Tydzień później.
Dla Mandy to był najlepszy okres w życiu. Spełniały się jej najskrytsze marzenia. Planowała ślub, wesele, listę gości i przymierzała piękne suknie ślubne. Jednym słowem była w swoim żywiole. Will wolał się nie wtrącać. Zgadzał się na wszystko aby uniknąć wszelkich kłótni. Nie wyglądał na najszczęśliwszego pana młodego. Bił się z myślami. Czy dobrze robi? Czy małżeństwo bez miłości z jego strony miało prawo bytu? Małżeństwo to nie tylko miłość ale także wzajemne przywiązanie, zaufanie i przyjaźń. A gdzie w tym wszystkim namiętność? Will nie umiał odpowiedzieć sobie na to pytanie. Mike nie popierał decyzji przyjaciela ale cóż mógł zrobić? To było jego życie. Był dorosły, wiedział co robił. On dobrze wiedział z kim chciałby spędzić resztę życia. Lilly była dużo młodsza od niego. Najpierw musiała dojrzeć i się usamodzielnić aby zrozumieć czym jest prawdziwa miłość. Cierpliwość jest cnotą każdego człowieka. Tak kiedyś mawiała jego mama. Lilly pociągała go w każdy możliwy sposób. Często porównywał swoje uczucie do Any i do Lilly. Ana pociągała go fizycznie ale od początku wiedział, że nic z tego nie będzie. To było tylko chwilowe zauroczenie. Z kolei Lilly była jego przyjaciółką. Znali się od dziecka. Jak na razie nikomu nie mógł wyjawić swoich prawdziwych uczuć do niej. Will by go chyba zabił. Nie zaakceptował by ich związku. Później ta różnica wiekowa będzie już prawie niewidoczna.
Mike umówił się z nim na spotkanie w celu opicia jego zaręczyn z Mandy. Pub był prawie pusty.
- Gratulację, stary. Mam nadzieję, że wiesz co robisz. - powiedział Mike upijając łyk piwa.
- Mandy jest dla mnie idealna. Ma dobre maniery, kocha mnie, jest nam dobrze w łóżku... - wyliczał Will.
- Kochasz ją?
- Mam być absolutnie szczery?
- Całkowicie. Przecież nikomu nie powiem.
- Lubię, ją, szanuję, kocham jak siostrę ale nie jestem w stanie jej pokochać. Po prostu nie potrafię. - westchnął.
- Więc po co to wszystko?
- Chcę się w końcu ustatkować,założyć rodzinę. Myślę, że to odpowiedni moment na takie decyzje. Też powinieneś o tym pomyśleć.
- I mam być taki nieszczęśliwy jak ty? - zapytał w końcu Mike. - Nie, dzięki.
***
Po wyjeździe Any, Olivia uznała, że musi wziąć się w garść. Zawsze była silna. Co by się nie działo zawsze umiała poradzić sobie z przeciwnościami losu. Nie chciała mieszkać sama dlatego przygarnęła do siebie Boba. Piesek często uciekał i samotnie tułał się po całym mieście. Chciała mu pomóc. Od Lilly dowiedziała się o zaręczynach Mandy i Willa. Wiedziała, że kiedyś do tego dojdzie. Jednak nie sądziła, że tak szybko. Jej uczucia do niego były bardzo silne. Długo zastanawiała się czy dobrze robi. Każdy kto kiedykolwiek odrzucił miłość, szczęście, to prędzej czy później zostanie za to ukarany. Prawie codziennie odwiedzała ją Lilly. Dużo rozmawiały. Jak takie prawdziwe przyjaciółki od serca. Olivia już nie pracowała jako sprzątaczka. Rozpoczęła kurs kulinarny i większość czasu spędzała na szkoleniach i praktykach. Nie miała czasu myśleć o problemach. To był jeden z wielu plusów przebywania wśród obcych ludzi.- Ale się zawzięłaś. - westchnęła Lilly.
- To jedno z moich największych marzeń. Zawsze chciałam otworzyć swoją własną restaurację. Jak na razie szukam odpowiedniego lokalu do wynajęcia. Odłożyłam trochę pieniędzy. Mam nadzieję, że mi wystarczy. - odparła Liv.
- Może poproszę Willa o pomoc. On na pewno coś wymyśli.
- Nie chcę jego pomocy. - syknęła Liv. - Sama sobie dam radę.
Lilly lekko się uśmiechnęła. Na wspomnienie o Olivii, Will tak samo reagował. Co ta miłość potrafi z ludźmi zrobić? Jako dobra siostra i przyjaciółka powinna ich ze sobą jakoś połączyć. Niestety im to już chyba nic nie pomoże. Mówienie o uczuciach jest bardzo trudne. Jeśli żadne z nich nie zawalczy to Will popełni największy błąd w swoim życiu, a Olivia rozpocznie swoje nowe życie, z kimś innym.
- A co z Aną, odzywała się? - zapytała Lilly całkowicie zmieniając temat.
- Tak, dzwoniła do braci. Osobiście z nią nie rozmawiałam. - westchnęła Liv. - Z tego co mi opowiadali to Ana bardzo dobrze zaaklimatyzowała się w akademiku. Pokój dzieli z Niemką. Ma na imię Emma.
Olivia nie miała żadnego kontaktu z Aną. Miała wrażenie, że ich przyjaźń przechodzi jedną z najcięższych prób. Liv starała się nie popadać w paranoję. Mimo wszystko zawsze pozostaną dla siebie najważniejsze. Żadna prawdziwa przyjaźń się nie kończy.
***
Kevin długo nie mógł uwierzyć w to co się wydarzyło przez te kilka miesięcy. O śmierci Marii dowiedział z gazet i telewizji. Jako prywatny detektyw spędzał wiele dni i tygodniu poza domem. Nie wiedział co się w koło niego działo. Pojawienie się Andy'ego Collana wszystko zmieniło. Musiał mu pomóc. Miał ogromny dług w stosunku do niego. Kiedyś Anakonda uratował mu życie. Był mu coś winien. Jednak nie chciał aby go kojarzono z mordercą. Zwłaszcza z kimś kto zabił jego ukochaną i matką jego syna. Postanowił wrócić do Denver i jakoś się z tym wszystkim uporać. Zawsze uważał się za dobrego człowieka. Myślał, że jeszcze uda mu się wszystko naprawić. Teraz było na to wszystko już za późno. Popełnił wiele błędów, których w żaden sposób nie potrafił naprawić. Odwiedził Olivę, ale okazało się, że nie była sama.- Kevin?! - zawołała zaskoczona Olivia.
- Cześć, dawno się nie widzieliśmy. - westchnął Kevin.
- To ja już muszę lecieć. Do widzenia! - odparła Lilly i szybko wybiegła z mieszkania.
- Do widzenia. - powiedziała Kevin. - Zaskoczona?
- Gdzieś ty był? - pytała zdezorientowana Olivia. - Co się z tobą działo?
- Długo by opowiadać. - odpowiedział wymijająco Kevin. - Słyszałem o Marii. Naprawdę bardzo mi przykro.
- Mi bardziej. - westchnęła. - Nie było cię nawet na pogrzebie.
- Nie umiałem sobie z tym wszystkim jakoś poradzić. Może i mam swoje lata ale to nie znaczy, że nie mam uczuć. Maria była dla mnie bardzo ważna.
- A odnalazłeś syna?
- Szczerze mówiąc to nawet nie szukałem.
- To mam dla ciebie dobre wieści. Wiem kim on jest. Chcesz go poznać?
- Nie wiem...
Kevin nie wiedział co jej odpowiedzieć. Z jednej strony chciał poznać swojego syna ale z drugiej miał pewne obawy. No i czuł, że nie zasługuje na szczęście. Co prawda gdy dowiedział się, że to Anakonda zabił Marię to przestał utrzymywać z nim jakikolwiek kontakt. Nie mógł sobie wybaczyć, że pomógł komuś takiemu jak on. Czuł w stosunku do siebie ogromne obrzydzenie.
- Nie mogę. - odparł nagle Kevin. - Nie zrozum mnie źle ale chyba tak będzie najlepiej. Zwłaszcza dla niego.
Wyszedł z mieszkania nawet się z nią nie żegnając. Wrócił tu, sam nie wiedział dokładnie po co i dlaczego. Szukał ukojenia, pocieszenia i zrozumienia. Niestety nikt nie potrafił mu pomóc. Tylko on sam musiał jakoś sobie z tym wszystkim poradzić.
***
Następnego dnia Liv została obudzona przez Lilly. Była ósma rano gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Zaspana i nieco zdezorientowana nie wiedziała co się wokół niej dzieje.
- Wstawaj śpiochu, nie ma czasu! - wykrzykiwała Lilly.
- Ale na co? - pytała wciąż Olivia.
- Już wiem gdzie będziesz mogła otworzyć swoją wymarzoną restaurację. I to całkowicie za darmo!
- Żartujesz?
- A czy ja wyglądam jakby żartowała? Lokal wymaga remontu ale jest w bardzo dobrym stanie. W końcu możesz zacząć spełniać swoje marzenia. Każdy zasługuje na szczęście. A ja bardzo chcę ci w tym pomóc.
***
Hej, witajcie!
Rozdział taki sobie, nie wszystko się wyjaśniło, ale cóż, przedłużam strasznie do końca. Będę tęskniła za tym opowiadanie. W końcu to mój twór heh, mam pomysł na nowe Dramione, moje pożegnalne. Chciałabym skończyć z blogowanie w wielkim stylu. No wiecie zaczęłam z Dramione i chcę tak samo skończyć. Jeśli nie będę się czuła na siłach to napiszę pożegnalną miniaturkę. Cóż, to opowiadanie też niedługo zakończę. Zapraszam do czytania i komentowania. Życzę wam wspaniałego weekendu.
Przepraszam za błędy.
Mia
Muszę Ci powiedzieć, że ten rozdział wyszedł Ci naprawdę dobrze. Zaczytałam się i sama nie dostrzegłam tego momentu, w którym już skończył się tekst. :)
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa co słychać u Any, czy wszystko u niej w porządku. Mam nadzieję, że tak.
A więc Mike zakochał się w Lilly? I w sumie dobrze; fajnie by było, jeśli Mike też byłby naprawdę szczęśliwy.
Nie spodziewałam się, że Kevin może znać Anakondę! Ciągle mnie zaskakujesz. No i jeszcze Olivia... Dobrze, że ma przy sobie Lilly, która ciągle jest gdzieś obok i jej pomaga.
Wkradł Ci się mały błąd - "Nawet nie się żegnając wyszedł z mieszkania nawet się z nią nie żegnając" - powtórzenie "nawet się nie żegnając". :D
Czekam na kolejny rozdział! No i bardzo się cieszę, że planujesz jeszcze napisać jedno opowiadanie dramione, czekam z niecierpliwością. Poza tym nie mogę uwierzyć, że już niedługo będzie koniec tej historii. Mam nadzieję, że finał mimo wszystko będzie szczęsliwy.
http://niewolnicy-wlasnych-wspomnien.blogspot.com
Pozdrawiam, M.
Rzeczywiście, już poprawiłam. Dziękuję ;) Myślę nad Dramione ale nie wiem czy to będzie opowiadanie w 10 częściach czy po prostu bardzo długa miniaturka. Tak na zakończenie mojej przygody z blogowaniem. Dziękuję za komentarze. Bardzo mi one pomagają :D
OdpowiedzUsuńMasz taką lekkość pisania, jak już się człowiek wkręci to traci poczucie czasu czytając :-) nie masz planów, aby wznowić działalność pisarską?
OdpowiedzUsuń