby urodzić mu dziecko i zupełnie go do siebie przywiązać. Nie zdziwię się jeśli po ślubie będzie chciała owinąć go wokół palca. Ta kobieta nie ma skrupułów. Zawsze osiąga zamierzony cel. 
Lilly

Lilly wstawiła post na bloga, skończyła esej i wyszła na spacer aby zaczerpnąć świeżego powietrza. Choć teoretycznie mieszkała z rodzicami to praktycznie cały czas była sama. Nawet jej brat się na niej wypiął. Nie odwiedzał jej już tak często jak kiedyś. Tylko z Olivią mogła normalnie porozmawiać. Gdy Lilly usłyszała o śmierci Marii z początku nie mogła w to wszystko uwierzyć, że takie złe rzeczy dzieje się wokół i nikt nie reaguje. Nie wiedziała jak jej pomóc. Ona sama czuła się osamotniona.

***  
  Ana była kłębkiem nerwów. Od pamiętnej rozmowy z Chrisem kompletnie nie wiedziała co począć. Jedynie co mogła zrobić to jedynie zajść w ciąże. Wtedy należałyby się jej wszelkie świadczenie, a jej szef stałby się jej ofiarą, a nie ona jego. Jednak wiedziała, że to głupie bo nie miała nawet narzeczonego, warunków do wychowywania takiego małego maleństwa, a jej zarobki nie wystarczyłyby aby wyżywić całą rodzinę. Wynajęcie prawnika i postraszenie Chrisa sprawą sądową wcale nie było takim głupim pomysłem. Ana dobrze wiedziała że nie stać jej na wynajęcie prawnika, który mógłby pokusić się o wygraną. Olivia miała własne problemy więc nie chciała jej dostarczać nowych. Nicole jako jej nowa przyjaciółka wysłuchała jej opowieści do końca.
- Mówiłam ci, że tak będzie. - odparła Nicole. - Sama próbowałam stąd kilkakrotnie uciec. Bez skutku.
- Nie rozumiem po co to wszystko. Ten biznes już od dawna podupada. Czemu go nie zamkną? - powiedziała Ana.
- To jeszcze bardziej skomplikowane niż myślisz. - westchnęła. - Ten klub to przykrywka dla  Chrisa i jego bandy. Mamy do czynienia z mafią, Ana. To jest o wiele niebezpieczniejsze niż ci się wydaję.
  Ana rozszerzyła źrenice i lekko się zachwiała.
- Mafia?! - zawołała.
- Cicho. - warknęła. - Nie pytaj skąd wiem. Po prostu kiedyś ja i Chris mieliśmy ze sobą wiele wspólnego.
- W co ja się wplątałam… Nie można ich jakoś zdemaskować?
- Można ale na to potrzeba dużo czasu. Zresztą jestem pewna, że nawet jeśli złapią Chrisa, to jego poplecznicy zrobią wszystko aby go pomścić.
- Dużo o tym wszystkim wiesz. Czy ty i Chris byliście parą?
- Cóż, parą to bym tego nie nazwała. Mieliśmy pewien układ. Myślałam, że można ,że sobą sypiać i nic nie czuć. No ale się myliłam. Zakochałam się, a on mnie wyśmiał. Teraz nienawidzę go z całego serca.

***
    Ten wieczór Will spędzał wraz z Mike’em. W barze opijali swoje smutki i żale. Gdy Will opowiedział przyjacielowi całą swoją historię, ten omal nie spadł z krzesła. To chyba była jednak przyczyna spożycia zbyt dużej ilości alkoholu.
- Stary, chyba się naćpałeś?! - zawołał Mike. - Adoptowany?
- Nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. Dla mnie ci wszyscy ludzie są obcy.
- A siorka też?
- Ona o niczym nie wiem. - odparł Will. - Nic jej nie mów. Jest bardzo młoda, nie wiem jak sobie z tym poradzi.
- Lilly to słodka niewiasta. Ma w sobie coś z anioła. Taka niewinna, aż by się chciało ją schrupać…
- Ty się tam nie rozwijaj. Nie będzie cierpieć tak te wszystkie inne którym obiecywałeś gwiazdkę z nieba.
- Przecież wiesz, że nigdy bym tego zrobił. Ona jest dla mnie jak młodsza siostra, choć ma słodziutkie usta to jej nie dotknę. Teraz mi w głowie ta cała Ana, Odrzuciła mnie i dlatego zrobię wszystko aby ją zdobyć rozumiesz?!
- Rozumiem, że za dużo wypiłeś. - odparł Will.
- Wiesz, co? Jedźmy pod namiot. Wróćmy do przeszłości, Will. Zaszalejmy.
- Nie mamy już po szesnaście lat. Mamy własne firmy, zobowiązania wobec klientów, obowiązki.
- Nie ględź. Przez tydzień chyba nic nie powinno się zdarzyć. - westchnął Mike. - Weźmy ze sobą parę osób i jedźmy. Żegnaj nudo, witaj przygodo!  
  Will westchnął i spojrzał na przyjaciela mając nadzieję, że ten żartuje. Mike wciąż zachowywał się jak dziecko. Zawsze musiał postawić na swoim. Nie miał żadnych zahamować. Lubił flirtować z kobietami ale jeszcze nigdy nie pozwolił się żadnej wykorzystać.
- Kogo weźmiemy ze sobą? - odezwał się nagle Will.

***
   Olivia siedziała na łóżku i uważnie czytała gazetę. Szukała ogłoszeń związanych z wynajęciem lokalu, który mógłby posłużyć jej jako restauracja. Nie sądziła, że to wszystko tyle kosztuje. Nie mogła zaciągnąć kredytu ponieważ nie miała żadnej stałej pracy. Nie była wiarygodna. Marzyła o własnym biznesie ale nie sądziła, że to będzie ją tyle kosztować. Parę minut temu dzwoniła do niej Mandy, która ją powiadomiła o pierwszym spotkaniu odnośnie kursu kulinarnego. Pierwsze spotkanie odbędzie się za dwa tygodnie w Międyznarodowej sieci kursów zawodowych. Obecność obowiązkowa. Bardzo się ucieszyła. W końcu będzie mogła spełniać swoje marzenia.     Liv rzadko wychodziła z domu. Jedynie praca jakoś pomagała jej w tym ciężkim dla niej okresie. Czasem rozmawiała z Willem przez telefon ale nie była gotowa aby się z nim spotkać. Dzisiejszego dnia postanowiła wyjść chociaż na dziesięć minut i zaczerpnąć świeżego powietrza dla relaksu. Przeszła przez pierwsze sto metrów i się zachwiała. Złapała za najbliższą ławkę i od razu na niej usiadła. Bała się, że upadnie.
- Przepraszam, nic pani nie jest? - zapytał nieznajomy, który właśnie tamtędy przechodził.
- Nie, po prostu zakręciło mi się w głowie. - wyjaśniła Olivia.
  Liv uważnie przyjrzała się napotkanemu mężczyźnie. Nigdy go tu wcześniej nie widziała. Miała piwne oczy i blond włosy. Wyglądał na trzydzieści parę lat. W jego oczach dostrzegła jednocześnie tajemniczość i drapieżność. Przestraszyła się.
- Może się najpierw przedstawię, Alex Roberts. Niedawno przeprowadziłem się do Denver. A ty jesteś…?
- Olivia. - odparła niepewnie.
- Wyglądasz na bardzo przemęczona. Zapraszam na wspólny obiad. - zaoferował.
- Nie umawiam się z nieznajomymi. Już muszę wracać. Dziękuję za pomoc.
  “Dziwny gość” - pomyślała. W jego oczach dostrzegła zło. Zawsze uważała, że idealnie potrafi ocenić drugiego człowieka. Czyżby tym razem się pomyliła? Przecież próbował jej pomóc i być miły. Miała nadzieję, że już nigdy go nie spotka. Wiedziała jedno. Nigdy w życiu nie chciałaby zostać z nim sam na sam w jakiejś ciemnej i mrocznej uliczce. Nie należała do tchórzliwych ale wolała nie kusić losu. Dobrze wiedziała, że wyglądała jak ofiara losu.
Często porównywała się do Mandy, dziewczyny Willa, która zawsze miała na sobie idealnie wyprasowany  kombinezon i makijaż, który został dopracowany do absolutnej perfekcji. W drodze powrotnej Liv wstąpiła do sklepu spożywczego. Kupiła parę bułek, herbatę, masło, szynkę i na poprawę samopoczucia i humoru czekoladę. Gdy wychodziła dostrzegła Willa spacerującego wraz ze swoim przyjacielem. Co oni mieliby robić w tej okolicy? To nie był ich teren.
- Liv, my właśnie do ciebie…- odparł Will.
- Mamy do ciebie i dla Any propozycję nie do odrzucenia. - zaczął Mike.
- Na wszystko mówię NIE. - ucięła rozmowę Olivię.
- Organizujemy wypad pod namiot. Na tydzień. Zapraszamy was. - powiedział Will.
- Nie mam czasu, ochoty, pieniędzy i nastroju. Poza tym pracuję. - wyjaśniała.
- Przecież każdemu należy się parę dni wolnego. Każdy zrozumie, że przeżyłaś wielką tragedią i potrzebujesz trochę czasu aby się z niej otrząsnąć. - przekonywał Mike.
  Mike był najbardziej przekonującym człowiekiem na ziemi. Potrafił nawet najbardziej upartą dziewczynę na świecie przekonać aby poszła z nim na drinka. Wszystkie chwyty były dozwolone.
- Ty i Will jesteście prawie jak rodzina. Musicie się wzajemnie wspierać. Poza tym taki wypad na pewno was by do siebie  zbliżył. - mówił dalej Mike.
- Zastanowię się. - przerwała mu już zdenerwowana Olivia.
- Już wiem, że się zgodziłaś. - odparł Will. - Mike jest w tym mistrzem.
  Olivia długo śmiała się po ich odjeździe. Mimowolnie poprawili jej humor. Wiedziała, że to by było niemądre aby zgodziła się z nimi na wspólny wyjazd. Musiała pracować i zarabiać aby mieć z czego żyć. Jednak wyjazd cały czas ją kusił ponieważ pragnęła uciec jak najdalej stąd.

***
  Alex to nie jest do końca nowa postać. Zaraz wstawię jego zdjęcie w zakładce :BOHATEROWIE, trochę zwlekałam z napisanie nowego rozdziału, nie wiem, jakoś nie miałam ochoty weny, trochę krótszy rozdział ale w miarę ciekawy. Ostatnio Amy zapytała dlaczego mordercę Marii nazwałam Anakonda. Hm, sama w sumie nie potrafię siebie zrozumieć. Po prostu tak mi ta nazwa przypasowała. :D Następny rozdział jak się domyślacie będzie o wiele ciekaawszy. Namiot i te sprawy hehe Zapraszam do czytania i komentowania, Ostatnio było mało komentarzy choć dużo wyświetleń i troche przykro. Dziękuję wszystkim którzy mimo wszystko komentują, ♥
Przepraszam za błędy

Mia

wtorek, 19 sierpnia 2014

11. Pożegnanie

Liv patrzyła na Will zupełnie nie wiedząc co mu odpowiedzieć. O co mu chodziło? W mieszkaniu czekała na niego dziewczyna, on chciał zostać właśnie z nią z Olivią. Miała kompletny mętlik w głowie. Jej oczy same się zamykały.
- Mogę z tobą zostać? - zapytał Will.
- Dlaczego ze mną? - zapytała nagle. - Przecież w domu czeka na ciebie dziewczyna, która na pewno się o ciebie bardzo zamartwia.
- Nie jestem gotów jej o tym wszystkim opowiedzieć. Nie mam na to wszystko siły. Będę grzeczny, obiecuję.
- Jestem taka zmęczona, że nawet nie mam siły się z tobą kłócić. - odparła cicho Olivia. - Niech ci już będzie ale jeden fałszywy ruch i cię nie ma.
 Gdy weszli do mieszkania w którym panowała grobowa cisza. Dziewczyna usiadła łóżku i po jej policzkach znów popłynęły pojedyncze łzy, które oznaczały jakby pogodzenie się z całą tą nieprzyjemną sytuacją. Śmierć osoby, która na dobrą sprawę była dla niej matką, ojcem, wujkiem i ciotką czyli całym światem, jedyną jej rodziną był wielkim ciosem.
- Dlaczego akurat ona? - zapytała Olivia.
  Will podszedł do niej i ją objął. Sam  bardzo mocno przeżywał wszystkie wydarzenia z dzisiejszego dnia.
- Wypłacz się, kochanie. - odparł Will.
- Po prostu nie mogę uwierzyć, że już nigdy jej nie zobaczę… - westchnęła cicho i go  mocno objęła.
  Starał się udawać twardziela ale z biegiem czasu miał tego wszystkiego dość. Przez tyle lat był perfidnie okłamywany przez swoich rodziców. Miał prawo wiedzieć. Gdy poznał Marię od razu poczuł do niej jakieś miłe uczucia. Chciał jej pomóc i otoczyć ją opieką. Teraz było na to wszystko już za późno.
- Jest jeszcze coś co powinieneś wiedzieć. Twoja siostra także została adoptowana. - odezwała się Liv. - Nie wiem kim są jej biologiczni rodzice. Ona jest bardzo wrażliwa. Myślę, że o wszystkim powinni jej opowiedzieć wasi rodzice.
- Tylko, że ich nigdy nie ma. Są wiecznie zajęci. - odparł Will.
  Olivia nie patrząc nawet na niego ułożyła kołdrę i poduszki na łóżku i jednym ruchem ręki zaprosiła go do niego. Obydwoje byli bardzo zmęczeni. Położyli się obok siebie nawet nie dotykając swojego ciała. Liv zawsze chciała wszystkim udowodnić, że ze wszystkim poradzi sobie sama. To była jej dewiza życiowa. Obecność Will działała na nią kojąco. Choć nigdy by się do tego nie przyznała to czuła się przy nim bardzo bezpiecznie. Miała nadzieję, że tego po niej nie widać. Will wyłączył komórkę. Nie chciał aby ktoś mu przeszkadzał. Rozmowę z rodzicami przełożył na dzień jutrzejszy. Cały czas był na nich wściekły. Wiedział jednak, że do tej rozmowy w końcu będzie musiało dojść. Tym bardziej, że Lilly także ma prawo poznać prawdę. Nagle usłyszał jak Liv próbuje złapać oddech ale jakby coś jej w tym przeszkadzało. Od razu zaprowadził ją do okna. Chciał aby zaczerpnęła świeżego powietrza.
- Oddychaj. Nie denerwuj się. Powoli.
Dziewczyna zaczęła powoli oddychać.  Była blada jaka ściana. W jej oczach widoczny był strach. Ręce jej się trzęsły. Miała ochotę zapaść się pod ziemię.
- Miałam napad paniki. - odparła cicho Olivia. - Czasem mi się to zdarza. Pamiątka z domu dziecka.
- Przeraziłaś mnie na śmierć. - powiedział Will. - Lepiej się czujesz?
- Taak. - westchnęła. - Wracajmy do łóżka.
- Często zdarzają ci się takie napady?
- Cóż, to przychodzi nagle. Nie wiem nawet skąd. To taka moja słabość…
- Wiesz, każdy ma jakieś słabości. Nie musisz się niczego wstydzić. - Will próbował ją podnieść na duchu.
- Nie zastanawiasz się czasem nad tym co Bóg miał na myśli kiedy nas zetknął ze sobą po raz pierwszy? - zapytała nagle Olivia.
- Hm, przeraża mnie co ten Bóg może dla nas jeszcze zaplanować. - westchnął.
***
   W starej przyczepie oddalonej na dobre trzydzieści kilometrów od Denver siedział Anakonda, który czekał na swojego współpracownika. Ostrzył nóż i w tym samym czasie palił papierosa. Znów zabił. Nie czuł z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia. Wręcz przeciwnie. Ta kobieta chciała mu przeszkodzić i w pewnym sensie jej się to udało. Gdy ją dźgnął, to ona zaczęła krzyczeć, a on musiał stamtąd jak najszybciej uciekać aby nie zostać ponownie złapanym. Ucieczka z więzienia, w którym spędził pięć długich lat była dla niego spełnieniem marzeń. Jego broda dosięgała mu do połowy klatki piersiowej. Musiał się odświeżyć, ogolić i ubrać czyste ubrania. Znalazł tą przyczepę, gdy był jeszcze nastolatkiem. Wtedy jego życie było o wiele prostsze. Jako dwudziestolatek zaczął pić, kraść i wdawać się w bójki. Sytuacja zrobiła się o wiele bardziej skomplikowana gdy pierwszy raz zabił. Nie mógł się z tym wszystkim pogodzić. Został skazany na dwadzieścia pięć lat pozbawienia wolności. Pobyt w więzieniu był dla niego prawdziwą szkołą życia. Tam trzeba było walczyć o wszystko. O jedzenie, o miejsce, nawet o łóżko. Ciężka praca i złe traktowanie przez strażników więziennych bardzo dużo go nauczyło. Mógł liczyć tylko na siebie. Zabijając i krzywdząc innych kierował się swoim zwierzęcym instynktem. Andy Collan, bo tak brzmiało jego prawdziwe imię i nazwisko zawsze dążył do tego aby doprowadzić wszystkie sprawy do końca, nawet za cenę życia.
  Gdy nagle usłyszał kroki i od razu wziął nóż do ręki i powoli zbliżył się do swojego potencjalnego przeciwnika.
- Anakonda! - usłyszał znajomy głos i odetchnął.
- To tylko ty. - powiedział mężczyzna spoglądając na swojego wspólnika.
- Przyniosłem ci czyste ubrania, dezodorant, golarkę, mydło i trochę jedzenia.
- Dzięki. - powiedział Anakonda. - Gliny węszą?
- Cóż, mówią o tobie w wiadomościach. Zabiłeś kobietę. Czemu to zrobiłeś? Mieliśmy doskonały plan, a teraz przez większość czasu będziesz musiał się ukrywać.
- Nie przesadzaj, stary. Ogolę się, odświeżę i zobaczysz. Będę nie do poznania. Nikt się nie zorientuje.
- Kim ona w ogóle była?
- Kto?
- No ta kobieta. Jak miała na imię, jak wyglądała?
- Maria, albo jakoś podobnie. Wyglądała na góra czterdzieści parę lat, całkiem ładna.
  Mężczyzna stojący obok Andy’ego nagle jakby się zachwiał. Jego oczy pociemniały.
Wybiegł z przyczepy, nawet się za nim nie oglądał. Zadowolony Anakonda mógł w końcu zmienić swój wizerunek. Nie musiał już chodzić w stroju w biało siwe paski ani walczyć o każdy kawałek chleba. Był wolny. Miał plan ale aby go spełnić musiał postępować bardzo ostrożnie aby nie zostać złapanym przez policję.

***
   Will wrócił do swojego mieszkania, w którym cały czas na niego czekała zdenerwowana Mandy. Miał pogniecione ubranie, potargane włosy na wszystkie strony, a jego mina mówiła praktycznie wszystko. Czuł się kompletnie wyczerpany i psychicznie i fizycznie.
- Gdzieś ty był?! - zawołała zbulwersowana Mandy. - Dzwoniłam do ciebie setki razy! Dlaczego nie odbierałeś?!
- Byłem zajęty. - wydukał cicho Will nie patrząc w jej oczy. - Telefon mi się rozładował.
- Dlaczego nie wróciłeś na noc?!
- Cóż, to długa historia. Możemy o tym później porozmawiać? Muszę się trochę odświeżyć…
Mandy nie zamierzała odpuścić ale z drugiej strony widziała, że Willa coś trapi dlatego na postanowiła, że na kilka godzin odpuści. Musiała iść do pracy dlatego gdy jej chłopak brał prysznic to ona wyszła z mieszkania nawet się z nim nie żegnając. Cały czas była na niego bardzo zła. Will długo się zastanawiał w jaki sposób ma podejść do tej całej sprawy. Było wcześnie rano. Odświeżył się i od razu pojechał porozmawiać ze swoimi rodzicami. Gdy wszedł do domu jego matka krzątała się po kuchni, a ojciec czytał gazetę. Lilly szykowała się do szkoły. Zdziwiona uściskała brata i wybiegła z domu. Został sam na sam z osobami, które przez te wszystkie lata go oszukiwali.
- Cześć, macie chwilę? - zapytał Will.
- A coś się stało synku? - zapytała jego matka Crystal,
  Była niezwykle piękna. Miała w sobie szyk i elegancję, a dodatku w jej zachowaniu dominowała skromność i profesjonalizm. Była profesjonalistką, w pracy nie mogła sobie pozwolić na żadne błędy ani słabości. Z kolei ojciec Willa, Brad miał w sobie coś z tyrana i despoty. Zawsze chciał narzucić swoje zdanie innym. Myślał, że to co robi jest właściwe. Nie wiedział nawet jak bardzo się mylił.
- Właściwie to tak. - odparł powoli Will. - Chodzi o coś naprawdę poważnego.
  Obydwoje spojrzeli po sobie nie wiedząc o co chodzi.
- Wiem, że zostałem adoptowany.
- Ależ synu, co ci przyszło do głowy?! - zawołał Brad.
  Jego wyraz był srogi tak jak kiedyś gdy Will była małym chłopcem i coś zbroił, a ojciec postanowił go ukarać.
- Nie kłamcie. Wiem o wszystkim. - westchnął chłopak. - Nie możecie mieć dzieci.
- Miałeś się o tym nigdy nie dowiedzieć. Ani ty, ani Lilly. - odezwała się Crystal. - Obyło by się bez tych wszystkich nieprzyjemnych pytań i rozczarowań.
  Więc to była prawda. Do ostatniej chwili miał nadzieję, że Olivia go okłamała. W oczach Willa pojawiły się łzy. Zdał sobie też sprawę, że jego rodzice wciąż postępują jak egoiści, którzy myślą tylko wyłącznie o sobie.
- Okłamujecie nas przez tak długi czas. Nie czujecie, że to jest nie fair?
Nie odzywali się, a Will zdał sobie sprawę, że nie ma sensu z nimi o czymkolwiek rozmawiać. Oni nie widzieli w swoim postępowaniu nic złego. Nie sądził, tych dwoje tak bardzo go zawiedzie. Nie miał im nic więcej do powiedzenia.

3 dni później

  Było słonecznie i parno. Pogrzeb Marii odbywał się bardzo kameralnej atmosferze. Przyszło tylko parę osób. Maria nie miała zbyt wiele przyjaciół. Najwięcej czasu spędzała w towarzystwie Olivii. Dla Liv ten dzień był pożegnaniem z matką i najlepszą przyjaciółką. Nie sądziła, ze kiedykolwiek będzie się czuła tak jak teraz. Wiele jej zawdzięczała i nie mogła pogodzić się z jej śmiercią. Wiedziała, że jeśli się kogoś kocha tak naprawdę to należy pozwolić mu odejść. Wspomnienia tłoczyły się w jej myślach. Nie mogła nic na to poradzić, że już za nią tęskniła. Will delikatnie trzymał ją za rękę. Wspierał ją. Gdy spojrzała ostatni raz w niebo czuła, że Maria się do niej uśmiecha. Zawsze tłumaczyła jej, że gdy ktoś umiera to jednocześnie ktoś się rodzi. Życie to wielki dar od Boga i nie należy go w żaden sposób zmarnować. Nie mogła pozwolić aby śmierć Marii poszła na marne. Musiała coś zrobić, czymś się zająć aby zagłuszyć w sobie ten ból.


*** 
Rozdział trochę nudny i nic nie wnoszący. Wciąż sie uczę pisać o uczuciach więc za wszystkie błędy przepraszam :D Dziękuję za komentarze, motywują mnie do pisania. 
Zapraszam do czytania i komentowania. 
Mia 

wtorek, 12 sierpnia 2014

10. Rozwiązana zagadka i łzy

   Po upływie kilku dni Olivia czuła się już o wiele lepiej i zdecydowała się, że pomoże Marii w pracy. Przecież cały czas nie mogła bezczynnie siedzieć w domu i nic nie robić. To ją wykańczało. Uparła się że pojedzie do domu państwa Richards i trochę poszpera w ich prywatnych papierach. Nie mówiła Marii o swoich podejrzeniach, że to właśnie Will Richards może być jej synem. Nie chciała jej martwić. Drzwi otworzyła jej Lilly. Tym razem była o wiele milsza niż za pierwszym razem.
- Olivia, w takim stanie nie powinnaś przychodzić do pracy. - odparła Lilly.
- Już się dobrze czuję. - odezwała się Olivia. - Dam sobie radę.
  Dziewczyna starała się być bardzo ostrożna. W gabinecie państwa Richards chciała spędzić trochę więcej czasu. Gdy się upewniła, że Lilly uczy się w swoim pokoju zajrzała do jednej z szuflad. Nic ciekawego się w niej nie znajdowało. Same rachunki, paragony, niespłacone kredyty…
- A to co? - szepnęła Olivia.
  Dziewczyna znalazła teczkę na której wielkim literami było napisane: ADOPCJA. Powoli ją otworzyła i zaczęła czytać.

Dokumenty adopcyjne
Imie: Willow - Will
Nazwisko: Gahan- Richards
Płeć:       Mężczyzna
Kolor oczu: Niebieskie
Kolor włosów: Czarne
Cechy charakterystyczne: Mały pieprzyk nad lewym uchem
Dane biologicznej matki: Nieznane
Dane biologicznego ojca: Nieznane
Powód adopcji: Ciężka sytuacja materialna samotnej matki, która nie ma rodziny, przyjaciół ani nawet własnego mieszkania. Państwo Richards zapewnią Willowi bezpieczeństwo materialne, schronienie i miłość. Nie mogą mieć swoich dzieci. Adoptowane dzieci powinny poznać prawdę o tym skąd pochodzą. Mają do tego absolutne prawo…

- O mój Boże… - westchnęła cicho Olivia.
- Olivio, co porabiasz? - usłyszała głos Lilly i szybko schowała papiery.
  Zdenerwowana Olivia udawała, że namiętnie sprząta aby uniknąć pytań ze strony Lilly. Gdy Lilly weszła do gabinetu Olivia omal nie zemdlała z wrażenia. Skoro państwo Richards nie mogą mieć dzieci to ona także była adoptowana i nawet się tego nie domyślała. Wszystko wskazywało na to, że to Will był zagubionym synem Marii. To by wyjaśniało dlaczego mimo, że byli sobie obcy to cały czas rozumieli się bez słów. Maria cały czas go broniła, a Will cały czas chciał jej pomagał ponieważ to była jego matka.
- Wszystko ok.? - zapytała Lilly.
- Tak, ja tylko… - i nagle urwała. - Po prostu jakoś zakręciło mi się głowie.
- Przyniosę ci wody. - zaproponowała Lilly.
  Chwilę później dziewczyna przyniosła Liv wodę. Olivia starała się nie patrzeć dziewczynie w oczy. Nie umiała kłamać. Chciała jak najprędzej wykonać swoje obowiązki i stamtąd wyjść. Jej nerwy były kompletnie rozstrojone. Nie wiedziała jak ma się zachować w takiej sytuacji. Wyjawienie całej prawdy wiąże się z dużym ryzykiem. Nie chciała nikomu niszczyć życia. Z drugiej strony to Maria ją wychowała i to jej była coś winna. Szybko uporała się z porządkami oraz z przygotowaniem obiadu.
- Nigdy się nie zastanawiałaś nad zmianą branży w której pracujesz? - zapytała nagle Lilly.
- Nie jestem odpowiednio wykształcona, ledwo zdałam szkołę średnią. Nie mam czasu na studia ani na inne takie duperele. - odparła Olivia.
- A modeling?
- Nie jestem typem anorektyczki, poza tym to zajęcie wymaga dużo pracy nad sobą i nad własnym ciałem. Jedynie w czym jestem dobra to w gotowaniu. Kiedyś moja restauracja będzie znana na całym świecie, a ja będę odkrywała coraz to nowe połączenia smakowe. - powiedziała Liv i lekko się do niej uśmiechnęła.
- Hm, najlepiej robić to co się kocha. - podsumowała dziewczyna.
  Lilly była jeszcze bardzo młoda, nie wybrała jeszcze drogi, którą chciałaby dążyć. Miała wiele marzeń. Nikt z rodziny ani przyjaciół nie domyślał się, że Lilly prowadziła blog przypominający pamiętnik Tylko tam mogła się komuś wyżalić i wyznać swoje najgłębsze uczucia. Pisała o swoim życiu, rodzinie, zwłaszcza o Willu i jego nowej dziewczynie Mandy, coraz częściej o Mike’u w którym się potajemnie podkochiwała. Nawet wspominała o Olivii, którą z miejsca polubiła.
  Liv wyszła z rezydencji państwa Richards około godziny trzynastej. Szła powoli. Musiała przemyśleć parę spraw. Nie mogła postępować pochopnie. Prędzej czy później prawda wyszłaby na jaw. Ostatnio ona i Will mieli ciężkie chwile. Nie potrafili się w żaden sposób porozumieć. Teraz jednak bardzo mu współczuła. Od tylu lat był okłamywany przez własnych rodziców. Olivia nie umiała sobie tego wyobrazić bo przecież nigdy nie poznała swoich biologicznych rodziców. Nawet ich nie próbowała szukać. To przez nich pół swojego życia spędziła w domu dziecka, modląc się o jakiś znak z ich strony. Teraz nie chciała ich znać. W tym momencie nie była najważniejsze. Musiała wyznać prawdę Marii i Willowi. W tym momencie to oni byli dla niej najważniejsi. Szła powoli ciesząc się piękną pogodą i wspaniałymi widokami. Rozluźniona nie spodziewała się tego co miała za chwilę nastąpić. Uśmiechnięta chciała jak najszybciej dotrzeć do domu i o wszystkim opowiedzieć swojej matce. Okazało się, że w mieszkaniu nikogo nie było. Maria zostawiła drzwi otwarte. Coś było nie tak. Zaniepokojona Olivia wybiegła z kamienicy i nerwowo zaczęła wypytywać wszystkich sąsiadów czy nie widzieli Marii. Olivia nie umiała zapanować nad swoimi emocjami. Maria zazwyczaj nigdzie nie wychodziła. Gdy miała dzień wolny od pracy to odpoczywała na swoim łóżku. Najczęściej czytała książkę albo gotowała.  Liv biegła dalej nie zważając na ból, który wciąż jej dokuczał. Nagle usłyszała krzyki. Odwróciła głowę i podeszła do przerażonego tłumu. Gdy podeszła bliżej zobaczyła leżącą na ziemi Marię. Została postrzelona prosto w klatkę piersiową. Znalazła się tam w nieodpowiednim miejscu i w nieodpowiednim czasie. Z więzienia uciekł bardzo niebezpieczny kryminalista. Nazywali go Anakonda. Miał on w zwyczaju kraść, oszukiwać i mordować. Tym razem padło na Marię, która po prostu stanęła mu na drodze. Bo zazwyczaj Straciła bardzo dużo krwi. Była przytomna ale już powoli traciła wszystkie witalne siły.
 - Maria! - wykrzyknęła Olivia. - Co się stało?!
- Liv, córeczko jesteś… - westchnęła cicho Maria. - Bóg mnie wysłuchał. Odnalazłaś mnie. Chciałam się z tobą pożegnać.
- Mamo, proszę…
  Karetka miała przyjechać za jakieś pięć minut ale wciąż się spóźniała. Liv nie rozumiała dlaczego takie rzeczy przytrafiają się takim dobrym osobom jak Maria. Przez cały czas trzymała ją za rękę.
- Dziękuję, że tu jesteś. - powiedziała cicho Maria.
  Straciła przytomność.
- Nie umieraj, proszę! - wykrzykiwała Olivia. - Mam ci tyle do opowiedzenia….
  Ratownicy medyczni przyjechali bardzo spóźnieni. Położyli Marię na nosze i wraz z Olivią udali się do miejscowego szpitala. Liczyła się każda sekunda. Ciśnienie Marii wciąż spadało, a Liv obawiała się, że jeśli Maria umrze to nigdy nie pozna swojego prawdziwego syna. To było jej wielkie marzenie. Musiała coś z tym zrobić. Gdy dotarli na miejsce Maria od razu została przetransportowana na stół operacyjny. Olivia musiała się jakoś skontaktować z Willem. Tylko jak? Nie znała jego numeru komórkowego ani nawet domowego. Nie wiedziała gdzie mieszka ani czy jej uwierzy bez żadnych konkretnych dowodów. Co w takiej sytuacji zrobiłaby Maria? Liv nie chciała opuszczać Marii, ale wiedziała, że operacja będzie trwała około dziesięciu godzin. Dlatego szybko pobiegła do domu. Zabrała ze sobą plecak, w którym schowała ręczniki, ubrania i trochę jedzenia dla Marii. Sama niewiele jadła dlatego trochę kręciło jej się głowie. Wszystko robiła w biegu. Następnie wyciągnęła z domu swój rower i pojechała do domu państwa Richards. Miała w nosie zalecenia lekarza, który zabronił jej jazdy na rowerze w obandażowanej nodze. Miała milion myśli na minutę. Co jedna była gorsza. Bała się, że nie zdąży. Gdy tego nie zrobiła zapewne żałowałaby do końca życia. Zapukała do drzwi. Otworzyła jej zszokowana Lilly.
- Co tu robisz? - zapytała Lilly nie wiedząc jak się zachować.
- Gdzie jest Will? - zapytała zdyszana Liv.
- No chyba u siebie, a czemu pytasz…?
- Gdzie dokładnie? Jaki jest dokładny adres?
- Eee… Windsor Hall 28 - odparła Lilly.
- Dobrze, dzięki.
   I już jej nie było. Nie chciała się zagłębiać z Lilly w dłuższe rozmowy. Nie miała na to czasu, a poza tym bała się, że prze uwagę wyjawi jej całą prawdę. To Will albo  rodzice powinni jej powiedzieć całą prawdą. Nie ona. Przez dłuższy czas zastanawiała się nad tym gdzie znajdowała się ulica, na której mieszkał Will. Miała łzy w oczach. Gdy dotarła na miejsce musiała głęboko odetchnąć aby się nie popłakać. Tym razem zadzwoniła dzwonkiem aby jakoś przygotować się psychicznie na to co miało nadejść.
Drzwi otworzyła jej Mandy, która była tylko w szlafroku.
- Olivia, a co ty tutaj robisz? - zapytała zaskoczona Mandy.
- Cześć, jest Will? - zapytała cicho Liv.
- Kochanie! - wykrzyknęła Mandy. - Ktoś do ciebie.
  W drzwiach pojawił się Will, który miał tylko na sobie ręcznik oplatający dolne partie ciała. Oczywiste było to, że tych dwoje właśnie brało razem kąpiel.
- Liv, ale co ty tu, jak…? - pytał zdenerwowany Will. - Coś się stało?
- Muszę z tobą porozmawiać na osobności. Musisz gdzieś ze mną jechać… - odparła Olivia. - To ważne.
 Bała się, że jej odmówi.
- No dobrze. Skoro to takie ważne. - westchnął z rezygnowanie patrząc na niezadowoloną Mandy.  - Ubiorę się i możemy jechać. Poczekasz?
 Liv tylko pokiwała głową na znak, że się zgadza. Postanowiła poczekać na dworze. Mandy wyglądała na bardzo niezadowoloną. Nie chciała jej wchodzić w żaden sposób w drogę. Parę minut później zdenerwowany Will wyszedł trzaskając drzwiami zostawiając Mandy samą.
- Przepraszam że wam przeszkodziłam. - westchnęła Olivia. - To naprawdę sprawa życia i śmierci. Musimy pojechać jak najszybciej do szpitala.
- Do szpitala? - zapytał zdezorientowany mężczyzna.
- W drodze ci wszystko opowiem.
  Will odstawił rower Olivii do garażu. Dziewczyna nie oponowała kiedy zaproponował podróż własnym samochodem. Był jeszcze trochę skołowany jej obecnością. Nie sądził, że jeszcze kiedyś ją zobaczy. No i, że to ona do niego przyjdzie. Zauważył, że z trudem powstrzymała łzy.
- No to teraz opowiadaj. - zachęcił ją Will
- Maria została postrzelona w klatkę piersiową. Jest ciężko ranna. - powiedziała cicho Liv.
- Bardzo mi przykro. - westchnął mężczyzna.
Naprawdę bardzo mu było przykro. Polubił Marię. Miał wrażenie jakby znał ją już wcześniej.
- Pewnie zastanawiasz się dlaczego ci to wszystko mówię. - powiedziała powoli Olivia. - Otóż jest jeden bardzo ważny powód. Maria to twoja biologiczna matka. Państwo Richards nie są twoimi prawdziwymi rodzicami. Adoptowali cię gdy byłeś niemowlęciem.
- Chyba ci się coś pomyliło. - odparł nagle Will. - To jest niemożliwe! Zapewne chodzi wam o to aby wyłudzić ode mnie i od mojej rodziny pieniądze.
  Wyglądał na spiętego. Czegoś od początku się domyślał ale nie chciał się do tego przyznać.
- Możesz mi nie wierzyć. Nie mam przy sobie żadnych konkretnych dowodów. Zapytaj swoich rodziców. Od razu rozpoznasz czy kłamią czy mówią prawdę.
- Skąd to wszystko wiesz?
- Gdy sprzątałam gabinet w domu twoich rodziców, otworzyłam jedną z szuflad. W jednej z nich znajdowała się teczka z napisem ADOPCJA. Otworzyłam bo byłam bardzo ciekawa o co w tym wszystkim chodzi. Wszystko się wyjaśniło. To ty jesteś synem Marii. Dlatego chciałabym abyś się z nią chociaż pożegnał. Z nią jest bardzo źle.
- Jestem twoim bratem? - zapytał nagle.
- Nie w tym sensie. - odparła Liv. - Maria nie jest moją biologiczną matką. Pół życia spędziłam w domu dziecka.
 - To nie może być prawda… - wzdychał.
  Gdy dotarli na miejsce, Will siedział skulony na miejscu kierowcy i nie miał zamiaru się stamtąd ruszać. Czuł się przytłoczony rewelacjami, które właśnie usłyszał.
- Idziesz ze mną? - zapytała Olivia.
- Nie wiem…
  Liv delikatnie poklepała Willa po plecach. Przeszył go delikatny dreszcz.
- Przyjdziesz jak będziesz na to gotowy. - westchnęła dziewczyna i wysiadła z samochodu. - Oby nie było za późno.  
   Olivia weszła do szpitala w nadziei, że stan Marii diametralnie się poprawił. Niestety kula ugrzęzła zbyt głęboko. Lekarze robili co w ich mocy aby ją odratować. Liv obawiała się najgorszego. Skulona siedziała na korytarzu i czekała na jakieś wieści. Gdy podszedł do niej lekarz poczuła, że zaraz wybuchnie niekontrolowanym płaczem.
- Robiliśmy co w naszej mocy… - odezwał się.
- Czy ona…? - załamał jej się głos.
- Nie, ale jej stan jest bardzo ciężki. W tej chwili nie możemy nic więcej powiedzieć. Musimy czekać.
- Czy mogę ją zobaczyć?
- Tak, ale tylko parę minut. Jest bardzo słaba.
  Olivia weszła do sali, w której leżała Maria. Kobieta wyglądała jakby właśnie zasnęła, a przecież przez te kilka godzin walczyła o swoje życie. Olivia jej się przypatrywała i ją delikatnie złapała za rękę. Po jej policzkach popłynęły pojedyncze łzy. Starała się nie załamywać ale dobrze wiedziała, że stan Marii był naprawdę bardzo poważny. Siedziała na łóżku i prosiła Boga aby nie odbierał jej najbliższej osoby jaką ma. Poczuła delikatnie mrowienie na karku. Ktoś ścisnął ją za rękę. Odwróciła się. Za jej plecami stał Will.
- Wszystko będzie dobrze. - zapewniał. - Wyjdzie z tego.
- Przyszedłeś. - westchnęła Olivia.
Nagle Liv poczuła, że Maria ścisnęła ją za rękę.
- Maria? - zapytała Olivia. - Słyszysz nas?
 Kobieta poruszyła się i powoli otworzyła oczy.
- Taak. - odparła chrapliwie.
-  Mamusiu, tak się bałam… - odparła Olivia.
- Niepotrzebnie. - powiedziała Maria. - Przyszedł i na mnie czas.
- Co ty mówisz?
- Ja umieram, córeczko. - westchnęła cicho Maria.
- Ale obudziłaś się, nie możesz, nie…
  Will objął ją delikatnie aby dodać jej otuchy.
- Will? - odezwała się Maria.
- Mamo, to twój syn. - oznajmiła Olivia.
- Mój syn? - zapytała niedowierzająco, a w oczach pojawiły się łzy. - Tak bardzo się cieszę, że zdążyłam cię poznać. Wiem, że mnie nienawidzisz ponieważ nie zachowałam się tak jak powinna prawdziwa matka. Wiedz, że miałam ku temu swoje powody. Przepraszam…
  I nagle straciła przytomność. Wszystkie maszyny do których została podłączona zaczęły wariować. Will zaczął wołać o pomoc. Lekarz i pielęgniarki przybiegli tak szybko jak się dało. Reanimowali ją przez czterdzieści minut. Zrozpaczona Olivia przez cały przytulała się do zdezorientowanego Willa, który wciąż nie mógł uwierzyć że został adoptowany. To było jak zły sen, z którego nie można się zbudzić.
Maria zmarła dokładnie o dwudziestej czterdzieści dwie. Olivia będzie ją wspominać jako najlepszą matkę na całym świecie. Nikt nie okazał jej tyle dobroci co  ona. Miała swoje problemy ale kto ich nie miał. Teraz czuła, że została kompletnie sama. Nie miała nawet z kim o tym wszystkim porozmawiać. Will zaoferował, że odwiezie ją pod samą kamienicę. Milczeli. Tak było lepiej.
- Liv, dziękuję. - odparł Will.
- Za co? - zapytała zaskoczona Olivia.
- Dzięki tobie mogłem poznać swoją biologiczną matkę. - wyjaśnił Will. - Wciąż nie mogę w to wszystko uwierzyć. Mam mętlik w głowie. Muszę to wszystko wyjaśnić z rodzicami i jakoś się z tym wszystkim uporać.
- Nie ma za co. - odparła Olivia. - Maria bardzo marzyła o tym aby cię poznać. Muszę ci trochę o niej poopowiadać. Była naprawdę wspaniałą osobą.
  Will ją objął i przytulił aby jakoś ją wesprzeć w tak trudnej sytuacji.
- Liv, mogę z tobą dzisiaj spać? - zapytał Will.
- Słucham?

***
Wiem, że rozdział jest trochę smutny i właściwie mi też sie chciało płakać jak go pisałam ale jak mus to mus. To nie koniec zagadek. Anakonda to kolejna nowa postać. Niedługo pojawi się na dłużej w naszym opowiadaniu. Zapraszam do czytania i komentowania. Każdy komentarz jest na wagę złota. 
Przepraszam za błędy. 
Mia

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Nominacje:



The Versatile Blogger Award


Tę nominację otrzymałam od Lays, której bardzo bardzo dziękuję ;)
Regulamin :
- należy podziękować nominującemu,
- pokazać nagrodę na swoim blogu,
- ujawnić siedem faktów o sobie,
- nominować wybrane przez siebie blogi oraz poinformować ich autorów o nominacjach.

            7 faktów o mnie:
- Noszę okulary, które sprawiają, że wyglądam na mądrzejszą. Chyba :D 
- Uwielbiam książki. 
- Kocham czekoladę, jestem od niej uzależniona. 
- Chciałabym wydać własną książkę
- Jestem wiernym kibicem skoków narciarskich i siatkówki. ♥
- Czasem nie umiem się zdecydować, brak mi zdecydowania i pewności siebie. 
- Uważam, że w pisaniu wciąż popełniam makabryczne błędy. Wciaż chciałabym więcej wiedzieć i mieć więcej pomysłów, no i weny

Nominuję: 
- Mrs.M
- Salvio Hexia
- La Tua Cancante
- Amy
- Gisia
- Luthien
- Alexis Nott
- Magda Wawrzynek
- Katarzyna Pisze
- Dramione True Love
- Synthia Black 
  
Otrzymałam także nominację Liebster award od Never, której bardzo dziękuję za to wyróżnienie ;)

The Liebster Blog Award 


Moje odpowiedzi: 
1. Czy kiedykolwiek podałabyś swoje szczegółowe dane osobie poznanej przez internet?
- Nie, jeszcze zaciągnie na mnie kredyt i co wtedy? hehe Przezorny zawsze odpowiedzialny. 
2. Ile lat miałaś, gdy zaczęłaś blogowanie?
- Miałam 18 lat, w czerwcu. 
3. Jakie jest twoje życiowe motto
- Nie mieć a być, czyli nie ważne ile się ma, a ważne jakim się jest człowiekiem. 
4. Czy interesuje cię polityka?
- Nieeee, najlepiej by było aby prezydentem i premierem zostały kobiety.
5. Doświadczyłaś kiedykolwiek nudy w wakacje?
- Czasem się zdarza ale i to jest potrzebne. 
6. Lubisz horrory? Jakiś tytuł konkretny?
- Hmm, nie oglądam za często ale ogólnie rzecz biorąc przychodzi mi jeden tytuł : Egzorcyzmy Emily Rose ;) 
7. Jak wiele zrobisz dla osoby, którą prawdziwie kochasz?
- Wszystko. 
8. Czy mogłabyś w przyszłości zostać typową panią domu? 
- Nie choć uważam że się nadaję., Umiem robić wszystko w domu, sprzątać gotować ale chciałabym się rozwijać, pisać, dobrze wyglądać. :D 
9. Uważasz siebie za osobą raczej twardo stąpającą po ziemi, czy wręcz odwrotnie?
- Jestem twarda, przynajmniej tak mi się wydaję. Są chwilę zwątpienia ale nigdy się nie poddaję. 
10. Masz jakieś sekretne miejsce, do którego się udajesz w chwilach słabości? 
- Cmentarz lub po prostu zamykam się w pokoju i próbuje wszystkie swoje emocje przenieść na papier. 

Moje pytania: 
1. Jakie jest twoje największe marzenie? 
2. Ulubiona piosenka? 
3. Co lepsze Dramione, Sevmione, Hinny, Drarry? I Dlaczego? 
4. Uprawiasz jakiś sport? 
5. Czy gdybyś miała wydać ksiażkę to nazwałabyś ją swoim imieniem i nazwiskiem czy podała swój pseudonim blogowy? 
6. Ulubiona książka? 
7. Co ci skłoniło do utworzenia bloga o takiej, a nie innej tematyce? 
8. W jaki sposbób spędzasz wakacje, w bardziej aktywny czy leniuchujesz?
9. Czy czegoś żałujesz? 
10. Ulubione danie? 

Nominuję blogi te same co powyżej: 
- Mrs.M
- Salvio Hexia
- La Tua Cancante
- Amy
- Gisia
- Luthien
- Alexis Nott
- Magda Wawrzynek
- Katarzyna Pisze
- Dramione True Love
- Synthia Black 
  

PS Jeszcze raz dziękuję. 





niedziela, 3 sierpnia 2014

9. Kto ma pieniądze ten ma władzę

   Maria nie miała ochoty na większe dyskusje ze swoim byłym partnerem. Minęło parę lat od kiedy ostatni raz się widzieli. Dla niej był zwykłym tchórzem i gnojkiem.
- Wynoś się stąd. - warknęła Maria próbując Kevina z własnego mieszkania.
- Nie rób scen. - odparł Kevin. - Chcę tylko odnaleźć naszego syna. Nie chcę się kłócić. Musimy się jakoś dogadać.
- Ja niczego nie muszę. - odparła Maria.
  Kevin chwilę na nią popatrzył. Zawsze w jej oczach dostrzegał energię i tą dobrze mu znaną radość życia. Teraz wyraźnie kobieta nie umiała się z niczego cieszyć. Jej wzrok był pusty. Pamiętał, że Maria zawsze lubiła podkradać rodzicom tabletki przeciwbólowe. Miał wrażenie, że to przez nie zawsze stawała się taka nerwowa i niedostępna. Zdawał sobie sprawę, że wszystko spieprzył ale przecież kiedyś bardzo się kochali i stać ich było na chwilę spokojnej rozmowy.
- Mar, jedna rozmowa i mnie nie ma. - powiedział mężczyzna czekając na jakąś odpowiedź ze strony Marii.

***
  Tymczasem Olivia wraz z Aną i Willem dotarli na imprezę spóźnieni. Mike mieszkał w wieżowcu na szóstym piętrze w swoim własnym ekskluzywnym apartamencie. Był księgowym, zajmował się nieruchomościami i prowadził własny biznes. Stąd brał wszystkie pieniądze na swoje rozrywki. Dla Willa mieszkanie Mike’a był dosyć normalne ale Olivia i Ana przeżyły szok. Dzięki windzie cała trójka bez żadnych problemów dotarła na miejsce. Impreza trwała w najlepsze. Niektórzy byli ubrani na sportowo, a niektórzy bardzo elegancko. Olivia poczuła się tam zupełnie nie na miejscu. Próbowała zawrzeć nowe znajomości ale czuła się tam po prostu obco. Nikogo tam nie znała oprócz Mike’a, który uprzejmie się przywitał, Any, która poza nim świata nie widziała i Willa, który jej obecnie nienawidził. Nie mogła nawet tańczyć bo chora noga jej na to nie pozwalała. Modliła się aby to wszystko już się skończyło i aby mogła wrócić do domu. Spacerowała po całym mieszkaniu, spotykając pijanych przypadkowych ludzi i wszędzie obściskujące się pary. Wyszła na taras aby chwilkę odpocząć i pooddychać świeżym powietrzem. Na szczęście nikogo tam nie było. Usiadła na krześle i popatrzyła na bezchmurne niebo. Zastanawiała się co ona tu tak naprawdę robi. Przecież na ulicy nikt z tych dobrze sytuowanych ludzi nie przyzna się, że ją poznał lub, że z nią tańczył. Nagle ktoś obok niej usiadł. To był Will.
- O czym myślisz? - zapytał  chłopak.
- O niczym. - odparła chłodno Liv. - Czego chcesz?
- Nic. - powiedział Will. - Wszędzie cię szukałem, martwiłem się, że coś ci się stało. Twoja noga jest jeszcze trochę spuchnięta.
- To nie twoja sprawa. - warknęła Liv. - Zresztą nic mi nie jest. Radzę sobie.
- Sama? - zapytał chłodno Will. - Bo ty wszystko sama lepiej wiesz prawda? Nigdy nikogo ani niczego nie potrzebujesz. Jesteś samowystarczalna. Pewnego dnia przez te twoje głupie zachowanie będziesz naprawdę samotna i właśnie  wtedy wspomnisz moje słowa.
- Palant. - odparła cicho Olivia i odwróciła od niego wzrok.
  Od zawsze przyzwyczajona była, że samotność to jej drugie imię. Zawsze musiała sobie ze wszystkim radzić sama. Nie miała nigdy w nikim wsparcia. Will zauważył, że to co powiedział bardzo zraniło Olivię. Uznał, że jego słowa były zbyt ostre. Był po prostu zły, że go odrzuciła. Jego uczucia została zranione i zupełnie nie wiedział co ma z tym począć. Panowało między nimi niezręczne milczenie.
Ana nawiązywała nowe znajomości, w między czasie tańczyła i po prostu dobrze się bawiła. Pomyślała, że gdyby ci wszyscy ludzie wiedzieli czym ona się zajmuje to na pewno nie chcieliby mieć z nią nic do czynienia. Dużą jej uwagę przyciągał Mike. Był wszędzie. Zabawiał gości, tańczył i w między czasie podrywał dziewczyny. Co jakiś czas spoglądał na Anę. Postanowił zaciągnąć ją do sypialni i odhaczyć ją jako kolejną dziewczynę na swojej liście.
- Dobrze się bawisz? - zapytał Mike.
- Tak, poznałam wielu ciekawych ludzi - powiedziała Ana popijając drinka i delikatnie się do niego uśmiechając. - Dziękuję za zaproszenie.
  Mike odwzajemnił uśmiech i delikatnie złapał ją za rękę. Dziewczyna się odsunęła i od niego odeszła. Przestraszyła się. Nie chciała aby tej nocy doszło do czegoś czego żałowała by do końca życia. Od razu wyczuła zamiary Mike’a. Niezobowiązujący seks zupełnie jej nie interesował. To spojrzenie widziała codziennie u każdego z mężczyzn, którzy przychodzili do klubu.
- Dlaczego odeszłaś?  - zapytał Mike. - Ja tylko cię dotknąłem, a ty nagle…
- Myślisz, że między nami dojdzie do czegoś więcej prawda? Mylisz się. Znam to spojrzenie. Pragniesz mnie. Nie spoczniesz dopóki nie zaciągniesz mnie do łóżka. Jeśli tylko o to ci chodzi to się do mnie więcej nie zbliżaj.
- Chcę cię bliżej poznać. - odparł cicho Mike. - O nic więcej mi nie chodzi.
- Striptizerkę? - zakpiła Ana. - Nie rozśmieszaj mnie.
  Nie chciała z nim rozmawiać. Ten wieczór okazał się wielka klapą. Myślała, że Mike jest inny. Jednak on jest taki sam jak wszyscy faceci. Mężczyzna pociągnął ją za rękę i przyprowadzi so swojej sypialni.
- Puszczaj. - syknęła drapiąc Mike’a go rękach i ciągnąc go za włosy.
- Jeszcze nigdy nie spotkałem aż tak nieznośnej kobiety jak ty. Nie dość, że uparta, w dodatku nie umie słuchać i ma jakieś uprzedzenia. - warknął Mike. - Podobasz mi się, to fakt i w tym momencie mam ochotę się na ciebie rzucić ale tego nie zrobię bo cię szanuję. Poza tym nie chcę abyś mnie uszkodziła.
- Chcę stąd wyjść. - powiedziała twardo Ana.
- Nie, najpierw mnie pocałujesz. - wyszeptał Mike.
- Chyba oszalałeś?!
  Mike wiedział, że oprócz pocałunku do niczego więcej nie dojdzie. Objął ją i delikatnie musnął wargami jej powieki, policzki aż w końcu zatrzymał się na ustach, które wciąż prosiły o więcej. Ana w przypływie złości odepchnęła go aby trochę ochłonąć i zastanowić się nad tym właśnie zrobiła.
- Dupek. - odparła Ana. - Myślałam, że porządny z ciebie człowiek. Myliłam się. Jesteś zwykłym pajacem.
Olivia i Will zachowywali się jak dwoje nastolatków. Ani jedno ani drugie nie chciało ustąpić. Właściwie nie tańczyli tylko siedzieli na tarasie i albo patrzyli sobie w oczy albo w gwiazdy. Will dobrze wiedział, że kusi los ale nie mógł się powstrzymać aby nie dotknąć jej miękkich i lśniących włosów.
- Nie dotykaj mnie. - warknęła Olivia.
- Jak się całowaliśmy to jęczałaś żebym nie przestawał i miałaś ochotę na więcej więc nie udawaj cnotki. - powiedział ostro Will.
- Ale z ciebie cham, wiesz? Nie dziwię się, że żadna cię nie chce.
- Mam dziewczynę. W odróżnieniu do ciebie, ona ma uczucia i nie boi się ich okazywać.
- Och, szybki jesteś… - szepnęła Olivia i wróciła szybko do mieszkania.
  W jej oczach pojawiły się łzy. Nie chciała płakać przy tych wszystkich ludziach. Zauważyła Anę, która stała z boku i piła niebieskiego drinka.
- Wracajmy… - odparła błagalnie Liv.
- Tak, masz rację. - przytaknęła Ana.
Ana poprosiła Willa aby odwiózł je do domu. Olivia starała się na niego nie patrzeć. Bała się, że się zaraz rozpłacze. Dla niej pocałunek z nim był spełnieniem marzeń, a dla niego widocznie jakąś grą. Dodatkowo jego słowa były dla niej naprawdę bolesne. Ana wyczuwała, że jej przyjaciółka została zraniona i dlatego miała ochotę rozkwasić nos Willowi. Pierwsza z samochodu wyszła Olivia. Pobiegła szybko do kamienicy. Ana postanowiła trochę odczekać aby zwrócić się bezpośrednio do Willa.
- Co ty jej zrobiłeś? - zapytała ostro Ana.
- Nie wiem o co ci chodzi, dziewczyno. - odparł Will próbując na nią nie patrzeć.
- Nie pozwolę ci jej skrzywdzić. Przeżyła zbyt wiele aby jeszcze ktoś taki jak ty ją ranił.
- Co takiego przeżyła? - zapytał Will. - Może w końcu zrozumiem dlaczego wciąż traktuje mnie jak wroga.
- To ona powinna ci o tym wszystkim opowiedzieć. Ja tylko ostrzegam, że jeśli ją skrzywdzisz będę pierwsza aby zbić cię na kwaśne jabłko. Zrozumiałeś?
  Ana wyszła z samochodu, a Will chwilę zastanowił się nad jej słowami. Nigdy nie przeżył czegoś aż tak traumatycznego aby próbować odgradzać od siebie wszystkich innych. Nie mógł wciąż myśleć o Olivii. Przecież miał dziewczynę i musiał się na niej skupić. W pewien sposób kochał Mandy ale czy to była miłość do grobowej deski, ta jedyna i prawdziwa?

Gdy tylko Liv weszła do domu od razu zaczęła płakać. Nie zauważała, że na łóżku siedział Kevin, a na jego kolanach leżała Maria. Na widok Liv, Kevin delikatnie  odsunął się od Marii i wstał.
- Co tu robisz? - zapytała ostro Olivia. - Maria nie miała o niczym wiedzieć.
- Nie powiedziałem jej całej prawdy. Nie wie, że ja i ty mamy wspólny spisem. - szepnął Kevin,
- Masz coś?
- Właściwie to tak. Mój syn ma na imię Will i mieszka tutaj, w Denver. - odparł mężczyzna nieśmiało się do niej uśmiechając.
  Od razu w głowie Olivii zaświtała pewna myśl, że zna pewnego Willa, i nawet się z nim ostatnio całowała. Ale to by było niemożliwe aby to on był synem Marii. Przecież pochodził z zamożnej rodziny, miał wszystko. Dobrą pracą, pieniądze, rodzinę i nagle mógłby to wszystko stracić.
- Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha. - stwierdził Kevin. - W każdym razie będę was o wszystkim informował. Jestem bliżej niż dalej aby rozwiązać tą całą zagadkę.
- Miałam ciężki dzień. - westchnęła Liv - Zatrzymasz się gdzieś w hotelu?
- Tak. - odparł Kevin. - Aha, i opiekuj się Marią. Ona wciąż to wszystko przeżywa. Mamy mały rozejm ale wiem, że już nigdy nie będziemy razem. Życzę ci dobrej nocy.
  Kevin wyszedł, a Olivia poszła do łazienki gdzie spokojnie mogła sobie popłakać nie martwiąc się nad tym czy ktoś ją usłyszy czy nie. Kochała Marię ale wiedziała, że kobieta ledwo radziła sobie z własnymi problemami.

***
   Ana podjęła ważną decyzję, która wbrew pozorom wcale nie była dla niej taka łatwa. Odejście z pracy jest dla niej ważnym krokiem w życiu. Musiała zmusić swojego ojca i braci aby ją trochę pomogli. Nie mogła cały czas dawać się wykorzystywać. Zrozumiała to dopiero na wczorajszej imprezie. Następnego dnia popołudniu wybrała się na spotkanie ze swoim przełożonym. Jej szef był bardzo miłym, nieco ekscentrycznym i wymagającym człowiekiem. Miał na imię Chris. Siedział w swoim gabinecie od dwunastej popołudniu do późnej nocy. Delikatnie zapukała do drzwi.
- Wejść. - usłyszała.
  Weszła do gabinetu i nerwowo zaczęła rozglądać po pomieszczeniu.
- Ana, siadaj. - odezwał się Chris. - Co cię do mnie sprowadza?
- Szefie, nie wiem jak to powiedzieć… - zaczęła Ana i zamilkła.
- Po prostu zrób to. - westchnął Chris.
- Chcę odejść. - powiedziała Ana. - Ta praca nie jest dla mnie. Źle się tu czuję. Jestem nieśmiała, mam kompleksy i wciąż się wstydzę.
- Ana, co ty pierdolisz?! - wykrzyknął Chris. - Jedna zaszła w ciążę i poszła wychowywać dziecko druga jest w ciąży i za osiem miesięcy nie będzie zdolna do dalszej pracy. Twoje zachowanie jest niepoważne, dziewczyno. Teraz na pewno nie pozwolę ci odejść.
 Chris wstał i uważnie przypatrzył się dziewczynie.
- Nie płacę ci wystarczająco tyle ile chcesz? - zapytał nagle.
- To nie tak. Po prostu…
- Z czego będziesz utrzymywała swoją rodzinę? Masz zbyt trudną sytuację finansową a tym bardziej gdy ja ci nie wypłacę pensji za ostatni miesiąc to wpadniesz w dół z którego nikt nie będzie w stanie cię wyciągnąć, rozumiesz?
- Nie możesz tego zrobić… - odparła Ana lekko przerażona zachowanie swojego szefa.
- Ależ mogę. Kto ma pieniądze ten ma władzę. - powiedział Chris. - Uznajmy, że tej rozmowy po prostu nie było.
  Ana wyszła w pośpiechu z gabinetu Chrisa. Sama wpakowała się w takie bagno i sama musiała się z niego jakoś wydostać. Tylko jak? Praca striptizerki była dla niej istną katorgą. Zdecydowała się na to dla dobra swojej rodziny. Musiała jakoś zmusić swojego ojca do działania bo inaczej całe życie jej życie będzie przypominało koszmar i nigdy nie pójdzie na upragnione studia.


Witajcie, 
nowy rozdział przybywa trochę późno ale moja mama lubi sobie poklikać w internecie i dlatego tak długo musieliście czekać. Wszystko powoli się wyjaśnia. Nie wiem ile będzie rozdziałów dokładnie. Przpuszczam, że około 25 plus epilog ale ze mną to nigdy nic nie wiadomo. Jak wam się podoba? Mi tak średnio. Piszę coraz dłuższe rozdziały, nie wiem dlaczego tak jest ale to chyba dobrze. Wkurza was Will? Mnie też ale to takie przejściowe. Ana jest w trudnej sytuacji, będzie jej naprawdę bardzo ciężko, Przewiduję dużo akcji. Zapraszam was do czytania i komentowania. Wiem, że są wakacje, gorąco i się nie chce. 
Przepraszam za błędy. 

Mia