niedziela, 27 lipca 2014

8. Parapetówka

Jechali w milczeniu. Żadne nawet nie myślało aby się odezwać. Olivia unikała wzroku Willa, a on cały czas delikatnie się do niej uśmiechał. Udawała naburmuszoną choć przecież nic takiego wielkiego się nie stało. To był tylko pocałunek. Jeden z najpiękniejszych w jej życiu ale to nie miało żadnego znaczenia. Liv uważała, że dla Willa to tylko zabawa, i gdy już uda mu się zaciągnąć ją do łóżka to zapomni o jej istnieniu. Olivia rozmyślała także o Mandy. Widać, że się polubiły i nie chciała stracić tak dobrze zapowiadającej się znajomości.
  Gdy dotarli na miejsce Olivia chciała poważnie porozmawiać z Willem i wszystko mu wytłumaczyć.
- Posłuchaj, to był nasz pierwszy i ostatni pocałunek. Ty takiej znajomości w żaden sposób nie traktujesz poważnie. Ja nie jestem jakąś łatwowierną, głupią gąską, która marzy tylko o tym aby złowić jakiegoś bogatego panicza takiego jak ty. Może i jestem biedna ale nie naiwna. Zapomnij o tym pocałunku i tu więcej nie przyjeżdżaj. Ja jestem sprzątaczką, a ty kimś zupełnie nie z mojego świata. Rozumiesz?
- Liv, ja tak o tobie nie myślę. Chciałbym tylko…
- Nie. - oznajmiła stanowczo Olivia i zdecydowała się wyjść z samochodu.
  Powolnym krokiem udała się do mieszkania. Maria siedziała na łóżku i szyła. To było jej ulubione zajęcie. Olivia ucieszyła się, że kobieta w końcu czymś się zajęła.
- Hej, co robisz? - zapytała Olivia.
- Szyję bluzkę dla ciebie. Jak skończę to ci pokażę. - odpowiedziała Maria. - A ty co robiłaś?
- Zapisałam się na kurs kulinarny. - wypaliła Olivia.
  Maria spojrzała na nią ostro i odłożyła fragment materiału. Mina Olivii zrzedła.
- Nie cieszysz się? - zapytała niepewnie dziewczyna.
- W sumie zaskoczyłaś mnie. Nie sądziłam, że się na coś takiego zdecydujesz. No ale przecież lubisz gotować. Cieszę się, że robisz coś dla siebie, Liv. - powiedziała w końcu Maria i uściskała córkę.

***
  Mandy po raz kolejny rozmyślała o Willu i o tym jak ją potraktował. Nie umiała zrozumieć jego postępowania. Wszyscy wokół powtarzali jej, że to dla niej doskonała partia. Przystojny, wysoki, zamożny, z dobrej rodziny. Ideał. Odkąd pamiętała byli najlepszymi przyjaciółmi. Nie chciała mu się narzucać ale wciąż ktoś na nią naciskał. Ich przyjaźń mogła tego nie przetrwać. Siedziała samotnie w swoim niewielkim mieszkanku myśląc o tym jak go zdobyć i jednocześnie go od siebie nie odstraszyć. Czuła, że Will myśli o innej. Nagle usłyszała dzwonek do drzwi. Miała nadzieję, że nieproszony gość zaraz sobie pójdzie. Niestety tak się nie stało. Mandy otworzyła drzwi i ujrzała w nich Willa.
- Cześć, mogę wejść? - zapytał niepewnie.
- Jasne. - odparła Mandy. - Wejdź.
   Była naprawdę zaskoczona. Był ostatnią osobą, którą spodziewała się tutaj zobaczyć.
- Mandy, przepraszam za to, że cię wystawiłem. - wymamrotał. - Zachowałem się jak gnojek.
- W porządku. Nie gniewam  się na ciebie. Innym razem się spotkamy. - odparła Mandy.
- Ciągle popełniam błędy z których trudno jest mi się wyplątać. - wyjaśniał Will.
  Mandy zaprosiła Will do mieszkania. Poczęstowała go herbatą z miodem i słuchała jego wywodów. Cieszyła się, że jest jedną z niewielu osób które on darzy zaufaniem.
- Chyba się zakochałem. - wypalił Will. - Nie wiem, nie potrafię tego wytłumaczyć. Najgorsze jest to, że ona zupełnie nie jest mną zainteresowana. Uważa, że nie jestem dla niej.
„Czyli to nie ja…” - westchnęła w duchu Mandy.
- Nikogo nie jesteś w stanie zmusić aby cię pokochał. - odparła Mandy. - Odpuść.
- No właśnie dlatego przyszedłem do ciebie. Chodzi o to, że chciałbym z tobą być. Zgadzasz się?
  Mandy była kompletnie zdezorientowana. Nie spodziewała się takiego obrostu sprawy.
- Eee… - jęknęła Mandy.
- Jeśli potrzebujesz więcej czasu aby przemyśleć to rozumiem. Zaczekam.
- Przecież wiesz, że cię kocham. - powiedziała Mandy.
  Will zbliżył się do Mandy, objął ja i delikatnie pocałował ją w usta. Dziewczyna jęknęła. Od dawna o tym marzyła. Z kolei Will był kompletnie gdzie indziej. Myślał o Olivii ale nie dawał po sobie tego poznać.
- Spróbujmy. - odparła Mandy i się do niego przytuliła.
  Nie sądziła, że ten dzień tak szczęśliwie się dla niej zakończy. Wiedziała, że nadejdzie dzień w którym go w sobie rozkocha. Wierzyła, że jej miłość wystarczy aby ich związek przetrwał. Will do końca nie był pewien czy dobrze robi. Od zawsze byli przyjaciółmi, mieli wspólne zainteresowania ale nigdy nie myślał o niej jako o kimś z kim mógłby się związać. Podjął ryzyko. Nie wiedział tylko ile jest w stanie znieść.

***
   Minął tydzień odkąd Will zdecydował się na związek z Mandy. Jego przyjaciel Mike nie mógł uwierzyć w to w co się wpakował Will.
- Stary, w coś ty się wpakował? - zapytał Mike. - Związek? Do trzydziestki mieliśmy się nie żenić i żyć jakby jutra nie było. I w dodatku z Mandy? Przecież ona ci się nawet nie podoba.
- Jest piękna. - oznajmił Will. - Ma wiele zalet. Zresztą o ślubie nic nie wspominałem.
- To kwestia czasu, Will. Ona długo na ciebie polowała. W końcu jej się udało. Nawet się nie obejrzysz a będziesz już żonaty.
- Przesadzasz. - westchnął Will.
  Will miał markotną minę dlatego Mike nie chciał go zbytnio denerwować. Miał dla niego niespodziankę.
- Urządzam prywatkę. - oznajmił Mike. - Zapraszam cię. Oczywiście wraz z Mandy.
- Przyjdę ale sam. - odparł Will. - Muszę odpocząć i się wyluzować.
- Ja nic nie mówię ale wymiksuj się z tego jak najprędzej. Jak już po tygodniu czujesz się zmęczony to znaczy, że ta dziewczyna nie jest dla ciebie.
  Will musiał w myślach przyznać rację swojemu przyjacielowi. Męczył się, potrzebował wolności i samotności. Mandy była wszędzie. Gdy pracował w swoim mieszkaniu to ona mu gderała nad uchem, a gdy on próbował się do niej w jakiś sposób dobrać ona krzyczała i odmawiała mówiąc, że seks możliwy jest ale tylko po ślubie. Jak sama mówiła: kocha go ale nie zmieni dla niego swoich zasad.
- Zaprosiłem Anę tą dziewczynę, którą poznałem w klubie. Przyjdzie z przyjaciółką. Może zainteresujesz się przyjaciółką?
- Daj spokój. Mam dziewczynę. - warknął Will.
- Czego oczy nie widzą tego sercu nie żal. Aha i powiedziałem Anie, że przywieziesz i odwieziesz ją i jej przyjaciółkę na imprezę.  To nie problem, prawda?
- Słucham? To mam nie pić?

***
   Ana błagała, namawiała i prosiła Olivię aby udała się z nią na imprezę organizowaną przez jej jakiegoś nowego przyjaciela. Olivia nie miała na to największej ochoty. Przecież nie mogła nawet potańczyć. Ze względu na przyjaciółkę musiała się zgodzić. Ana ubrała się w czarną obcisłą sukienkę na ramiączkach. Włosy związała w luźnego koka i założyła czarne szpilki. Olivia postanowiła w żaden sposób nie wydziwiać. Założyła legginsy w kwiaty, których jeszcze ani razu nie miała na sobie. Kupiła je rok temu na wyprzedaży i ani razu nie miała okazji ich założyć. Dobrała do nich granatowy T-Shirt i czarne trampki. Olivia miała nadzieję, że nikt nie będzie gapił się na jej obandażowaną nogę, która prawie wcale już jej już nie bolała. Włosy postanowiła zostawić rozpuszczone.
- Ale się odstawiłaś. - odparła Olivia. - To dla twojego nowego przyjaciele, hm?
- Oj, po prostu chcę ładnie wyglądać. To źle?
- Nie, oczywiście że nie. No to gdzie odbywa się ta impreza?
- Mason Hall 15. - odparła Ana. - To już ta lepsza dzielnica.
- Przecież to daleko. Jak my się tam dostaniemy?
- Jego przyjaciel po nas przyjedzie. Poznałam go więc wiem jak wygląda. Przystojnaiczek.
  Dziewczyny czekały około dziesięciu minut zanim Will po nie przyjechał. Olivia nie od razu poznała, że to on. Dopiero gdy wsiadła do samochodu miała poczucie, że tu kiedyś była.
- Will?! - zawołała Olivia.
- Tylko nie krzycz. Nie wiedziałem, że ty też tu będziesz. - warknął Will.
  Olivia przeklinała samą siebie, że zdecydowała się na tę przeklętą imprezę. Teraz wiedziała, że to był wielki błąd. Ana patrzyła na nich z wielkim zaciekawieniem. Skąd się znali? Jak się poznali? Co ich łączy?
  Jechali w milczeniu. Żadne z nich nie miało ochoty na jakiekolwiek kłótnie.

***
   Maria siedziała samotnie w mieszkaniu i bezskutecznie przeszukiwała wszystkie zakamarki  mieszkania w nadziei, że znajdzie leki, które dawały jej ukojenie i spokój. Starała się jakoś ukrywać przed Liv swoje zdenerwowanie niespodziewanym pojawieniem się Kevina. Gdy dzwonek zadzwonił do drzwi to uznała, że Olivia znów czegoś zapomniała. Otworzyła drzwi i omal nie zemdlała gdy zobaczyła uśmiechniętego Kevina z białą teczką w ręce.
- Chyba wyjaśniłam się wyraźnie, że nie chcę cię tu więcej widzieć. - warknęła Maria.
- Wiem, że nasz syn żyje. Ma dokumenty, które mogą nas do niego przybliżyć. - powiedział szybko Kevin. - Mar, wysłuchaj mnie. Tylko o to cię proszę.
- Wejdź. - powiedziała cicho Maria. - Masz pięć minut.
- Nasz syn mieszka gdzieś tu, w Denver. Jego zastępczy rodzice uznali, że imię Willow jest zbyt dziewczęce dlatego zmienili je na Will. Ma także młodszą siostrą.
- Mieszka gdzieś tutaj… - westchnęła cicho Maria. - Tylko gdzie?
- Próbuję to ustalić. Nie martw się Mar, odnajdziemy go.
- I tak to nie zmieni niczego między nami. Nienawidzę cię.
  - Wiem, że i tak mnie kochasz. Takiej miłości jak nasza się nie zapomina. - powiedział Kevin.


Sukienka Any

Strój Olivii



***
Witajcie ponownie :) 
Rozdział jest taki sobie. Dopiero w następnym rozdziale będzie się więcej działo. Will się dziwnie zachowuje. Wiem. Mota się. Szkoda mi Mandy ale wiecie co? Później już mi nie będzie jej szkoda :D Zresztą przekonacie się sami. Oceniajcie. 
Zapraszam do czytania i komentowania. 
Przepraszam za błedy

Mia. 


wtorek, 22 lipca 2014

7. Marzenia do spełnienia

Kevin w głębi serca wierzył, że jego syn żyje. Czuł, że Maria wciąż ma mu za złe to, że nie zachował się tak jak należy. Nie spodziewał się, ze będzie skakała z radości kiedy go zobaczy. Po prostu chciał się czegoś dowiedzieć o swoim synu, poznać go i zbliżyć się do niego. Nie sądził, że to właśnie Olivia będzie chciała mu pomóc.
- Nie robię tego dla ciebie. - odparła Olivia. - Maria wciąż przeżywa utratę swojego syna.  Ma ogromne wyrzuty sumienia ze względu na to, że go oddała do domu dziecka. W Madrycie spędziła swoje najgorsze chwile. Wasz syn ma na imię Willow.
- A nie wiesz w jakim domu dziecka?
- Nie ale przez osiem miesięcy mieszkała w ośrodku pomocy samotnym matkom. Tam powinieneś rozpocząć swoje śledztwo.
- Dziękuję. Wiem, że nie robisz tego dla mnie tylko dla Marii ale mimo wszystko to dla mnie wielka szansa aby odzyskać miłość syna.
- Prywatnie uważam, że jesteś gnojem ale nie mnie oceniać. - warknęła Olivia. - Mam nadzieję, że sprawdzisz się jako detektyw.
  Dziewczyna nie miała nic do dodania. Wolnym krokiem wróciła do mieszkania. Zastała tam Marię, która właśnie chciała połknąć całą garść tabletek antydepresyjnych. Po policzkach płynęły jej łzy, a ręce bardzo jej się trzęsły. Nie umiała zapanować nad swoimi emocjami.
- Co ty wyprawiasz?! - wykrzyknęła Olivia. - Zostaw to!
  Liv od razu rozpoznała intencje Marii. Maria nie należała do osób silnych psychicznie. Nie radziła sobie z problemami i trudnymi sytuacjami w życiu. Myślała, że tabletki jej ułatwią wszystko.  Olivia mocno objęła swoją matkę, która cały czas płakała.
- Nigdy więcej nie chcę go oglądać… - westchnęła Maria. - Nienawidzę go.
- Wiem to ale to nie jest powód żeby odebrać sobie życie. - odparła Olivia wskazując na tabletki.
- Chciałam nic nie czuć, marzyłam o śnie z dala od wszelkich kłopotów i trosk. - wyjaśniła Maria.
 Olivia jeszcze mocniej objęła Marę i pogłaskała ją po włosach. Położyła ją do łóżka, a następnie wsypała wszystkie tabletki do pudełka i wyszła z mieszkania. Pudełko w lekami wyrzuciła do najbliższego śmietnika. Podejrzewała, że Maria była uzależniona od leków. Uważała, że są jej niezbędne. Olivia musiała jakoś zareagować. Maria musiała porozmawiać z jakimś terapeutą lub psychologiem ponieważ popadała w coraz większą depresję. Coraz bardziej zamykała się w sobie, a w jej głowie pojawiały się myśli samobójcze. To był dość trudny dzień dla Olivii. Najgorsze, że przez parę tygodni była niezdolna do jakiejkolwiek pracy. W takim stanie Maria również nie mogła pracować. Znów Liv musiała o wszystkim myśleć i jakoś poradzić sobie w tej trudnej sytuacji. Siedziała na ławce obok kamienicy i intensywnie rozmyślała.
“ W czym jestem dobra?” - zastanawiała się. ”Co umiem lepiej niż inni?” I w tym momencie doznała olśnienia, który być może zmieni jej całe dotychczasowe życie.
Olivia potrafiła bardzo dobrze gotować. Każdy chwalił jej jedzenie, a ona zawsze wiedziała, że gdyby jej życie potoczyłoby się inaczej to zostałaby światowej sławy kucharką i restauratorką w jednym. Będąc w domu dziecka pomagała w kuchni i dużo się przy tym nauczyła. Nie wiedziała jak swoją pasję wcielić w życie. Miała trochę oszczędności. Miała je przeznaczyć na podróż do Madrytu w poszukiwaniu syna Marii. Teraz gdy pojawił się Kevin to wszystko się zmieniło. Nie mogła jednak przeznaczyć wszystkich swoich oszczędności w biznes, który mógłby okazać się wielką klapą. Miała zbyt dużo do stracenia. Co prawda miała niewiele ale i to mogła stracić.

***  
  Dwa dni później pozornie wszystko wróciło do normy. Maria wróciła do pracy, a Olivia rozmyślała nad swoim biznesem. Otworzenie niewielkiego lokalu gastronomicznego mogło okazać się wielką klapą. Bardzo się tego obawiała. Sama mogła nie dać rady. Z tą chorą nogą mogła jedynie wyjść na chwilę na dwór i zaczerpnąć świeżego powietrza. Rano odwiedziła ją Ana w celu sprawdzenia jak jest jej samopoczucie.
- Co ty taka przybita? - zapytała dziewczyna.
- Nie mogę nic zrobić a wiesz jak to ja. W takim stanie zaraz zwariuję. - odparła Olivia. - W dodatku wszystkie obowiązki spadły na Marię. Chciałabym jej pomóc ale jak na razie tylko przeszkadzam.
- Za parę tygodni wszystko wróci do normy. Nie martw się.
- Mam pewien pomysł ale nie wiem czy ci o tym powiedzieć. Obiecaj, że nie będziesz się śmiała. - powiedziała niepewnie Liv.
- Masz taka minę jakbym miała się zaraz zjeść. - powiedziała Ana i się od razu roześmiała. - No mów. O co chodzi?
- Chciałabym otworzyć coś swojego. Jakiś mały lokal gastronomiczny lub ewentualnie catering w domu. To mogłoby się udać…
- Liv, na takie przedsięwzięcie potrzeba dość dużo pieniędzy. Nie chcę cię zniechęcać ale wydaję mi się, że to inwestycja bez pokrycia. Mało zysków, a dużo strat.
- Dzięki, że mnie wspierasz. - warknęła sarkastycznie Olivia. - Mam oszczędności, które odłożyłam sobie na czarną godzinę. Poza tym gotować mogę w domu. Najważniejsza jest reklama.
- Wciąż uważam, że to zły pomysł. - odparła Ana. - Muszę już lecieć bo moi bracia niedługo wrócą ze szkoły, a ja nawet obiadu jeszcze nie przygotowałam. Pa!
  Ana szybko pobiegła do domu, a Olivia ostatecznie nie podjęła żadnej decyzji. Powoli choć niechętnie przychylała się do rozmyślań Any na temat jej pomysłu. Nie miała zbyt dużo pieniędzy, ledwo skończyła szkołę średnią, zresztą z dużymi problemami, i  ukończyła nawet żadnego kursu potwierdzającego jej umiejętności kulinarne. Z ciekawości postanowiła udać się do Międzynarodowej sieci kursów zawodowych w Denver. Budynek mieścił się w centrum miasta. Był dość spory. Gdy Olivia tam weszła to wszyscy obecni z zainteresowaniem się jej przyglądali. Nie była zbytnio elegancko ubrana, a w dodatku dużą uwagę przyciągała jej chora noga. Do Olivii podeszła uśmiechnięta kobieta. Miała brązowe oczy, które związały w luźny kok, miała na sobie czarną sukienkę i wysokie obcasy. To była Mandy, najlepsza przyjaciółka Willa. Lubiła współpracować z ludźmi dlatego zdecydowała się pomagać innym w spełnianiu ich marzeń.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - zapytała Mandy.
- Właściwie to wydaję mi się, że pomyliłam budynki i powinnam już stą wyjść. Nie czuję się tu komfortowo - odparła Liv i miała już udać się do wyjścia ale Mandy ją powstrzymała.
- Proszę się nie krepować. - powiedziała Mandy. - Chodźmy to mojego gabinetu. Zaraz pani przedstawię całą ofertę naszych kursów. Niektóre są płatne, a niektóre są całkowicie za darmo.
  Mandy zaprosiła Olivię do gabinetu gdzie mogły być absolutnie same. Os pierwszego wejrzenia naprawdę się polubiły. Mówiły sobie po imieniu i były na najlepszej drodze aby się ze sobą zaprzyjaźnić. Przez dobrą godzinę Mandy przekonywała Liv, aby ta podjęła taki kurs, który naprawdę ją interesuje. Olivia przejrzała ze sto broszur, aż w końcu wybrała kurs, który była dla niej odpowiedni. Kurs z gotowania był za darmo więc tym bardziej Olivia poczuła, że dobrze robi zapisując się na niego. Czuła się naprawdę podekscytowana, że może zrobić całkowicie dla siebie.
  Tymczasem Mandy umówiła się z Willem na kawę w sąsiedniej restauracji. Chciała z nim poplotkować i może trochę z nim poflirtować.
- Dziękuję za wszystko. - odparła Olivia. - W końcu zrobię coś tylko dla siebie. To dla mnie naprawdę ważne.
 Mandy cieszyła, że mogła komuś pomóc. Na tym polegała jej praca. Obydwie wyszły z budynku w naprawdę dobrych nastrojach. Przed budynkiem na Mandy czekał Will. Gdy w jej towarzystwie zobaczył Olivię to omal się przewrócił na prostej drodze. Podszedł do obu pań.
- Cześć. - odparł cicho Will.
  Spojrzał na nogę Oliwii i zdążył odczuć poczucie winy. Miał wyrzuty sumienia. Przecież to on nią potrącił. Co prawda to ona nie chciała jego pomocy ale na jedno wychodziło.
- To ja już będę lecieć… - zaczęła Oliva. - Nie będę wam przeszkadzać.
 “Szczęściara z tej Mandy” - westchnęła pod nosem Olivia. - “W sumie nawet przystojny ten Will”.

***
- Co ty do mnie mówisz?! - wrzasnęła Mandy.
- Jutro się umówimy. Dzisiaj muszę coś załatwić. Naprawdę przepraszam. - odparł Will
  Tak naprawdę wcale mu nie było przykro. Widział, że Olivii było bardzo ciężko i chciał jej pomóc. To jednak nie było żaden gest z litości po prostu dawno jej nie widział i chciał z nią spędzić trochę czasu sam na sam.
- Och, pieprz się! - wrzasnęła Mandy i wróciła do budynku.
  Will wsiadł do samochodu i miał nadzieję, że jeszcze dogoni Olivię.

***
 Szła powoli. Noga na szczęście już nie sprawiała jej większych problemów. Chciała jak najszybciej dojść do domu bo chciała oznajmić Marii, że zaczyna nowy etap w swoim życiu. Nagle usłyszała, że ktoś ją woła. Odwróciła się.
- Czego chcesz? - warknęła Olivia.
- Odwiozę cię do domu. - odparł Will
- A twoja randka?
- Odwołałem. Nie mogę patrzeć jak się męczysz. Pomogę cię. - zaproponował Will i pociągnął Olivię do swojego samochodu, która zaczęła ostro oponować.
- Nic mi nie jest. - warknęła Liv. - Sama sobie poradzę.
- To ja cię doprowadziłem do takiego stanu. Proszę pozwól mi…
- Nie potrzebuję twojej litości!
  Zdenerwowany Will tracił panowanie nad sobą. Spojrzał jej głęboko w oczy. Chciał odczytać z nich to co naprawdę ona do niego czuje. Znali się od tak niedawna. Zwykły przypadek, a może coś więcej? Nie zastanawiając się zbyt długo Will delikatnie musnął wargi Olivii, a ona oszołomiona rozchyliła lekko wargi dając mu znak, że wcale jej to nie przeszkadza i pragnie więcej. Mężczyzna niepewnie palcami błądził po jej włosach, ramionach i po całym ciele. Olivia czuła wszędzie czuła dreszcze. Nie umiała opisać słowami tego co czuła. Wiedziała jedno. Była naprawdę szczęśliwa.
- A teraz pojedziesz ze mną. - oznajmił Will gdy zdołał się od niej odsunąć po tak niesamowitym pocałunku.

♥♥♥
Hej, witajcie ;)
Rozdział jest później niż zwykle ponieważ nie miałam weny, przepraszam was ale zupełnie jakby straciła ducha do pisania. No ale już wróciłam. Co prawda rozdział mógłby być lepszy. Cieżko mi się go pisało, dlatego mi się nie podoba. Ocenę pozostawiam wam. Dziękuję za komentarze, i zachęcam do komentowania tego rozdziału, wiem że jest cienki ale cóż. 
Zapraszam do czytania i komentowania. 
Przepraszam za błędy, trochę ich sporo pewnie. 
Mia 

niedziela, 13 lipca 2014

6. Gość z przeszłości

   Ana poprowadziła swoją przyjaciółkę do lekarza. Opiekowała się nią i wierzyła, że wszystko będzie dobrze. Modliła się aby niepotrzebna była operacja. Olivia bardzo długo była badana przez miejscowego lekarza. Oglądał nogę z różnych stron, macał ją i sprawdzał w czym tkwi cały problem. Okazało się, że Olivia ma skręconą kostkę i w dodatku nadwyrężone ścięgna. Wysoka temperatura ciała była spowodowana bólem o bardzo dużym nasileniu. Lekarz usztywnił i zabandażował nogę, przepisał maść i antybiotyk. Wstrzyknął jej także ziołowy preparat aby załagodzić ból. Olivia czuła się trochę lepiej. Chociaż wciąż kręciło jej się w głowie. Wiedziała jednak, że gorączka trochę opadła, a noga jakby mniej bolała. Gdy wyszła z gabinetu lekarskiego to jej przyjaciółka na nią czekała. Ana od razu wzięła od niej recepty i wykupiła wszystkie lekarstwa. Były dość drogie dlatego Liv protestowała i nie chciała aby przyjaciółka jej w ten sposób pomagała. W drodze do domu Olivia w pewnym momencie ustanęła. Uważnie przyjrzała się Anie.
- Skąd masz na to wszystko pieniądze? - zapytała Olivia wskazując na torbę z lekarstwami.
- Przecież pracuję w sklepie… - zaczęła Ana.
- Nie kłam. Byłam tam wczoraj. - odparła Liv. - Nikt nie słyszała o żadnej Anie Shannon.
- To nie tak. Mogę się wytłumaczyć? . - odparła Ana.
- Na to liczę. - powiedziała Olivia.
- No bo rzeczywiście pracowałam w jednym ze sklepów z bielizną, ale zostałam zwolniona. Długo szukałam pracy, łapałam się różnych prac dorywczych aż w końcu podjęłam się pracy jako…
- Jako kto?
- Striptizerka. - szepnęła Ana i zwiesiła głowę.
- Ana, co ty mówisz?
- Wiem, że to złe ale zrozum mnie. Potrzebuję dobrze płatnej pracy aby utrzymać rodzinę. Nic złego tak naprawdę nie robię.
- Nic złego? - zapytała Olivia. - Okłamałaś mnie, a w dodatku popełniasz grzech ciężki rozbierając się przed obcymi facetami. To dla ciebie nic?
- Póki co, jestem do tego zmuszona. - powiedziała twardo Ana.
- Zawsze jest jakieś wyjście…
- Ty nic nie rozumiesz Liv. Ty i Maria tworzycie rodzinę. Pomagacie sobie nawzajem i dbacie o siebie. Ja i mój ojciec nie mamy ze sobą żadnego kontaktu choć mieszkamy w jednym domu. Moi bracia są wciąż poza domem, a gdy wracają potrzebują dużo pożywnego jedzenia. Zrozum, to wszystko kosztuje. Chociaż spróbuj to w pewnym sensie zaakceptować.
  Olivia długo przyglądała się swojej przyjaciółce. Z jednej strony ją rozumiała ale z drugiej jej zachowanie było wbrew jej wszystkim moralnym zasadom. Zawsze ją szanowała i podziwiała. Najbardziej zabolało ją jej kłamstwo, które ciągnęła bardzo długo. Gdyby nie przypadkowa wizyty Oliwii w sklepie z bielizną pewnie nigdy by się o tym nie dowiedziała. Nie miała prawa oceniać innych ludzi. Nie była Bogiem. Mogła tylko spróbować zrozumieć Anę i wspierać jej poczynania.
- Ana, kocham cię jak siostrę. - odparła Olivia. - Nie będę cię oceniać ani besztać za to czym się zajmujesz. To twoja decyzja. Wiedz, że zawsze będę cię wspierać i pomagać w trudnych sytuacjach. Nie jesteś sama.
  Olivia objęła przyjaciółkę aby dodać jej otuchy. Wierzyła, że wszystko jakoś się ułoży. Teraz musiała głownie myśleć o sobie. Była niezdolna do jakiś większych czynności fizycznych co oznaczało, że była uziemiona. Noga w bandażu miała pozostać przez około sześć tygodni. Gdy wracała do domu zauważyła, że przed kamienicą stał jakiś nieznajomy mężczyzna. Nigdy wcześniej go tutaj nie widziała. Wyglądał na około czterdzieści parę lat. Był wysoki, miał około metr osiemdziesiąt wzrostu, muskularną postawę i dziwnie tajemniczy uśmiech. Stał cały czas przy wejściu jakby szukając kogoś wzrokiem. Olivia udała, że go nie widzi ale gdy tylko ją zauważył zaczął się jej dziwnie przyglądać, przenikać wzrokiem i patrzeć na nią w dość dziwny sposób.
- Przepraszam, czeka pan na kogoś? - zapytała dziewczyna.
  Nie wiedziała czy to z ciekawości czy może ze zwykłego zainteresowania ale musiała wiedzieć.
- Właściwie to tak. Szukam pewnej kobiety. - wyjaśnił mężczyzna.
- Może znam. Jak ma na imię?
- Maria De Luna. Zna ją pani?
- Tak, to moja matka. - odparła zaskoczona Olivia. - Kim pan jest?
  Mężczyzna zachwiał się na nogach i zupełnie nie wiedział co ma jej powiedzieć. Czy to była jego córka? Maria powiedziała, że oczekuje syna czyżby kłamała?
- Kevin Gahan. Chyba jestem twoim ojcem. - odparł mężczyzna nie wiedząc co ma począć ze swymi rękami.
  Nie wiedział czy ma ją objąć czy przytulić. Przez tyle lat bił się z myślami czy dobrze zrobił zostawiając Marię samą ze wszystkimi problemami. Teraz wiedział, że popełnił wielki błąd i będzie mu ciężko to wszystko naprawić.
- To chyba jakieś nieporozumienie. - odparła powoli Olivia.
  Zdezorientowana dziewczyna zaprowadziła Kevina do swojego mieszkania. Maria spała i zupełnie się nie spodziewała, że zaraz spotka swoją pierwszą wielką i jedyną miłość. Będzie musiała się zmierzyć ze swoją przeszłością, która wciąż nawiedzała ją w snach.

***
   Will siedział w swoim mieszkaniu i oglądał jakąś komedię romantyczną. Nawet nie wiedział o czym była bo cały czas myślał o Olivii i jej zdrowiu. Nie mógł się na niczym skupić. Mówiła, że go nie potrzebowała ale dobrze wiedział, że tak nie było. Mógł do niej pojechać aby dowiedzieć się jak się czuje ale uznał, ze kobiety takie jak Olivia nie lubią jak ktoś im się narzuca. Z drugiej strony cholernie się o nią martwił. Czy to możliwe że zaczął się do niej przywiązywać? Żadna mu kobieta nie wywarła na nim takiego wrażenia. Gdyby mógł spędzał by z nią każdy dzień i… noc. Jednak ona była uparta i nie chciała od nikogo pomocy co było jej wielką wadą. Nie wiedział co tak bardzo go do niej przyciąga. Zupełnie do niego nie pasowała. Była inna, niewykształcona i nieobyta w towarzystwie. Była jak nieoszlifowany diament. Przecież mogła być kimkolwiek chciała. Musiała tylko w to uwierzyć. Will nie rozumiał dlaczego wciąż myśli o tej dziewczynie. O jej długich kruczoczarnych włosach, które sterczały na wszystkie strony o jej uśmiechu, który mimo wszystko zarażał innych swoim optymizmem, i o jej oczach ciemnych jak smoła. Podobała mu się od samego początku. Olivia ubierała się na sportowo dlatego trudno było przyjrzeć się jej kształtom pod ubraniem. Will domyślał się, że pod tym za dużym ubraniem kryje się jej prawdziwy charakter i namiętność.
- Boże, co ja wyprawiam. - westchnął Will. - Marzę o dziewczynie, której w żaden sposób nie mogę mieć. Co się ze mną dzieje? Przecież mogę mieć każdą. Ale ona…
  Will postanowił, że musi jakoś sobie z tym wszystkim poradzić. Nigdy nie miał takiego problemu z żadną kobieta. Nawet jego pierwsza miłość tak go nie pobudzała jak Olivia. Jego rodzice oczekiwali, że Will ożeni się z Mandy. Myśleli, że ich długoletnia przyjaźń to zalążek wielkiego uczucia, które poprowadzi ich przed ołtarz. Gdy wiedzieli o czym teraz myśli Will na pewno by go wydziedziczyli. Mężczyzna nigdy nie słuchał swoich rodziców ale może tym razem mieli rację?
  Do mieszkania Willa ktoś zapukał. Mężczyzna nie kwapił się do otworzenia drzwi ale gdy usłyszał, że to jego siostra Lilly to od razu się ucieszył, że ją zobaczy.
- Lilly, cieszę się że cię widzę. Bo naprawdę wariuję. - zawołał ucieszony Will i uściskał siostrę z całej siły.
- Przyniosłam ci zapiekankę. Sama ją zrobiłam i pomyślałam, że tobie też przyniosę. - wyjaśniła Lilly.
- Znowu nikogo nie ma w domu?
- Rodzice znów są zajęci swoimi sprawami. - odparła Lilly. - Jesteś zły, że przyszłam?
- Nie, oczywiście że nie. Po prostu do głowy przychodzą mi głupie myśli.
- Jakie? Co się dzieje?
- Jak odczuwa się do kogoś pożądanie, namiętność, przywiązanie to może to być początek jakiegoś głębszego uczucia? - zapytał niepewnie Willa.
- Niekoniecznie. - odparła Lilly. - Nie mów, że ty i modliszka…?! Tylko nie to!
- Nie, tu nie chodzi o Mandy. Jest ktoś inny.
- Ufff… - odetchnęła z ulgą Lilly. - Mogę ci tylko powiedzieć, że jesteś na najlepszej drodze aby się zakochać braciszku. Do czego to doszło, że to ja udzielam ci rad, a nie ty mi.
- Nie, tylko nie w niej. - odparł Will - Jak to powstrzymać?
- Chyba już na to trochę za późno, nie uważasz?

***
   Olivia zaprowadziła Kevina do mieszkania jej i Marii. Kobieta smacznie spała i nie słyszała jak ktoś wszedł do środka. Olivia tyle razy jej powtarzała, że powinna się zamykać zwłaszcza w takiej okolicy w jakiej mieszkały to niebezpieczne.
- Obudzę ją. - odparła Olivia.
  Kevin nie zwracał na nią uwagi. Wpatrywał się w śpiącą Marię, jego dawną dziewczynę, kochankę i kobietę którą bardzo mocno skrzywdził. Prawie się nie zmieniła. Pojawiło się kilka zmarszczek ale jej uroda wciąż wzbudzała w innych zachwyt. Trochę się zaniedbała. Gdy powoli zaczęła się budzić w jej oczach można było dostrzec zmęczenie, strach i złość.
- Liv, co się stało? - pytała zmartwiona Maria.
- Nic takiego. To są następstwa wypadku, który się niedawno zdarzył. Mamo, masz gościa.
  Maria spojrzała na mężczyznę, który przyszedł wraz z Olivią. Tych oczu po prostu nie mogła zapomnieć. Kevin Grahan, jej największa miłość, jej największe utrapienie. Ojciec jej syna. Osoba, która w dużym stopniu zniszczyła jej życie.
- Co ty tu robisz?! - wykrzyknęła zdenerwowana Maria.
- Mar, chciałbym z tobą porozmawiać… - zaczął Kevin
- Nie mów do mnie Mar. Mam na imię Maria. Dla ciebie pani De Luna. - warknęła Maria. - Wyjdź stąd i nigdy tu nie wracaj. Jak ci się w ogóle udało mnie znaleźć?
- Jestem detektywem. - odparł Kevin. - Mam swoje sposoby. Posłuchaj, wiem że masz do mnie wielkie uraz i tak naprawdę masz absolutną rację ale tu chodzi o naszą córkę.
 - My nie mamy żadnej córki!
- A ta dziewczyna, kim ona dla ciebie jest? - zapytał mężczyzna wskazując na Olivię.
- Traktuję Olivię jak córkę. Zaadoptowałam ją. . - wyjaśniła Maria.
- A co z naszym synem? Przecież byłaś w ciąży…
- Poroniłam. - odparła cicho Maria.
  Olivia trochę się zdziwiła. Maria rzadko kłamała. Liv wiedziała, że ten Kevin mógł im bardzo pomóc z odnalezieniu syna Marii.
- Mar, tak mi przykro… - westchnął Kevin.
- Tobie? Naprawdę? Pierwszy się zmyłeś zostawiając mnie samą z tym wszystkim. Jesteś zwykłem tchórzem, Kev.
  Po policzkach Marii popłynęły pojedyncze łzy. Kevin wyszedł bez słowa, a Maria poprosiła Oliwię o chwilę prywatności. Liv miała nadzieję, że dogoni Kevina. Mimo swojej chorej nogi walczyła o szczęście swojej mamy.
- Panie Kevinie! - wołała Olivia.
  Był już zbyt daleko aby móc ją usłyszeć. Krzyczała z całych sił jego imieć aby się odwrócił i ją dostrzegł. Mimo tego, że ledwo biegła nie mogła pozwolić mu odejść. Mężczyzna się odwrócił i dostrzegł, że w oddali Olivia go woła. Podbiegł do niej.
- O co chodzi? - zapytał Kevin.
- On żyje. - odparła Olivia ciężko dysząc.
- Słucham?
- Wasz syn żyje. - wyjaśniła Olivia. - To wszystko kłamstwo. Jesteś detektywem, pomóż nam go odnaleźć.

***
Kevin to były facet Marii. Na pewno jeden z głównych postaci. Mało uczuć naszych głównych bohaterów ale na to będzie jeszcze czas. Rozdział nie jest zły choć mógłby być lepszy. Co będę narzekać. 
Zapraszam do czytania i komentowania. 
Przepraszam za błedy. 
PS Jesli chcecie się ze mną skontaktować to wszystkie informacje w zakładce O MNIE 
Mia

niedziela, 6 lipca 2014

5. Ze zdrowiem nie ma żartów

- Zawiozę nas. To kawał drogi. - odparł Will.
- Nie takie kilometry przemierzałam, uwierz mi. - odparła Olivia.
- Olivia, wysłuchaj mnie. Będzie o wiele szybciej jeśli pojedziemy do tego klubu samochodem . - odparł Will
- Nie pieprz tylko chodź. Zaprowadź mnie do tego nocnego klubu.
  Dziewczyna była nieugięta. Nie chciała słyszeć o żadnej pomocy z jego strony. Szli w milczeniu. Olivia kuśtykała ale się nie poddawała. Nie dała po sobie poznać, że coś było nie tak. Will próbował jakoś zagaić rozmowę. Bezskutecznie. Rozmyślała nad tym co może zobaczyć w tym klubie. Czy Ana rzeczywiście była do tego zdolna aby tak się upodlić?  Cały czas się nad tym zastanawiała. Klub “Mixture” był dla Olivii zupełnie nieznanym miejscem. W odróżnieniu do Willa nigdy tu nie była i nigdy nie zamierzała tam wracać.
- Gotowa? - zapytał Will.
- Co ma być to będzie. - westchnęła Olivia. - Chodźmy.
  Weszli do środka. Liv odwróciła się na widok gołych dziewczyn. Nie chciała na nie nawet spojrzeć. Brzydziło ją to, że te dziewczyny aż tak bardzo pragną pieniędzy i nie cofną się przed niczym aby je zdobyć. Rozbierały się tylko i wyłącznie dla pieniędzy. Każda z nich miała za sobą inna historię.
***
   W tym samym momencie Ana, która miała właśnie wejść na podest, zacząć tańczyć i  się rozebrać zauważyła swoją przyjaciółkę Olivię. Spanikowana schowała się w przebieralni, w której striptizerki przebierały się w dosyć wyzywające stroje. Tam też specjalnie się malowały i czesały swoje włosy w różne wymyślne stylizacje.
- Co ty wyprawiasz?! - wykrzykiwała jedna z striptizerek. - Wchodź na scenę i tańcz.
- Nie mogę. Tam stoi moja przyjaciółka. Ona nie wie, że zajmuję się tym czym się zajmuję. Liv nie może mnie tu zobaczyć. - wyjaśniała w pośpiechu
  Striptizerka, która zauważyła panikę w oczach Any miała na imię Nicole. Nicole zajmowała się tą profesją już trzy lata. Miała dwadzieścia osiem lat i czuła się naprawdę samotna. Rodzice wyrzucili ją z domu gdy miała dwadzieścia lat. Od tego momentu stała się żebraczką proszącą o każdy grosz. Dopiero pracując jako striptizerka zarobiła tyle pieniędzy aby kupić sobie piękne nowe mieszkanie i rozpocząć nowe życie. Miała długie brązowe włosy, niebieskie oczy i drobne ciało. Doskonale rozumiała Anę dlatego postanowiła jej pomóc.
- Zatańczę za ciebie. - oznajmiła Nicole i wyszła na scenę.
  Tymczasem Olivia miała mieszane uczucia. Cały czas się rozglądała i szukała swojej przyjaciółki. Z jednej strony cieszyła się, że Ana nie podjęła się takowej pracy ale z drugiej strony nie wiedziała gdzie ma jej szukać. W pewnej chwili Will ją objął i razem wyszli w klubu.
- Jak nie tu to gdzie ona jest? - zapytała Olivia.
- Ta striptizerka miała na imię Ana ale może dzisiaj ma dzień wolny od pracy. - odparł Will. - Nigdzie jej nie widziałem.
- Jak to się stało, że tak od razu ją zapamiętałeś?
- Mój kumpel wciąż coś o niej wspomina. Chyba się nią trochę zauroczył.
- A ja wciąż nic nie wiem. Nawet najlepsi przyjaciele potrafią cię zawieść i okłamać. - westchnęła dziewczyna.
  Dopiero teraz zauważyła, że Will trzyma jej rękę na ramieniu i od razu się od niego odsunęła.
- Nie dotykaj mnie. - warknęła. - Chcę wracać do domu.
- Odprowadzę cię. - zaproponował mężczyzna.
- Obejdzie się. Sama trafię.
- I tak pójdę z tobą. Wszędzie roi się od tych wszystkich gangsterów i gwałcicieli. Twoja matka by mnie zabiła gdyby coś ci się stało.
- Maria wie, że dam sobie radę w każdej sytuacji. - oznajmiła. - Umiem się bronić.
  Olivia nie zwracała uwagi na swojego towarzysza, który cały czas za nią podążał. Dziewczyna szła powoli ze względu na ból w nodze ale nie przyznawała się do tego. W pewnym momencie stanęła aby chwilę odpocząć. Złapała się nogę i ją trochę pomasowała. Czuła, że po wypadku jej noga momentalnie spuchła. Nie chciała nikogo martwić swoimi problemami ale czasem po prostu nie dawała rady.
- Co się dzieje? - zapytał Will. - Coś z nogą?
- Niccc… - odparła Liv. - Nic co powinno cię obchodzić.
- Słuchaj, to ja cię potrąciłem więc to tym bardziej moja sprawa. - warknął Will - Tą nogę powinien zobaczyć jakiś lekarz.
- Nie ma mowy. - odparła Olivia.
- Dlaczego tak się uparłaś? Jedna wizyta u lekarza to nic wielkiego. Może przepisze ci jakąś maść i ból przejdzie.
- Ty nic nie rozumiesz. Ja nie jestem ubezpieczona. Gdybym odwiedziła lekarza to za tą wizytę musiałabym zapłacić bardzo dużo kasy. Nie mam takich pieniędzy.
- Pomogę ci. - zaoferował Will. - Zapłacę za wszystko.

***
  Dzięki incydentowi w klubie Ana i Nicole trochę się ze sobą zaprzyjaźniły. Jedna drugiej pomagała, a gdy jakiś facet którąś zaczepił to obydwie walczyły o ta aby dał im spokój. Noc minęła bardzo szybko. Były zmęczone i niezdolne do czegokolwiek.
- Nicole, nie zdążyłam ci jeszcze podziękować za to co dla mnie zrobiłaś. - odezwała się Ana. - Dziękuję, gdyby Liv się dowiedziała o moim kłamstwie i gdyby się ode mnie odwróciła to nie wiem co bym zrobiła.
- Ale powinnaś jej powiedzieć prawdę. - poradziła Nicole. - To w końcu twoja przyjaciółka. Zrozumie. Przecież nie robisz nic złego.
- A tak właściwie dlaczego mi pomogłaś?
- W tej branży należy sobie pomagać. - wyjaśniła Nicole. - Można dużo zarobić ale i można dużo stracić.
- Wiem. - przyznała Ana. - Chciałabym zmienić pracę ale nigdzie indziej nie ma aż tak dobrze płatnej. No, a ja potrzebuję pieniędzy.
- Rozumiem. Ja, jako striptizerka pracuję już trzy lata. Staram się być profesjonalistką i nie zważać na opinię innych. To praca, jak każda inna. Ważne jest to aby się nie zakochać.
- Dlaczego?
- Już nie będziesz mogła tu pracować. Będziesz miała wyrzuty sumienia, niepotrzebne awantury, a samo odejście z tej pracy wcale nie jest takie łatwe. Nasz szef jest w porządku ale tylko do czasu.
  Ana chwilę się zastanowiła nad tym co powiedziała jej Nicole. Dopiero teraz uświadomiła sobie w jakie bagno się wpakowała. Do tej pory myślała, że jej szef jest dość wyrozumiałym i miłym człowiekiem. Teraz zaczęła w to wątpić. Nicole nie chciała jej o niczym więcej wspominać ale być może miała z nim jakieś zatargi. Już więcej na ten temat nie rozmawiały. Ana coraz częściej zaczęła żałować, że podjęła się tej pracy.

***
   Will odprowadził Olivię pod sam dom. Wciąż nie zgadzała się na to aby Will opłacił wszystkie koszty związane z lekarzem. Uważała, że ból zaraz minie, a ona przecież musi pracować i pomagać swojej matce. Maria wcale nie była już taka młoda. Brała tabletki na uspokojenie, które powodowały ospałość i zmęczenie. Olivia nie chciała przyjąć jego pomocy. Nie potrzebowała jałmużny.
- Daj sobie pomóc. - przekonywał Will.
- Nie, idź już sobie i daj mi spokój. - warknęła Olivia.
- Przemyśl to sobie. Nie możesz ze wszystkim radzić sobie sama.
- A właśnie, że mogę.  - odparła Liv. - Nie potrzebuję twojej łaski.
- Przykro mi, że tak to widzisz.
   Olivia zatrzasnęła drzwi i weszła do środka. Gdy wróciła  to Maria już spała. Przy okazji kąpieli Olivia przyjrzała się swojej chorej nodze. Wyraźnie spuchła. Dziewczyna uznała, że dnia jutrzejszego odwiedzi aptekę aby kupić jakąś maść na ból. Nie potrzebowała Willa ani nikogo innego. Umiała sobie ze wszystkim dać radę sama. Przynajmniej tak wtedy myślała.
***
     Następnego dnia Ana postanowiła odwiedzić swoją przyjaciółkę aby jej wszystko wyjaśnić. Jej ojciec był oczywiście jak zwykle pijany. Usnął na kanapie przed telewizorem popijając wino. Jej bracia smacznie spali do późna. Sobota była ich ulubionym dniem tygodnia. W drodze Ana zauważyła Olivię idącą do apteki. Postanowiła za nią poczekać przed budynkiem. Od paru dni zauważyła, że jej przyjaciółka coś mizernie wygląda. Liv kupiła sobie maść na spuchniętą nogę i witaminy poprawiające samopoczucie i jej zdrowie. Farmaceutka była bardzo cierpliwa i z wielką chęcią pokazywała jej wszystkie tanie i skuteczne specyfiki. Gdy wychodziła stamtąd natknęła się na Anę, która widocznie na nią czekała.
- Liv, jak dobrze że cię widzę. - zaczęła Ana.
- Niestety ja nie mogę ci tego samego powiedzieć. - warknęła Olivia.
- Słucham? Coś się stało?
- Nie udawaj niewiniątka. Okłamałaś mnie.
- Ale w jakiej sprawie? - dopytywała się Ana.
- Ty chyba sama wiesz najlepiej. - syknęła Olivia i lekko zakręciło się jej w głowie.
- Dobrze się czujesz?
- Świetnie. - odparła sucho Liv.
  Olivia wcale dobrze się nie czuła. Czuła, że jeśli zaraz nie usiądzie to opadnie z sił. Nogi odmawiały jej posłuszeństwa, a przecież tak być nie mogło. Ana pomogła jej usiąść. Liv odetchnęła ale tylko na chwilę. Czuła się bardzo spocona, a ból w nodze promieniował na całe ciało. Ana zauważyła, że jej przyjaciółka cały czas łapie się za nogę. Od razu zdała sobie sprawę, Liv musi jak najszybciej udać się do lekarza.
- Liv, wiem, że jesteś uparta i zawzięta ale przyszedł czas byś w końcu kogoś posłuchała. Idziemy do lekarza. Nie ma czasu do stracenia.
- Ale ja nie mogę… - wzdychała. - Przecież wiesz…
- Zapłacę za wszystko. - odparła Ana. - Nic się nie martw.
  Olivia nie miała siły aby protestować. Zastanawiała się tylko skąd Ana ma tyle pieniędzy. To było bardzo zastanawiające. Przecież od lat wychowywały się tej samej biednej dzielnicy. Dziwiło ją zachowanie Any ale z drugiej strony była jej bardzo wdzięczna. Co nie zmieniało faktu, że ją okłamała i musi jej to wszystko jakoś wyjaśnić.

***
No i jest nowy rozdział. Nic w sumie nie wnosi oprócz tego, że Olivia ma poważny problem ze zdrowiem. Jak myślecie czy dobrze zrobiła odwlekając pójście do lekarza? Jakie będą tego skutki? Czy Ana wyjawi swój sekret? I czy Nicole jest tak naprawdę szczera czy niezupełnie?
Nicole jest póki co postacią epizodyczną, wyobraziłam sobie ja jako Megan Fox. W zakładce Bohaterowie wstawiłam jej zdjęcie. ;) Życzę wam miłego wypoczynku. Do zobaczenia za tydzień ale i wcześniej zalezy jak będziecie komentować. 

Zapraszam do czytania i komentowania.
Przepraszam za błedy. 

Mia