niedziela, 28 września 2014

16. Nowe początki.

 Dla Any to była bardzo ciężka decyzja. Mina Liv wprawiała ją w jeszcze większe zakłopotanie. Niedawno straciła matkę, a teraz traciła swoją najlepszą przyjaciółka. Nie mogła ujawnić jej całej prawdy. Na Anę czekało nowe i zupełnie inne życie. Czekała ją zmiana tożsamości, wyglądu i miejsca zamieszkania. Bardzo się tego obawiała. Jej bracia i jej ojciec bardzo jej potrzebowali. Teraz będą musieli nauczyć się żyć bez niej. Tylko im chciała wyjawić całą prawdę. Miała nadzieję, że pewnego pięknego dnia będzie mogła jeszcze choć na chwilę być obecna w ich życiu.
- Jak to jutro? - pytała zdezorientowana Olivia.
- To moja życiowa szansa. - westchnęła Ana.
- Tak szybko?
- Tak, to tak nagle wszystko wynikło.
  Olivia westchnęła. Nie potrafiła nic więcej powiedzieć. Wiedziała jedno. Będzie za nią bardzo tęsknić. Nie próbowała jej powstrzymać. Ana marzyła o tym od wielu lat.
- A co z tym martwym ciałem? - dopytywał się Mike.
- Policja bada całą sprawę. - odparł Max.
- A ty nie będziesz miała z tego powodu żadnych problemów? - zwróciła się Lilly do Any.
- Nie. - powiedziała Ana. - Mnie w to nie mieszajcie.
  Liv poczuła, że ostatnio wszystkich traci. Will delikatnie ją objął aby dodać je trochę otuchy.
- Gratuluję. - odparła Olivia. - Mam nadzieję, że będziesz pisać i przyjeżdżać do nas jak najczęściej.
  Nagle głos się jej załamał.
- Przepraszam. - wyszeptała. - Naprawdę bardzo się cieszę ale jesteś dla mnie jak siostra. Nie wiem jak sobie bez ciebie poradzę.
  Ana też nie umiała powstrzymać łez. To było silniejsze od niej. To było prawdziwe pożegnanie. Być może na zawsze.
- Kocham cię siostra. - wyznała Ana i przytuliła się do przyjaciółki.
- Ja ciebie też.
  Obydwie mocno się uściskały. Ta polana, to miejsce, ten dzień jest jednym z najważniejszych w ich życiu. Teraz wszystko się zmieni. Ana musiała wrócić do Denver, do swojej rodziny. Musiała im wszystko wyjaśnić. Max starał się ją wspierać ale on mógł się tylko  domyślać co ona czuła. To był najcięższy dzień w jej życiu. Gdy wróciła do mieszkania zauważyła zmianę w zachowaniu swojego ojca. Uśmiechał się, posprzątał, pomagał swoim synom, spędzał z nimi czas. W końcu okazywał im uczucia. Lepiej późno niż wcale. Ana wróciła o wiele wcześniej niż zapowiedziała dlatego jego zszokowana mina bardzo ją rozśmieszyła.
- Co ty tak wcześnie? - dopytywał się. - Coś się stało?
- Właściwie to tak. - westchnęła. - Jest coś o czym powinieneś wiedzieć.
  Postanowiła, że tylko swojej rodzinie opowie o  tym co tak naprawdę się wydarzyło i dlaczego wyjeżdża. Uznała, że tylko bliscy ją zrozumieją. Opowiedziała także o swojej pracy i o wszystkich tajemnicach, które przed nimi zataiła. Wyjaśniała powoli. Nie chciała ich w żaden sposób urazić. Miała nadzieję, że zrozumieją. Momentami miewała przeróżne myśli. Z jednej strony nie chciała rozstawać się z rodziną i przyjaciółką, a drugiej strony dobrze wiedziała, że otrzymała nową szansę, na zupełnie inne życie. Nikt od niczego nie oczekiwał. Była wolna.
- A Liv wie? - zapytał jej ojciec.
- Nie wyjawiłam jej całej prawdy. - wyznała Ana. - Tak będzie lepiej.
- Nie będziesz mogła z nią, ani z nami utrzymywać żadnych kontaktów, jesteś na to gotowa?
- Nie. - westchnęła. - Ale wiem, że nie mam innego wyjścia.
***
 Olivia długo się zastanawiała czy kontynuować wspólną wycieczkę z Willem i resztą ekipy. Zdecydowała, że woli jechać do domu i zrobić sobie babski wieczór z Aną. Wzięła ze sobą prezent dla swojej przyjaciółki i kawałek tortu. Will zaproponował, że ją odwiezie. Mandy była mocno zdenerwowana ale nic nie powiedziała. Wciąż miała pewien as w rękawie, który miala zamiar wykorzystać.
- Nie martwi cię to? - zapytała ją Lilly.
- Co takiego? - zapytała Mandy.
- No, że mój brat i Olivia mają się ku sobie?
- Mylisz się. Owszem, jest ładna ale Will nigdy nie związałby się taką niewychowaną i nieokrzesaną dziewuchą. - prychnęła. 
 Mike podszedł do Lilly, która aż kipiała ze złością. Objął ją od tyłu aby jakąś ją uspokoić. Głaskał ją po plecach i po włosach. Nie sądził, że kiedykolwiek poczuje coś podobnego do jakiejkolwiek dziewczyny. Musiał jakoś panować nad sobą aby jej nie odstraszyć.
- A wy o czym  tak szepczecie? - spytał.
- Powiedz mi jedno, dlaczego Will związał się z Mandy? Nie rozumiem go. Co on w niej widzi? - westchnęła Lilly.
- Jak nie można mieć tego co się chce to bierze się to co jest. - wyszeptał Mike.
  Lilly uważnie mu się przyjrzała. Miał jakiś dziwny wyraz twarzy i cały czas ją dotykał.
- Jakoś ostatnio dziwnie się zachowujesz. - stwierdziła. - Chcesz mi coś powiedzieć?
  Mike zawahał się. Nie mógł jej powiedzieć prawdy. Była zbyt młoda i niedojrzała, a w dodatku zupełnie niedoświadczona. Ona potrzebowała czasu. Każdy powinien przeżyć młodość w pełni, bez żadnych hamulców. "Za kilka lat zostaniesz moją żoną" - pomyślał w duchu.
- Myślę, że my też powinniśmy wracać do domu. - zaproponował. - Ten nasz kemping okazał się jednym wielkim niewypałem. Poza tym trzeba jakoś rozdzielić ten tort. Przecież nie możemy pozwolić aby się zmarnował.
- Wiecznie głodny. - skwitowała Lilly i zaczęła się pakować.

***  
   W tym samym czasie Chris świętował wraz z Nicole śmierć swojego niegdyś najlepszego przyjaciela. Nikt z nich nie spodziewał się co może  wydarzyć się potem. Obydwoje mieli podobne charaktery. Lubili manipulować i być w centrum uwagi. Wszelkie uczucia były dla nich obce. Zorganizowana Grupa Obronna była dla Chrisa jak rodzina. Tylko członków tej organizacji darzył szacunkiem i wierzył, że pewnego dnia każdy człowiek będzie chciał być taki jak oni. Gdy popijali szampana w willi usłyszeli głośny huk wyważanych drzwi. Chris zupełnie nie rozumiał o co chodzi. Spojrzał przez okno. Dom był otoczony przez policję. Do środka wszedł główny komendant policji w Denver wraz ze swoimi dwoma podwładnymi. Wszyscy mieli broń i celowali w Nicole i w Christophera.
- O co chodzi? - zapytał Chris.
- Jest pan aresztowany o zabicie z premedytacją Andy Collana, inaczej znanego jako Anakonda oraz o bezprawne hakerstwo, liczne rozboje i stworzenie nielegalnej magii działającej na niekorzyść dla życia innych ludzi. - odparła komendant lekko się do niego uśmiechając.
- Ale to nie ja?! Skąd wy macie takie dane?
- Będzie pan tłumaczył się na komisariacie policyjnym. Panowie, zabrać go.
- Popełniacie wielki błąd!

***
   Liv zatrzymała się przed domem Any. W jednej ręce miała dla niej urodzinowy prezent, a w drugiej kawałek tortu. Chciała z nią spędzić ten ostatni wieczór. Will co jakiś czas na nią spoglądał.
- Możesz już jechać. Pewnie dziewczyna na ciebie czeka. Na pewno bardzo się niecierpliwi. - westchnęła Olivia.
- Czy ty musisz być zawsze taka uszczypliwa? - zapytał Will. - Gdybym cię nie znał to pomyślałabym, że jesteś zazdrosna
- Chyba śnisz. - prychnęła. - Nie wiem po co tu wciąż stoisz i się na mnie gapisz. Leć do niej!
- Stoję tu bo mi na tobie zależy! - zawołał. - Robię dla ciebie wszystko, pomagam, wspieram cię ale ty i tak uważasz mnie za kompletnego dupka  . Myślałem, że jednak mam jeszcze u ciebie jakąś maleńką szansę ale widzę, że to tylko mój wymysł.
- Will...
  Ale go już nie było. Odjechał z piskiem opon zostawiając ją kompletnie samą na środku chodnika. Mike wysłał mu SMSa, że odwiózł Mandy i jego siostrę do domu. Will przez ten cały czas miał nadzieję, że Olivia coś do niego czuje. W kieszeni od spodni chował małe pudełeczko, a w nim pierścionek zaręczynowy.  Był gotowy na założenie rodziny. Niekoniecznie z kimś kogo kochał ale nie zawsze trzeba kogoś kochać aby się kimś ożenić prawda? Mandy była dobrze wychowana, miała dobre maniery, była bardzo ładna ale nie była... Olivią. Gdy podjechał pod dom Mandy miał mieszane uczucia. Zaręczyny to poważna sprawa. Od tego już nie było odwrotu. Zapukał do drzwi. Otworzyła mu Mandy. Była w szlafroku, miała mokre włosy i zaspane spojrzenie.
- Hm? - zapytała Mandy. - Myślałam, że dzisiaj się nie zobaczymy.
- Wiem, że każda kobieta marzy o bardzo romantycznych zaręczynach. Ja tego nie planowałem ale...
  Will ukląkł na prawo kolano. Wyciągnął z kieszeni małe pudełeczko. Otworzył je i spojrzał prosto w oczy Mandy. Były pełne łez.
- Mandy, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? - zapytał Will.
  Był pewien swego. Wiedział, że ona się zgodzi. Marzyła o tym od dziecka.
- TAK!!!

***
Jestem, kilka minut przed północą ale zdążyłam!! :D uffff, ciężko ostatnio mi idzie ale jakoś napisałam ten rozdział. Średnio to wyszło, Will i Mandy? Też się nie zgadzam ale tak mi intuicja podpowiada haha. Cóż, zapraszam do czytania i komentowania. Będzie zabawa, będzie się działo w kolejnych rozdziałach! :) Co sądzicie o Lilly i Mike'u? 
Przepraszam za błędy. 
Mia 

środa, 17 września 2014

15. Świadek

Ana wraz z Max'em pojechała na najbliższą komendę policyjną w Denver. Złożyła po kilkaset razy zeznania, a policjanci i tak powątpiewali w jej prawdomówność. Nie ujawniła nazwiska żadnego sprawcy dlatego jej zeznania nie należały do wiarygodnych. Była głównym świadkiem całego zajścia. Po dwóch godzinach Max postanowił, że z nią jeszcze raz porozmawia. Głównie pracował w Londynie, ale często przyjeżdżał do Denver. Znał tutejszego komendanta i jego podopiecznych. Wiedział że wszystko zrozumieją tylko najpierw Ana musi zacząć mówić.
- Ana, czemu kłamiesz? - zapytał Max
- Jestem zwykłą striptizerką, kto mi uwierzy? - westchnęła Ana. - Nikt.
- Zostaniesz objęta programem ochrony świadków. Będziesz bezpieczna.
- A moi bliscy?
- Będziesz musiała zniknąć. - odparł Max. - Zrobimy wszystko co w naszej mocy aby Chris cię nie odnalazł. Zapewnimy najlepszą ochronę twojej rodzinie i bliskim. Zeznaj na jego niekorzyść. Twoje zeznania bardzo nam pomogą.
Ana długo się zastanawiała jaką ma podjąć decyzję. Miała mętlik w głowie. Martwiła się o ojca i o swoich braci. Byli dla niej najważniejsi. Z kolei Olivia była dla niej jak siostra. Dobrze wiedziała, że jeśli wyjawi wszystko co wie to już nigdy nie będzie miała możliwości tu wrócić. Była kompletnie zagubiona. Bała się o życie swoich bliskich. Chociaż patrząc na to z zupełnie innej perspektywy dostała drugą szansę na zupełnie nowe życie.
- A kim był ten Alex Roberts? - zapytała nagle Ana.
- Okazało się, że jego dokumenty zostały sfałszowane. Niejaki Alex Roberts zmarł dziesięć lat temu na raka płuc, a jedyny który żyje mieszka w Miejscowym Domu Starości i w tym roku kończy dziewięćdziesiąt lat. - wyjaśnił Max.
- Więc kto to jest?
- Właśnie to cały czas próbujemy ustalić.
- Szkoda człowieka. - westchnęła. - Chyba podjęłam decyzję. Wiem już co zrobię.

***
   8 godzin wcześniej,
 Chris umówił się z Andy'm w swojej dwupiętrowej willi. Mieli omówić zasady członkostwa w ZGO. Nicole spędzała z nim dużo czasu w łóżku. Nie była do końca prawdomówna w swoich rozmowach z Aną. Specjalnie chciała wprowadzić ją w błąd aby ta się trochę przestraszyła i przestała rozmyślać nad rezygnacją z pracy w klubie.
- Nie wierzę, że chcesz go przyjąć do naszej grupy. - westchnęła i pocałowała go w nos. - To półgłówek
- Wiem, kochanie ale dużo o nas wie. I dlatego należy się go pozbyć.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Trzeba go wyeliminować, maleńka. - odparł Chris i przebiegle się do niej uśmiechnął. - On przyjdzie za niecałą godzinę więc...
- Rozumiem, że mam sobie pójść?
  Chris lekko się do niej uśmiechnął. Ubrał się garnitur, schował pistolet i czekał. Wezwał do siebie swojego ochroniarza, Siergieja. Miał metr dziewięćdziesiąt pięć wzrostu, był dobrze zbudowany i dobrze znał wschodnie sztuki walki. Był idealny do tej pracy. Po kilku minutach Chris usłyszał, że ktoś otwiera drzwi. Do salonu wszedł uśmiechnięty Andy. Był sam.
- Widzę, że ładnie się tu urządziłeś. - odparł Anakonda. - Dom  jak marzenie.
- Lata pracy. - odparła cicho Chris.
- Bardzo się cieszę, że będę mógł zostać członkiem ZGO. Chyba właśnie dlatego chciałeś się ze mną spotkać.
- Tak, poniekąd. Poznajcie się, to Siergiej mój ochroniarz, a to Andy mój dawny przyjaciel. - odparł Christopher.
- Miło mi poznać. - powiedział szybko Andy wyciągając rękę do Siergieja.
  Siergiej lekko się uśmiechnął do niego. Uściskał jego dłoń i mocno popchnął go na kanapę.
- O co chodzi panowie? - zapytał Andy nie widząc o co chodzi.
- Nie jesteś dość dobry aby przyłączyć się do naszej organizacji. - stwierdził Chris.
- Policja na pewno się ucieszy gdy im o wszystkim opowiem. - oznajmił Andy z zamiarem opuszczenia tego pomieszczenia.
  Siergiej go powstrzymał. Miał groźne spojrzenie dlatego Anakonda nie chciał go prowokować.
- Myślisz, że pozwolę Ci stąd tak po prostu odejść,? - zapytał Christopher i się lekko zaśmiał.
  Andy był  przygotowany na taką ewentualność. Parę lat spędzonych w więzieniu nauczyło go jednego. Nie ufaj nigdy tym którzy chociaż  raz zdradzili. Próbował wyrwać się z uścisku Siergieja który wciąż bardzo mocno trzymał go za ramię i nie pozwalał na żaden ruch. Nie zamierzał jednak się poddawać. Nawet jeśli miał umrzeć to tylko i wyłącznie w walce. Anakonda ugryzł Siergieja w rękę i próbował się wydostać z jego silnych objęć. Gdy Chris wyciągnął spod marynarki pistolet, Andy nie czekał na dalszy rozwój wydarzeń. Kopnął Siergieja w nogę i wykorzystując jego słabość wyrwał się z jego uścisku. Zamierzał stamtąd jak najprędzej uciec. Niestety Chris był o wiele szybszy. Bardzo dobrze radził sobie z bronią dlatego wystarczyło jedno pociągnięcie za spust. Mierzył prosto w jego klatkę piersiową. Anakonda jeszcze przez chwilę przyglądał mu się. Dobrze wiedział, że to koniec. Jego życie dobiegało właśnie końca ale miał nadzieję, że jego dawny przyjaciel zostanie wkrótce ukarany za swoje okrutne czyny. Sam nie był lepszy. Zabijał, okradał i manipulował.

***
   Mike opowiedział o całej historii Olivii, Willowi i Lilly. Mandy nie było szczególnie tym  zainteresowana.
- Muszę tam do niej jechać. - oznajmiła Liv. - Trzeba ją jakoś wesprzeć.
  Will cały czas głaskał ją po ręcach aby dodać jej otuchy. Mandy cały czas im się przyglądała. Will tylko przy Liv stawał się taki opiekuńczy. Jej tak nigdy nie traktował. Miała wrażenie, że jej szansa na poślubienie tego mężczyzny z każdym dniem coraz bardziej maleje.
- Nie panikuj.  - odparł Mike. - Ana jest pod opieką Max'a.
- Jak mam nie panikować?! - zawołała Liv.
  Nagle zadzwonił telefon komórkowy Mike'a. Chłopak cały czas machał głową, że rozumie i co jakiś czas spoglądał na Olivię.
- I co, i co? - dopytywała się Liv.
- Zaraz tu przyjadą i o wszystkim nam opowiedzą. - wyjaśnił Mike.
   Olivia nie potrafiła nie panikować. Bardzo się martwiła o swoją przyjaciółkę. Od samego początku czuła, że ich niespodzianka to będzie jeden wielki niewypał. Nie sądziła, że to aż tak źle się skończy. Po półgodzinie nadjechał samochód a wraz z nim Max i Ana. Gdy tylko się pojawili Olivia od razu się ożywiła i rzuciła się jej w ramiona.
- Ana, jak ty się czujesz? - pytała Liv.
- Dobrze. - odpowiedziała Ana lekko się od niej odsuwając.
- Jesteś zła? - zapytała. - Przepraszam za wszystko. Przygotowaliśmy dla ciebie prezent i tort. To miała być niespodzianka. Niestety nie najlepiej to wszystko się skończyło.
 Spojrzenie Any było bardzo smutne. Jakieś takie nieobecne. Liv od razu to zauważyła.
- Co się dzieje? - zapytała Liv.
- Liv, wyjeżdżam na studia. - oznajmiła Ana.
- Och, to wspaniale! - zawołała. - A kiedy?
- Jutro.

***
Długo mnie nie było. Bardzo zastanawiałam się jak to opisać. Rozdział jest krótszy niż planowałam.Jest jednym z ważniejszych w tym opowiadaniu. Więc Alex Roberts to tak naprawdę...? :D heh, Mam nadzieję, że chociaż wam się spodoba ten rozdział. Wstawiłam go później niż planowałam, wczoraj nie miałam do tego głowy, Brazylia:Polska, emocje i nie mogłam się skupić. 
Zapraszam do czytania i komentowania. 
Przepraszam za błędy. 
Mia

poniedziałek, 8 września 2014

14. Trupy, uczucia i policja

Ana obudziła się z ostrym bólem głowy. Poprzedniego dnia wypiła sporą ilosć  alkoholu  i nie czuła się najlepiej. Zauważyła, że Olivia i Lilly już nie leżały obok niej. Wstały o wiele wcześniej od niej. Gdy spojrzała na zegarek od razu zaczęła się ubierać. Wyszła z namiotu i rozejrzała się. Nikogo wokół niej nie  było. Ani samochodów, ani namiotów, zupełnie jakby wszyscy nagle zniknęli.
- Ej, jesteście?! - zawołała Ana.
 Nikt nie odpowiadał. Ana poczuła się paskudnie. Nikt nawet o niej nie pomyślał. Rozgoryczona i pełna wątpliwości zjadła wczorajsze kanapki i wypiła trochę soku pomarańczowego. Chciało jej się płakać. Schowała się w namiocie. Położyła się, nakryła kocem, wzięła do ręki notes i długopis. Zaczęła opisywać swoje emocje i uczucia jakie nią w tym momencie targały. Zawsze miała z tym problem ale tym razem dała upust swojej wyobraźni. Była wściekła na Olivię, Lilly, Willa, a nawet na Mike'a, którzy zachowali się jak kompletni pozerzy zostawiając ją tu kompletnie  samą. Nigdy nie czuła się bardziej upokorzona niż w tym momencie. Postanowiła, że nie będzie siedziała samotnie w namiocie i czekała. Spakowała do plecaka najpotrzebniejsze rzeczy. Namiot należał do niej dlatego musiała go także zabrać ze sobą. Wyczesała się, odświeżyła i ruszyła prosto przed siebie.Nie bała się tego co może ją w międzyczasie spotkać. Uznała, że odseparowanie się od tych wszystkich ludzi dobrze jej zrobi.
***
- Mam wyrzuty sumienia. - westchnęła Olivia. - To są jej urodziny. Nie lepiej zorganizować to całe przyjęcie w bardziej tradycyjny sposób?
- Co masz na myśli? - zapytał Will.
- Ona tam siedzi zupełnie sama. Nie wie gdzie jesteśmy, na pewno ma mętlik w głowie, jest smutna i na pewno bardzo wściekła.
- Wrócimy tam wieczorem. - tłumaczył Will. - To jest przyjęcie urodzinowe, niespodzianka. Trzeba kupić jakiś wystrzałowy prezent, tort i szampana. A co najważniejsze należy ją zaskoczyć.
 Tylko Liv zgodziła się wraz z Willem jechać do miasta po prezent dla Any. Reszta wybrała się do piekarni po tort dla jej najlepszej przyjaciółki. Olivia czuła się bardzo dziwnie w jego towarzystwie. W tym samochodzie przeżyła z nim wiele wspaniałych chwil. Między nimi ich pierwszy pocałunek, który zaowocował w  liczne kłótnie i niedomówienia.  Will co jakiś czas zagadywał Olivię. Chciał utrzymywać z nią dobre kontakty. Przyjaźń to było dla niego za mało ale Liv  wyraziła się jasno, nic do niego nie czuje. Dobrze czuli się w swoim towarzystwie. Miał wrażenie, że znał ją od zawsze. Dlaczego tak z Mandy nie było? Kiedyś byli najlepszymi przyjaciółmi ale z czasem  Mandy zapragnęła czegoś więcej, a ich przyjaźń powoli zaczęła gasnąć. Dla ich związku oznaczało to katastrofę.
- O czym myślisz? - zapytała nagle Liv.
- O Mandy. - odparł Will.
  Olivia dalej nie pytała. Nie chciała znać szczegółów ich związku. Nie chciała samą siebie skazywać na cierpienie. Czuła, że dobrze zrobiła odpychając od siebie Willa. Teraz widziała jak bardzo był szczęśliwy z Mandy.
- Nie zapytasz w jakim sensie?
- Nie chcę wiedzieć. To są wasze sprawy. - odparła krótko Liv.
- Nie kocham jej. - wyznał nagle i w tym samym czasie zatrzymał samochód.
- Will, to dlaczego z nią jesteś?
- Ona mnie kocha. Miło jest wiedzieć, że ktoś cię darzy takim uczuciem. - wyjaśnił.
- Ja nie wiem jak to jest. Nigdy nie byłam zakochana. - wyznała Olivia. - Maria często mi tłumaczyła jak to jest ale ja nigdy jeszcze czegoś takiego nie przeżyłam. Chyba się do tego nie nadaje.
Will nie chciał jej speszyć dlatego przez długi czas nic nie mówił. Pozwolił jej na chwilę tylko dla siebie. Wiedział, że to jemu pierwszemu to wszystko mówi.Wstydziła się swoich uczuć.  Cieszył się, że może jej pomóc. Żałował, że to nie on okaże się tym pierwszym i ostatnim w jej życiu i sercu.
- Wiesz, ja też jeszcze nigdy nie pokochałem tak na sto procent. Było kilko kobiet w moim życiu ale to nie było to. Długo szukałem aż w końcu spotkałem ciebie.
  Olivia lekko się zarumieniła. Nie chciała aby mówił jej o swoich uczuciach. Nie była dobra w udzielaniu rad, a tym bardziej w ciagłym kłamaniu. Wolała nie ujawniać tych wszystkich skrywanych pragnień. Jeszcze nigdy się tak nie czuła. Była zazdrosna, rozdrażniona, ale gdy tylko mogła z nim porozmawiać stawała się najszczęśliwszą kobietą na świecie. Czy to na tym właśnie polegała miłość?
- Spotkaliśmy się przez przypadek. - westchnęła Liv starając nie patrzeć mu w oczy.
- Ten przypadek zmienił całe nasze dotychczasowe życie, Liv. - odparł nagle Will. - Chcę być dla ciebie kimś wyjątkowym. Chcę żebyś mi się zwierzała i była ze mną zawsze szczera. Taka więź jak nasza może już nigdy więcej się nie powtórzyć.
 Nie spodziewała się takich słów z jego ust. Nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć. Mówił, jej o swoich najskrytszych uczuciach, a ona zupełnie nie wiedziała jak ma się zachować. W pierwszej chwili pomyślała o ucieczce, ale z drugiej strony nie była tchórzem i nie chciała przed nim uciekać.
- Will, przestań. - odparła Liv. - Nie komplikujmy sobie życia. Po prostu zostawmy to tak jak jest.
- Głupi jestem, wiem. - szepnął. - Po prostu nie potrafię przestać o tobie myśleć. To takie flustujące.
Olivia czuła się tak samo. Wszędzie miała jego twarz przed oczami. Czy to nigdy się nie skończy?  Usmiechnęła się aby jemu i sobie dodać trochę otuchy. Will zatrzymał się na parkingu obok centra handlowego.
- Chodźmy kupić wystrzałowy prezent dla Any. - odparła Olivia. - Na pewno się bardzo ucieszy.
- Liv?
- Tak?
- Zapomnij o tym co mówiłem. O wszystkim. - odparł Will.
  Ona nigdy nie zapomni.
Choćby miała  pokochać kogoś zupełnie innego to nigdy nie zapomni.
Na zawsze...

***
 W tym samym czasie humorzasta Mandy, gadatliwa Lilly, zasadniczy Max i wyluzowany Mike próbowali wybrać idealny tort dla dzisiejszej solenizantki.Bardzo się różnili dlatego ich gusty  też znacząco się różniły. Ekspedientka pokazała im trzy torty. Każdy z nich się różnił, miał inny smak i kolor.
- Mi to obojętne. Ja i tak się odchudzam. - westchnęła znudzona Mandy.
- Wiecie co, spędziliśmy tu już dobre pół godziny i nic nie zdecydowaliśmy. - odparła Lilly. - Każdy z tych tortów jest piękny. Myślę, że najlepiej zrobić demokratyczne głosowanie. Ostatni głos Mandy zadecyduje. Jej to i tak nic nie interesuje.
- Zgadzam się. - odparł Mike i lekko sie do niej uśmiechnął.
 Od paru minut wpatrywał w nią jak zaczarowany. Nic nie mógł poradzić na to, że jej niewinność tak bardzo go urzekała. Wiedział jednak, że nie może je nawet tknąć. I to go jeszcze bardziej denerowowało. Było kilka kobiet w jego życiu, w tym Ana które kompletnie potrafiły go oczarować. Jednak ona miała w sobie to "coś". Nie przeszkadzała mu dzieląca ich różnica wieku. Nigdy nie próbował się ustatkować, zawsze uważał, że związki są mu niepotrzebne, czuł się wolnym cżłowiekiem ale teraz gdy tak na nią patrzył poczuł, że przez te wszystkie lata po prostu bał się zakochać. Zawsze traktował kobiety jak przedmioty. Wiedział, że Lilly jest bardzo wrażliwa i szybko przywiązuje się do ludzi. Nie chciał jej skrzywdzić.  Chciał ją uchronić przed złem jakie oferuje ten bezwzględny świat.
Mandy zdecydowała się na tort czekoladowy. Wyglądał skromnie ale bardzo elegancko. Dobrze wiedziała, że nigdy nie należy przesadzić z dodatkami. Czasem mniej znaczy więcej. Mimo iż prawie się nie odzywała to  obserwowała i w pewnym momencie dostrzegła niebezpieczne romantyczne prądy płynące między Mike'em i Lilly. Musiała jak najszybciej powiedzieć o tym Willowi. Musiała temu zapobiec. Ich związek to byłaby kompletna katastrofa.

***
   Ana długo spacerowała. Na każdym napotkanym drzewie namalowała szminką serci. Nie chciała się zgubić. Nogi zaczynały ją boleć. Czuła się jakby przeżywała jakiś  dzień świstaka. Tylko, że w jej przypadku to każdy dzień okazywał się coraz gorszy. Aby trochę odpocząć usiadła obok drzewa, oparła się o niego i odetchnęła z ulgą. Zaczęła się zastanawiać nad tym który był dzisiaj dzień tygodnia. Po chwili zrozumiała, że dzisiaj miała urodziny! To były najgorsze urodziny w jej życiu. Nikt o nich nie pamiętał. Nawet ona sama o nich zupełnie zapomniała. Chciała się trochę odprężyć i na chwilę zamknęła oczy.
- A jeśli ktoś tu nas zobaczy? - usłyszała.
- Słuchaj, pracujesz dla mnie i póki co masz wykonywać to co ci każe.
  Dziewczyna myślała, że jej to się tylko śni. Jeden z głosów wyraźnie rozpoznała. To był głos jej pracodawcy, Chrisa.
- Dobrze, szefie. Zacznę kopać. - oświadczył jeden z nich.
- Trzeba zatrzeć wszystkie ślady. Nikt nie może się dowiedzieć, że to my za tym stoimy.
Ana przebudziła się, gdy wstała, dostrzegła, że śniła na jawie. Dostrzegła Chris oraz jednego z pupilków. Zakopywali, ciało? Zaskoczona i nieco przerażona zupełnie nie wiedziała jak ma się zachować. Nie wymieniali nazwiska ofiary ale słychać w ich głosie było dużą satysfakcję.
- Chorzy ludzi. - szepnęła Ana.
 Zachowywała się bezszelestnie. Tak aby nikt jej ani nie usłyszał ani nie zobaczył. Schowała się pomiędzy krzewami.Gdy  Chris wraz ze swoimi parobkiem skończyli swoją pracę i odjechali,  Ana postanowiła odkopać martwe już ciało i dowiedzieć się kogo tak naprawdę zabito. Miała chude ręce i ciężko jej było cokolwiek zrobić. Gdy natknęła się na coś zimnego i gumowatego od razu poznała, że to musiał być trup. Wzdrygnęła się. Okazało się, że to był mężczyzna. Był blondynem, miał lekki zarost, a ubrany był dość skromnie. Poszarpane łachmany odkrywały jego muskularne ciało. Ciało pokryte ranami i siniakami oznaczało zaciętą walkę. Nie można było nie zauważyć, że przed śmiercią mężczyzna bardzo mocno się bronił przed atakami mordercy. Z jego poszarpanych spodni wypadł dowód osobisty wraz ze zdjęciem. Ana wzięła go do ręki.
- Alex Roberts. - odczytała.   - Szkoda cię przystojniaku.
  Jego martwe ciało było zimne, blade, a w dodatku gumowate. Szeroko otwarte Oczy Alex'a  bardzo ją przerażały. Nie wiedziała czy ma donieść na Chrisa na policję czy może spróbować go zaszantażować. Wiedziała, że z początku to ją będą podejrzewać o zabójstwo. Nie miała alibi. Z drugiej strony to był jej obywatelski obowiązek. Chris zagrażał ludziom. Tylko, że wtedy to ona stanie jedynym celem dla Chrisa i jego mafii.
- Ana! - usłyszała głos Mike'a.
- Tu jestem! - zawołała Ana.
  Gdy z krzaków wyłonił się z Mike, to Ana z początku bardzo się ucieszyła na jego widok. Później jednak gdy mężczyzna dostrzegł martwe ciało od razu zbladł i znacząco spostrzegł na Anę, to ta poczuła do niego obrzydzenie.
- C-co to? - zapytał głupio.
- To trup. - odparła Ana. - Słuchaj, wiem że to dziwnie wygląda ale ja tego nie zrobiłam. Nie zabiłam tego człowieka.
- Przecież wiem. - odparł Mike. -  Zadzwońmy do Max'a. On jest policjantem. Mu o wszystkim opowiesz.
  Mike wyciągnął telefon komórkowy i zadzwonił do swojego kuzyna. Wszyscy czekali na solizantkę na polanie. Mike poradził mu, aby ten szedł według serduszek, która Ana zostawiła na każdym drzewie. Pół godziny póżniej na miejsce dotarł Max.
- Chcę z tobą porozmawiać na osobności, Max. - odparła Ana.
- Rozumiem, Mike wracaj do pozostałych i opowiedz o tym co się wydarzyło. - odparł Max.
 - Myślisz że to ja? - odezwała się nagle Ana.
- Ana, wcale tak nie myślę. Posłuchaj mnie, opowiedz mi o wszystkim co widziałaś, co zrobiłaś, a ja w międzyczasie powiadomię wszystkie odpowiednie służby.
  Miły uśmiech Max'a dodał jej otuchy. Zaczęła mówić.
- Byłam bardzo zła, smutna, rozczarowana i dlatego wybrałam się na ten przeklęty spacer. Zatrzymałam się obok tego drzewa aby na chwilę odpocząć. - wskazała drzewo i mówiła dalej. - Zamknęłam oczy. Myślałam, że śnię gdy usłyszałam dwa męskie głosy. Jeden z nich był mi bardzo dobrze znany. Nie wiem czy powinnam wymieniać jego imię i nazwisko. To bardzo niebezpieczny człowiek. Ja pracuję jako striptizerka w jego klubie, "Mixture". Chyba sam wiesz już o kogo chodzi. Widziałam jak zakopują tego człowieka. Pomyślałam, że go odkopię i dowiem się kim on jest. Wiem jak to wygląda ale ja naprawdę nic nie zrobiłam...
- Nie denerwuj się, wierzę ci. - powiedział Max.
- Ale pytanie czy oni mi uwierzą? - zapytała niepewnie Ana wskazując na nadjeżdżającą policję.

***
Dobra wiadomość jest taka, że mam wenę, już o wiele więcej się dzieje, a będzie jeszcze więcej się działo. :D Nie wiem czy to wgl gramatycznie zabrzmiało. Ana przeżywa masakrę, jak myślicie kim jest ten Alex Roberts? Cóż, w następnym rozdziale prawie wszystko po części się wyjaśni :D Błędy w poprzednich rozdziałach będę poprawiać na końcu. Zapraszam do czytania i komentowania. 
Przepraszam za błędy. 
Mia. 

środa, 3 września 2014

13. ZGO

Ana wcale się nie zastanawiała jaką decyzję podjąć. Taka wycieczka mogła już nigdy więcej się nie powtórzyć. Wyjazd pod namioty jej i Olivii na pewno dobrze zrobi. Bała się spotkania z Mike’em ale uznała przecież nie będzie musiała z nim nawet rozmawiać. To nie było konieczne. Wystarczyło, że go tolerowała. Chciała spędzić trochę czasu z przyjaciółką, która przeżywała teraz bardzo ciężkie chwile. Olivia bardzo długo się sprzeciwiała ale w końcu się zgodziła. Ana zawsze potrafiła postawić na swoim. Liv musiała poszukać na swoje miejsce pracy na te parę dni kogoś innego. Znalazło się kilku chętnych. Wybrała dwie osoby, które znała z widzenia i była przekonana, że są uczciwi i odpowiedzialni do zachowania czystości w poszczególnych domach. Spakowała się, związała włosy w koński kok, pożyczyła biwak i była gotowa do wyjazdu. Ana była w o wiele gorszej sytuacji. Jej ojciec  przyjął to źle, że przez okrągły tydzień będzie musiał się zajmować swoimi synami i całym domem zupełnie sam. Dopiero teraz uświadomił sobie jak bardzo ważną osobą w tym domu była Ana. Zajmowała się wszystkim, a on potrafił się tylko upić i cały dzień przesiedzieć przez telewizorem.
Olivia i Ana umówiły się z Willem, że przyjedzie po niej około godziny piętnastej. Na widok Mandy i Lilly siedzących obok trochę się speszyły ale uznały, że dzięki tej wycieczce mogą się trochę bliżej poznać. W samochodzie głównie panowała cisza. Co jakiś czas Lilly próbowała jakoś rozpocząć rozmowę ale na nic to się zdawało. Mandy co jakiś czas spoglądała na Liv. Nie traktowała jej już jako przyjaciółkę tylko jako rywalkę. Tylko Will i Mike dokładnie wiedzieli gdzie można spokojnie się zrelaksować i odpocząć na łonie natury. Dolina Blue Lake jest jednym z najpiękniejszych miejsc w całym mieście. Tylko tam można zapomnieć o wszystkich problemach i po prostu żyć pełnią życia. Widok zapierał krew w żyłach. Will, Mike,  i Lilly  jako dzieci przyjeżdżali tu wraz z rodzicami. Teraz są dorośli ale wciąż tęsknią za tą beztroską i za atrakcjami jakie tu można zobaczyć.
Na miejscu czekał już Mike. Do wspólnej eskapady zaprosił swojego kuzyna Max’a. Max mieszkał w Londynie ale przyjechał na parę dni w odwiedziny do swojego starszego kuzyna. Miał dwadzieścia dwa lata. Pracował w policji. Zawsze o tym marzył. Mike przyjechał wraz z Max’em na miejsce już kilka minut temu. Wspólnie rozłożyli namiot i planowali zorganizowanie ogniska. Wzięli ze sobą kiełbaski i alkohol. Mieli nadzieje na naprawdę dobrą zabawę.
- Już myślałem, że się zgubiliście. - westchnął Mike. - To jest mój kuzyn Max. Jest policjantem więc lepiej starajcie się przestrzegać prawa.
  Ana uważnie przyjrzała się Max’owi. Był wysoki, miał kruczoczarne włosy, niebieskie oczy i miły uśmiech. Na słowo policjant Ana trochę się zmieszała i straciła swoją pewność siebie. Przecież na dobrą sprawę pracowała dla mafii. Wolała się od niego trzymać z daleka aby czegoś mu nie wyjawić.
- Co tam myślisz? - zapytała zirytowana Olivia. - Pomóż mi.
  Liv przez większość swojego życia robiła mnóstwo rzeczy. Była kelnerką, sprzątała, opiekowała się dziećmi, teraz zajmuje się gotowaniem ale nigdy jeszcze nie rozbijała namiotu. Nie miała o tym zielonego pojęcia. To była dla niej absolutna nowość. Dobrze, że jej przyjaciółka miała o tym większe pojęcie. Po paru minutach namiot był gotowy. Lilly patrzyła na nie z zazdrością. Mandy zupełnie jakby odcięła się od reszty grupy. Jej niezadowolona mina mówiła wszystko. Will postanowił ją jakoś rozweselić ale tylko pogorszył sprawę.
- Co ty taka zła? - zawołał Will.
- Nie jestem zła, po prostu zupełnie nie rozumiem dlaczego zaprosiłeś na nasz wspólny wypad te dwie wieśniaczki… - wyjaśniła Mandy i wskazała na Oliwię i Lilly.
- Myślałem, że lubisz Olivię, a Any nie znasz. Nie oceniaj zbyt pochopnie.
- W pracy muszę być dla każdego miła ale tutaj nie wymagaj od mnie cudów.
- Jesteś trochę niesprawiedliwa. - warknął Will. - Dorośnij.
   Will podszedł do Mike’a i wspólnie napili się piwa. Dołączył do nich Max, a także Ana i Lilly. Olivia  zdecydowanie bardziej wolała chłonąć piękno natury niż zapach alkoholu. Nie miała ochoty na świętowanie. W sercu  wciąż przeżywała żałobę.
- Zaraz, zaraz. Ty nie pijesz. - powiedział stanowczo Will do siostry.
- Ale Will… - westchnęła prosząco Lilly.
- Nie ma mowy. Jesteś na to zdecydowanie za młoda.
  Mike westchnął ale się nie wtrącał. Jego przyjaciel dobrze wiedział co robi. Przynajmniej wydawało mu się, że wie. Co jakiś czas spoglądał w stronę Any. Dziewczyna unikała jego wzroku. Natrętne myśli przychodziły mu do głowy.
- Jesteś na mnie zła? - zapytał Mike.
- Nie. - odparła szybko Ana.
- Wiem, że masz do mnie żal za to, że zachowałem się jak palant. Czasem po prostu plotę różne głupstwa gdy jestem po kilku drinkach. Chciałbym spróbować się z tobą zaprzyjaźnić.
- Uraziły mnie twoje słowa. - odparła Ana. - No ale każdy zasługuje na drugą szansę.
- Uściskamy się?
- Tylko jedno ci w głowie! - zawołała cały czas się śmiejąc.
  Olivia na chwilę oddaliła się od swoich znajomych. Nie wiedziała tak naprawdę jak ich nazwać. Nigdy tu nie była. Szła cały czas prosto. Wzięła ze sobą plecak, którym miała schowany ręcznik, jedzenie, bieliznę, kilka ubrań na zmianę i trochę wody. Nie wiedziała co ją podkusiło aby tak daleko oddalić się od całej grupy. Wiedziała, że powrót byłby o wiele lepszym dla niej wyjściem ale czuła że potrzebuje samotności. Gdy dostrzegła nieopodal niewielkie jeziorko bardzo się ożywiła. Rozejrzała się. Była kompletnie sama. Rozebrała się. Była półnaga. Miała na sobie tylko bieliznę. Weszła do wody i od razu podskoczyła. Woda była lodowata. Tego było jej potrzeba. Potrzebowała jakiegoś znaku, że w jej życiu może wydarzyć się coś naprawdę dobrego. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że ktoś może ją podglądać. Rozkoszowała się tą chwilę myśląc, że w końcu powinna obudzić się z ospałości i zacząć działać. Gdy otworzyła oczy dostrzegła cień obok drzewa stojącego po prawej stronie od brzegu. Nie umiała określić czy to był mężczyzna czy kobieta. Zmrużyła oczy. Uznała, że musi zachować się ostrożnie i wybadać kim ten ktoś jest.
- Kim jesteś? - zawołała Olivia.
  Starała się aby jej głos zabrzmiał dosyć pewnie.
  Z ciemności wyłoniła się Mandy.
- Och, to tylko ty. - odetchnęła Liv. - Myślałam, że to ktoś obcy i się przestraszyłam.
  Mandy nic nie powiedziała. Podeszła do brzegu i uważnie przyjrzała się Olivii. To było co najmniej dziwne.
- Co ty tu właściwie robisz? - zapytała podejrzliwie Olivia.
- Zauważyłam, że gdzieś się wybierasz. Pomyślałam że za tobą pójdę . - odpowiedziała Mandy. - Musimy pogadać.
- Chodzi o kurs?
- Nie, chodzi o Willa.
- O Willa? Chyba wiem o co ci chodzi. To trudna sytuacja dla niego i dla jego rodziny…
- O czym ty mówisz? - zapytała Mandy nie wiedząc zupełnie o co chodzi.
- A ty?
- Odczep się od mojego chłopaka, szmato! - zawołała.
  Olivia zaczęła wątpić w dobre serce Mandy. Rzeczywiście zachowywała się jak modliszka, a Will był jej ofiarą. W międzyczasie ubrała się w suche ubrania i wyczesała włosy. Zdenerwowana Mandy przestała panować nad swoimi emocjami i  mocno popchnęła Liv. Dziewczyna się zachwiała i upadła na ziemię. Ta, nauczona walczyć o to co dla niej najcenniejsze z całej siły wepchnęła Mandy do wody.
- Ty wulgarna idiotko! - wykrzyknęła Mandy.
  Olivia już jej nie słuchała. Nawet ją to rozśmieszyło. Postanowiła jak najszybciej wrócić do obozu. Było już ciemno. Usłyszała z oddali śpiewy i krzyki. Wszyscy już byli pijani.
- A wy co? - zawołała rozbawiona Olivia.
- Gdzieś ty się podziewała? - zapytał Will.
  Bardzo się martwił. Czuł się za nią odpowiedzialny.
- Byłam tu i tam. - odparła wymijająco.
- Masz mokre włosy ale roześmiane oczy.  - stwierdziła Ana.
- A widziałaś może Mandy? - zapytał Mike. - Ta też przepadła w tajemniczych okolicznościach…
- Will, kochanie! - usłyszała znany pisk Mandy.
  Olivia spojrzała na Willa, która od razu do niej podbiegł. Od razu się nią zajął. Była cała przemoczona. Kazał jej się przebrać i schronić w ich wspólnym namiocie. Poczuła ukłucie zazdrości. Przeżyli ze sobą kilka dobrych i złych chwil. Zawsze czuła tą wyjątkową więź między nimi. Teraz zaczęła w to wszystko wątpić. On wybrał Mandy, kobietę która kocha i zna od dziecka. Ona nigdy nie będzie dla niego odpowiednia.
   Liv schowała się w namiocie, który dzieliła z Aną i Lilly. Ana była lekko pijana i wygadała różne głupie historie. Lilly była zbyt młoda aby zapytać ją o jakąś radę.
- Liv, gadaj o co się pokłóciłaś z Mandy? - zapytała nagle Ana.
- My się nie…
- Facetom można wszystko wmówić ale nie nam. O co poszło? - stwierdziła Lilly.
- O Willa. - wyjaśniła Olivia. - Ona myśli, że chcę go jej odbić. No ale to nie tak. Między nami nic nie było, nie ma i nie będzie.
- Może nie ma ale mogłoby by być. - westchnęła Ana. - Chodźcie spać bo jutro nas czeka zwiedzanie tego pięknego miejsca.

***  
  Anakonda ostrzygł włosy, pofarbował je, założył soczewki kontaktowe, zmienił styl ubierania i zakrył tatuaże. Zupełnie nie przypominał samego siebie. Udawać kogoś kim się nie jest było dla niego bardzo interesujące. W końcu mógł wyjść do miasta bez obawy, że ktoś może go rozpoznać. Jako mężczyzna miał także swoje potrzeby. Postanowił odwiedzić swojego starego przyjaciela, właściciela miejscowego klubu nocnego “Mixture“. Miał mu pomóc wydostać się z więzienia ale nigdy go nawet nie odwiedził. Zabił dla Chrisa i zapłacił za to bardzo wysoką cenę. Teraz był o wiele starszy i mądrzejszy. Dokładnie wiedział czego chce. Chce zemsty,
Chris jak zwykle siedział w swoim gabinecie i popijał tequilę. Rozmyślał o swoich interesach i o tym jak jego biznes wpłynął na jego życie.
   Andy nie miał zamiaru pukać do drzwi. Od razu wszedł do środka jego gabinetu. To zachowanie kompletnie zaskoczyło Chrisa. Mimo wszystko postanowił zachować stoicki spokój.
- Kim pan jest i czego pan chce? - zapytał mężczyzna.
- Chris, nie poznajesz mnie? - zapytał Anakonda. - To ja Andy.
- Anakonda. - wyszeptał Chris.
- Kilka lat minęło odkąd ostatni raz się widzieliśmy, Christopher. - warknął mężczyzna - I właśnie te kilka lat zmieniło moje życie na zawsze. Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi, a ty mnie bezlitośnie wykiwałeś.
- Po co tu wróciłeś? Złapią cię.
- Chcę dołączyć. - odparł Andy. - Chcę być członkiem ZGO.
   ZGO to Zorganizowana Grupa Obronna, która zajmuje się hackerstwem, włamywaniem się do komputerów bankowych, łamaniem szyfrów,  i brudnym praniem pieniędzy. Na swoim koncie mają kilka rozbojów, morderstw i afer narkotykowych. Ich organizacja działa pod przykrywką klubu nocnego “Mixture”. Są nie do zlokalizowania. FBI stara się namierzyć głównego założyciela ich organizacji. Podejrzewają Chrisa ale nie posiadają żadnych zbitych dowodów, które mogły by wpłynąć na jego winę.
- Nasza organizacja działa od kilku lat. Do swoich szeregów przyjmujemy osoby ponadprzeciętnie uzdolnione.  Ty do takich nie należysz . - oświadczył Christopher.
- Jesteście kompletnie popieprzeni. - westchnął Andy. - Potrafię zabić z zimną krwią. Chyba o to chodzi, prawda? Zresztą jeśli mnie nie przyjmiesz o wszystkim z wielką chęcią opowiem policji. Na pewno się ucieszą. Od lat szukają różnych powodów aby cię przyskrzynić.
- Muszę się zastanowić.
- No ty się zastanawiaj a ja zajmę się jedną z twoich striptizerek.
Andy był niemal pewny, że zostanie członkiem ZGO. Kiedyś Chris był jego najlepszym przyjacielem. Teraz pragnął tylko jednego. Jego klęski.


***
Szczerze przyznam było bardzo ciężko. Pisanie już nie przychodzi mi już tak łatwo jak kiedyś. Wena przychodzi ale później szybko ucieka. Ale nie zostawię tego opowiadania, dokończę je, mimo wszystko. Tym bardziej,  że historia coraz bardziej się rozkręca. Anakonda pragnie zemsty. Mimo wszystko lubię tą postać, i zobaczycie że niejeden raz nas jeszcze  zaskoczy. Żaden romans jak na razie się zbytnio nie rozwija. . Ale Olivia i Will zawsze będą ze sobą blisko. Dziękuję za komentarze, motywujecie mnie żebym mimo wszystko pisała i się nie poddawała bo jak się poddam to już zupełnie niczego nie stworzę. Zapraszam do czytania i komentowania. 
Przepraszam za błędy. 
Mia