środa, 27 sierpnia 2014

12. Alex Roberts

Lilly siedziała w swoim pokoju i znudzona pisała esej na temat kontaktów międzyludzkich. Międzyczasie pisała następną notkę na swojego bloga.

Nie wiem co myśleć. Wszyscy są jacyś dziwni. Will prawie wcale nas nie odwiedza. Zauważyłam pewne napięcie między nim, a rodzicami. Czyżby się pokłócili? Nie potrafię ich rozszyfrować. Gdy pytam o coś, to nawet nie patrzą mi w oczy. Jakby się czegoś bali. Może to tylko ja jestem jakaś przewrażliwiona. Zauważam coś czego prawdopodobnie nie ma. Czasem widzę Mike’a ale on jak zwykle zajęty swoimi sprawami nawet mnie nie zauważa. Pech bycia młodszą siostrą. Zawsze gdy się pojawia to czuję gęsia skórkę. Nic na to nie poradzę. Mam do niego słabość ale wiem, że to uczucie jest na straconej pozycji. Jest ode mnie dużo starszy. Nie zainteresuje się taką małolata jak ja. Jest miły ale wiadomo, że obraca się w zupełnie innym towarzystwie. Wśród dorosłych, którzy tylko myślą o jednym: jak zaciągnąć dziewczynę do łóżka. Przynajmniej tutaj mogę się wypowiedzieć co tak naprawdę o tym myślę. Mój brat jest taki sam. Teraz ma dziewczynę, Mandy modliszkę. Każdy kto ją pozna uważa ją za miłą, sympatyczną dziewczynę i za idealny materiał na żonę. Co mam do niej? Nie lubię jej ponieważ idealnie udaje jej się manipulować innym ludźmi. Ma do tego talent. Teraz na pewno będzie dążyła aby urodzić mu dziecko i zupełnie go do siebie przywiązać. Nie zdziwię się jeśli po ślubie będzie chciała owinąć go wokół palca. Ta kobieta nie ma skrupułów. Zawsze osiąga zamierzony cel. 
Lilly

Lilly wstawiła post na bloga, skończyła esej i wyszła na spacer aby zaczerpnąć świeżego powietrza. Choć teoretycznie mieszkała z rodzicami to praktycznie cały czas była sama. Nawet jej brat się na niej wypiął. Nie odwiedzał jej już tak często jak kiedyś. Tylko z Olivią mogła normalnie porozmawiać. Gdy Lilly usłyszała o śmierci Marii z początku nie mogła w to wszystko uwierzyć, że takie złe rzeczy dzieje się wokół i nikt nie reaguje. Nie wiedziała jak jej pomóc. Ona sama czuła się osamotniona.

***  
  Ana była kłębkiem nerwów. Od pamiętnej rozmowy z Chrisem kompletnie nie wiedziała co począć. Jedynie co mogła zrobić to jedynie zajść w ciąże. Wtedy należałyby się jej wszelkie świadczenie, a jej szef stałby się jej ofiarą, a nie ona jego. Jednak wiedziała, że to głupie bo nie miała nawet narzeczonego, warunków do wychowywania takiego małego maleństwa, a jej zarobki nie wystarczyłyby aby wyżywić całą rodzinę. Wynajęcie prawnika i postraszenie Chrisa sprawą sądową wcale nie było takim głupim pomysłem. Ana dobrze wiedziała że nie stać jej na wynajęcie prawnika, który mógłby pokusić się o wygraną. Olivia miała własne problemy więc nie chciała jej dostarczać nowych. Nicole jako jej nowa przyjaciółka wysłuchała jej opowieści do końca.
- Mówiłam ci, że tak będzie. - odparła Nicole. - Sama próbowałam stąd kilkakrotnie uciec. Bez skutku.
- Nie rozumiem po co to wszystko. Ten biznes już od dawna podupada. Czemu go nie zamkną? - powiedziała Ana.
- To jeszcze bardziej skomplikowane niż myślisz. - westchnęła. - Ten klub to przykrywka dla  Chrisa i jego bandy. Mamy do czynienia z mafią, Ana. To jest o wiele niebezpieczniejsze niż ci się wydaję.
  Ana rozszerzyła źrenice i lekko się zachwiała.
- Mafia?! - zawołała.
- Cicho. - warknęła. - Nie pytaj skąd wiem. Po prostu kiedyś ja i Chris mieliśmy ze sobą wiele wspólnego.
- W co ja się wplątałam… Nie można ich jakoś zdemaskować?
- Można ale na to potrzeba dużo czasu. Zresztą jestem pewna, że nawet jeśli złapią Chrisa, to jego poplecznicy zrobią wszystko aby go pomścić.
- Dużo o tym wszystkim wiesz. Czy ty i Chris byliście parą?
- Cóż, parą to bym tego nie nazwała. Mieliśmy pewien układ. Myślałam, że można ,że sobą sypiać i nic nie czuć. No ale się myliłam. Zakochałam się, a on mnie wyśmiał. Teraz nienawidzę go z całego serca.

***
    Ten wieczór Will spędzał wraz z Mike’em. W barze opijali swoje smutki i żale. Gdy Will opowiedział przyjacielowi całą swoją historię, ten omal nie spadł z krzesła. To chyba była jednak przyczyna spożycia zbyt dużej ilości alkoholu.
- Stary, chyba się naćpałeś?! - zawołał Mike. - Adoptowany?
- Nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. Dla mnie ci wszyscy ludzie są obcy.
- A siorka też?
- Ona o niczym nie wiem. - odparł Will. - Nic jej nie mów. Jest bardzo młoda, nie wiem jak sobie z tym poradzi.
- Lilly to słodka niewiasta. Ma w sobie coś z anioła. Taka niewinna, aż by się chciało ją schrupać…
- Ty się tam nie rozwijaj. Nie będzie cierpieć tak te wszystkie inne którym obiecywałeś gwiazdkę z nieba.
- Przecież wiesz, że nigdy bym tego zrobił. Ona jest dla mnie jak młodsza siostra, choć ma słodziutkie usta to jej nie dotknę. Teraz mi w głowie ta cała Ana, Odrzuciła mnie i dlatego zrobię wszystko aby ją zdobyć rozumiesz?!
- Rozumiem, że za dużo wypiłeś. - odparł Will.
- Wiesz, co? Jedźmy pod namiot. Wróćmy do przeszłości, Will. Zaszalejmy.
- Nie mamy już po szesnaście lat. Mamy własne firmy, zobowiązania wobec klientów, obowiązki.
- Nie ględź. Przez tydzień chyba nic nie powinno się zdarzyć. - westchnął Mike. - Weźmy ze sobą parę osób i jedźmy. Żegnaj nudo, witaj przygodo!  
  Will westchnął i spojrzał na przyjaciela mając nadzieję, że ten żartuje. Mike wciąż zachowywał się jak dziecko. Zawsze musiał postawić na swoim. Nie miał żadnych zahamować. Lubił flirtować z kobietami ale jeszcze nigdy nie pozwolił się żadnej wykorzystać.
- Kogo weźmiemy ze sobą? - odezwał się nagle Will.

***
   Olivia siedziała na łóżku i uważnie czytała gazetę. Szukała ogłoszeń związanych z wynajęciem lokalu, który mógłby posłużyć jej jako restauracja. Nie sądziła, że to wszystko tyle kosztuje. Nie mogła zaciągnąć kredytu ponieważ nie miała żadnej stałej pracy. Nie była wiarygodna. Marzyła o własnym biznesie ale nie sądziła, że to będzie ją tyle kosztować. Parę minut temu dzwoniła do niej Mandy, która ją powiadomiła o pierwszym spotkaniu odnośnie kursu kulinarnego. Pierwsze spotkanie odbędzie się za dwa tygodnie w Międyznarodowej sieci kursów zawodowych. Obecność obowiązkowa. Bardzo się ucieszyła. W końcu będzie mogła spełniać swoje marzenia.     Liv rzadko wychodziła z domu. Jedynie praca jakoś pomagała jej w tym ciężkim dla niej okresie. Czasem rozmawiała z Willem przez telefon ale nie była gotowa aby się z nim spotkać. Dzisiejszego dnia postanowiła wyjść chociaż na dziesięć minut i zaczerpnąć świeżego powietrza dla relaksu. Przeszła przez pierwsze sto metrów i się zachwiała. Złapała za najbliższą ławkę i od razu na niej usiadła. Bała się, że upadnie.
- Przepraszam, nic pani nie jest? - zapytał nieznajomy, który właśnie tamtędy przechodził.
- Nie, po prostu zakręciło mi się w głowie. - wyjaśniła Olivia.
  Liv uważnie przyjrzała się napotkanemu mężczyźnie. Nigdy go tu wcześniej nie widziała. Miała piwne oczy i blond włosy. Wyglądał na trzydzieści parę lat. W jego oczach dostrzegła jednocześnie tajemniczość i drapieżność. Przestraszyła się.
- Może się najpierw przedstawię, Alex Roberts. Niedawno przeprowadziłem się do Denver. A ty jesteś…?
- Olivia. - odparła niepewnie.
- Wyglądasz na bardzo przemęczona. Zapraszam na wspólny obiad. - zaoferował.
- Nie umawiam się z nieznajomymi. Już muszę wracać. Dziękuję za pomoc.
  “Dziwny gość” - pomyślała. W jego oczach dostrzegła zło. Zawsze uważała, że idealnie potrafi ocenić drugiego człowieka. Czyżby tym razem się pomyliła? Przecież próbował jej pomóc i być miły. Miała nadzieję, że już nigdy go nie spotka. Wiedziała jedno. Nigdy w życiu nie chciałaby zostać z nim sam na sam w jakiejś ciemnej i mrocznej uliczce. Nie należała do tchórzliwych ale wolała nie kusić losu. Dobrze wiedziała, że wyglądała jak ofiara losu.
Często porównywała się do Mandy, dziewczyny Willa, która zawsze miała na sobie idealnie wyprasowany  kombinezon i makijaż, który został dopracowany do absolutnej perfekcji. W drodze powrotnej Liv wstąpiła do sklepu spożywczego. Kupiła parę bułek, herbatę, masło, szynkę i na poprawę samopoczucia i humoru czekoladę. Gdy wychodziła dostrzegła Willa spacerującego wraz ze swoim przyjacielem. Co oni mieliby robić w tej okolicy? To nie był ich teren.
- Liv, my właśnie do ciebie…- odparł Will.
- Mamy do ciebie i dla Any propozycję nie do odrzucenia. - zaczął Mike.
- Na wszystko mówię NIE. - ucięła rozmowę Olivię.
- Organizujemy wypad pod namiot. Na tydzień. Zapraszamy was. - powiedział Will.
- Nie mam czasu, ochoty, pieniędzy i nastroju. Poza tym pracuję. - wyjaśniała.
- Przecież każdemu należy się parę dni wolnego. Każdy zrozumie, że przeżyłaś wielką tragedią i potrzebujesz trochę czasu aby się z niej otrząsnąć. - przekonywał Mike.
  Mike był najbardziej przekonującym człowiekiem na ziemi. Potrafił nawet najbardziej upartą dziewczynę na świecie przekonać aby poszła z nim na drinka. Wszystkie chwyty były dozwolone.
- Ty i Will jesteście prawie jak rodzina. Musicie się wzajemnie wspierać. Poza tym taki wypad na pewno was by do siebie  zbliżył. - mówił dalej Mike.
- Zastanowię się. - przerwała mu już zdenerwowana Olivia.
- Już wiem, że się zgodziłaś. - odparł Will. - Mike jest w tym mistrzem.
  Olivia długo śmiała się po ich odjeździe. Mimowolnie poprawili jej humor. Wiedziała, że to by było niemądre aby zgodziła się z nimi na wspólny wyjazd. Musiała pracować i zarabiać aby mieć z czego żyć. Jednak wyjazd cały czas ją kusił ponieważ pragnęła uciec jak najdalej stąd.

***
  Alex to nie jest do końca nowa postać. Zaraz wstawię jego zdjęcie w zakładce :BOHATEROWIE, trochę zwlekałam z napisanie nowego rozdziału, nie wiem, jakoś nie miałam ochoty weny, trochę krótszy rozdział ale w miarę ciekawy. Ostatnio Amy zapytała dlaczego mordercę Marii nazwałam Anakonda. Hm, sama w sumie nie potrafię siebie zrozumieć. Po prostu tak mi ta nazwa przypasowała. :D Następny rozdział jak się domyślacie będzie o wiele ciekaawszy. Namiot i te sprawy hehe Zapraszam do czytania i komentowania, Ostatnio było mało komentarzy choć dużo wyświetleń i troche przykro. Dziękuję wszystkim którzy mimo wszystko komentują, ♥
Przepraszam za błędy

Mia

6 komentarzy:

  1. Jakoś mało akcji, czekam koniecznie na wspólny wyjazd. Mam nadzieję, że będzie się działo! Will i Olivia pod namiotem...razem... może Will w końcu ją do siebie przekona, kto wie. :)
    Czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akcja dopiero się rozwija, trzeba być cierpliwym :D

      Usuń
  2. Rozdział, mimo że jest krótki, podobał mi się. Myślę, że taki jest potrzebny po nagłej śmierci Marii.
    Och, czy tylko ja mam dziwne wrażenie, że owy Alex jest tak naprawdę Anakondą? Sam mówił, chyba w poprzednim rozdziale, że potrafi zmienić swój wygląd i będzie mógł spokojnie, bez obaw, chodzić uliczkami miasta... hm...
    Szkoda mi Mandy. Jest samotna osobą, nie ma w nikim wsparcia, nawet we wlasnych rodzicach. Poza tym jest nieszczęśliwie zakochana w Mike'u - a nie jest on dla niej najlepszym wyborem. Ciekawe czy dowie się prawdy o swoim prawdziwym pochodzeniu...
    No i bardzo jestem ciekawa jak przebiegnie ten cały wyjazd na namioty. Czuje, że będzie ciekawie!

    M.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niech się zgodzi, niech się zgodzi, niech się zgodzi, niech się zgodzi :D
    Cudowny rozdział. Alex - nie do końca nowa postać? To ja nie wiem, gdzie się już pojawiła :c A może to będzie jakaś zawiłość ze śmiercią Marii? Albo wogóle z nią? A może to ogolony i przebrany Anakonda? Ale swoją drogą, dlaczego mu w takim razie zależało na spotkaniu Liv? Bo zależało, prawda? To nie był przypadek, że się spotkali?
    Co do Any, to cieszę się, że się pojawiła, bo mam wrażenie,jakby jej wieki nie było. Mafia? No no no, robi się, a raczej już jest, ciekawie :) Uwielbiam kryminały <3
    Czekam z niecierpliwością na następny rozdział ;*
    Weny ;*
    Sciskam ;*
    e_schonheit ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozkręcasz akcję i robi się co raz bardziej ciekawie;)
    Bardzo podoba mi się postać Mike'a jest taki wesoły i pozytywny chociaż do świętego to mu daleko ;)
    Mam nadzieję, że Olivi uda się z tym kursem.
    Czekam na następną notkę i pozdrawiam Syntia ;)

    OdpowiedzUsuń