wtorek, 12 sierpnia 2014

10. Rozwiązana zagadka i łzy

   Po upływie kilku dni Olivia czuła się już o wiele lepiej i zdecydowała się, że pomoże Marii w pracy. Przecież cały czas nie mogła bezczynnie siedzieć w domu i nic nie robić. To ją wykańczało. Uparła się że pojedzie do domu państwa Richards i trochę poszpera w ich prywatnych papierach. Nie mówiła Marii o swoich podejrzeniach, że to właśnie Will Richards może być jej synem. Nie chciała jej martwić. Drzwi otworzyła jej Lilly. Tym razem była o wiele milsza niż za pierwszym razem.
- Olivia, w takim stanie nie powinnaś przychodzić do pracy. - odparła Lilly.
- Już się dobrze czuję. - odezwała się Olivia. - Dam sobie radę.
  Dziewczyna starała się być bardzo ostrożna. W gabinecie państwa Richards chciała spędzić trochę więcej czasu. Gdy się upewniła, że Lilly uczy się w swoim pokoju zajrzała do jednej z szuflad. Nic ciekawego się w niej nie znajdowało. Same rachunki, paragony, niespłacone kredyty…
- A to co? - szepnęła Olivia.
  Dziewczyna znalazła teczkę na której wielkim literami było napisane: ADOPCJA. Powoli ją otworzyła i zaczęła czytać.

Dokumenty adopcyjne
Imie: Willow - Will
Nazwisko: Gahan- Richards
Płeć:       Mężczyzna
Kolor oczu: Niebieskie
Kolor włosów: Czarne
Cechy charakterystyczne: Mały pieprzyk nad lewym uchem
Dane biologicznej matki: Nieznane
Dane biologicznego ojca: Nieznane
Powód adopcji: Ciężka sytuacja materialna samotnej matki, która nie ma rodziny, przyjaciół ani nawet własnego mieszkania. Państwo Richards zapewnią Willowi bezpieczeństwo materialne, schronienie i miłość. Nie mogą mieć swoich dzieci. Adoptowane dzieci powinny poznać prawdę o tym skąd pochodzą. Mają do tego absolutne prawo…

- O mój Boże… - westchnęła cicho Olivia.
- Olivio, co porabiasz? - usłyszała głos Lilly i szybko schowała papiery.
  Zdenerwowana Olivia udawała, że namiętnie sprząta aby uniknąć pytań ze strony Lilly. Gdy Lilly weszła do gabinetu Olivia omal nie zemdlała z wrażenia. Skoro państwo Richards nie mogą mieć dzieci to ona także była adoptowana i nawet się tego nie domyślała. Wszystko wskazywało na to, że to Will był zagubionym synem Marii. To by wyjaśniało dlaczego mimo, że byli sobie obcy to cały czas rozumieli się bez słów. Maria cały czas go broniła, a Will cały czas chciał jej pomagał ponieważ to była jego matka.
- Wszystko ok.? - zapytała Lilly.
- Tak, ja tylko… - i nagle urwała. - Po prostu jakoś zakręciło mi się głowie.
- Przyniosę ci wody. - zaproponowała Lilly.
  Chwilę później dziewczyna przyniosła Liv wodę. Olivia starała się nie patrzeć dziewczynie w oczy. Nie umiała kłamać. Chciała jak najprędzej wykonać swoje obowiązki i stamtąd wyjść. Jej nerwy były kompletnie rozstrojone. Nie wiedziała jak ma się zachować w takiej sytuacji. Wyjawienie całej prawdy wiąże się z dużym ryzykiem. Nie chciała nikomu niszczyć życia. Z drugiej strony to Maria ją wychowała i to jej była coś winna. Szybko uporała się z porządkami oraz z przygotowaniem obiadu.
- Nigdy się nie zastanawiałaś nad zmianą branży w której pracujesz? - zapytała nagle Lilly.
- Nie jestem odpowiednio wykształcona, ledwo zdałam szkołę średnią. Nie mam czasu na studia ani na inne takie duperele. - odparła Olivia.
- A modeling?
- Nie jestem typem anorektyczki, poza tym to zajęcie wymaga dużo pracy nad sobą i nad własnym ciałem. Jedynie w czym jestem dobra to w gotowaniu. Kiedyś moja restauracja będzie znana na całym świecie, a ja będę odkrywała coraz to nowe połączenia smakowe. - powiedziała Liv i lekko się do niej uśmiechnęła.
- Hm, najlepiej robić to co się kocha. - podsumowała dziewczyna.
  Lilly była jeszcze bardzo młoda, nie wybrała jeszcze drogi, którą chciałaby dążyć. Miała wiele marzeń. Nikt z rodziny ani przyjaciół nie domyślał się, że Lilly prowadziła blog przypominający pamiętnik Tylko tam mogła się komuś wyżalić i wyznać swoje najgłębsze uczucia. Pisała o swoim życiu, rodzinie, zwłaszcza o Willu i jego nowej dziewczynie Mandy, coraz częściej o Mike’u w którym się potajemnie podkochiwała. Nawet wspominała o Olivii, którą z miejsca polubiła.
  Liv wyszła z rezydencji państwa Richards około godziny trzynastej. Szła powoli. Musiała przemyśleć parę spraw. Nie mogła postępować pochopnie. Prędzej czy później prawda wyszłaby na jaw. Ostatnio ona i Will mieli ciężkie chwile. Nie potrafili się w żaden sposób porozumieć. Teraz jednak bardzo mu współczuła. Od tylu lat był okłamywany przez własnych rodziców. Olivia nie umiała sobie tego wyobrazić bo przecież nigdy nie poznała swoich biologicznych rodziców. Nawet ich nie próbowała szukać. To przez nich pół swojego życia spędziła w domu dziecka, modląc się o jakiś znak z ich strony. Teraz nie chciała ich znać. W tym momencie nie była najważniejsze. Musiała wyznać prawdę Marii i Willowi. W tym momencie to oni byli dla niej najważniejsi. Szła powoli ciesząc się piękną pogodą i wspaniałymi widokami. Rozluźniona nie spodziewała się tego co miała za chwilę nastąpić. Uśmiechnięta chciała jak najszybciej dotrzeć do domu i o wszystkim opowiedzieć swojej matce. Okazało się, że w mieszkaniu nikogo nie było. Maria zostawiła drzwi otwarte. Coś było nie tak. Zaniepokojona Olivia wybiegła z kamienicy i nerwowo zaczęła wypytywać wszystkich sąsiadów czy nie widzieli Marii. Olivia nie umiała zapanować nad swoimi emocjami. Maria zazwyczaj nigdzie nie wychodziła. Gdy miała dzień wolny od pracy to odpoczywała na swoim łóżku. Najczęściej czytała książkę albo gotowała.  Liv biegła dalej nie zważając na ból, który wciąż jej dokuczał. Nagle usłyszała krzyki. Odwróciła głowę i podeszła do przerażonego tłumu. Gdy podeszła bliżej zobaczyła leżącą na ziemi Marię. Została postrzelona prosto w klatkę piersiową. Znalazła się tam w nieodpowiednim miejscu i w nieodpowiednim czasie. Z więzienia uciekł bardzo niebezpieczny kryminalista. Nazywali go Anakonda. Miał on w zwyczaju kraść, oszukiwać i mordować. Tym razem padło na Marię, która po prostu stanęła mu na drodze. Bo zazwyczaj Straciła bardzo dużo krwi. Była przytomna ale już powoli traciła wszystkie witalne siły.
 - Maria! - wykrzyknęła Olivia. - Co się stało?!
- Liv, córeczko jesteś… - westchnęła cicho Maria. - Bóg mnie wysłuchał. Odnalazłaś mnie. Chciałam się z tobą pożegnać.
- Mamo, proszę…
  Karetka miała przyjechać za jakieś pięć minut ale wciąż się spóźniała. Liv nie rozumiała dlaczego takie rzeczy przytrafiają się takim dobrym osobom jak Maria. Przez cały czas trzymała ją za rękę.
- Dziękuję, że tu jesteś. - powiedziała cicho Maria.
  Straciła przytomność.
- Nie umieraj, proszę! - wykrzykiwała Olivia. - Mam ci tyle do opowiedzenia….
  Ratownicy medyczni przyjechali bardzo spóźnieni. Położyli Marię na nosze i wraz z Olivią udali się do miejscowego szpitala. Liczyła się każda sekunda. Ciśnienie Marii wciąż spadało, a Liv obawiała się, że jeśli Maria umrze to nigdy nie pozna swojego prawdziwego syna. To było jej wielkie marzenie. Musiała coś z tym zrobić. Gdy dotarli na miejsce Maria od razu została przetransportowana na stół operacyjny. Olivia musiała się jakoś skontaktować z Willem. Tylko jak? Nie znała jego numeru komórkowego ani nawet domowego. Nie wiedziała gdzie mieszka ani czy jej uwierzy bez żadnych konkretnych dowodów. Co w takiej sytuacji zrobiłaby Maria? Liv nie chciała opuszczać Marii, ale wiedziała, że operacja będzie trwała około dziesięciu godzin. Dlatego szybko pobiegła do domu. Zabrała ze sobą plecak, w którym schowała ręczniki, ubrania i trochę jedzenia dla Marii. Sama niewiele jadła dlatego trochę kręciło jej się głowie. Wszystko robiła w biegu. Następnie wyciągnęła z domu swój rower i pojechała do domu państwa Richards. Miała w nosie zalecenia lekarza, który zabronił jej jazdy na rowerze w obandażowanej nodze. Miała milion myśli na minutę. Co jedna była gorsza. Bała się, że nie zdąży. Gdy tego nie zrobiła zapewne żałowałaby do końca życia. Zapukała do drzwi. Otworzyła jej zszokowana Lilly.
- Co tu robisz? - zapytała Lilly nie wiedząc jak się zachować.
- Gdzie jest Will? - zapytała zdyszana Liv.
- No chyba u siebie, a czemu pytasz…?
- Gdzie dokładnie? Jaki jest dokładny adres?
- Eee… Windsor Hall 28 - odparła Lilly.
- Dobrze, dzięki.
   I już jej nie było. Nie chciała się zagłębiać z Lilly w dłuższe rozmowy. Nie miała na to czasu, a poza tym bała się, że prze uwagę wyjawi jej całą prawdę. To Will albo  rodzice powinni jej powiedzieć całą prawdą. Nie ona. Przez dłuższy czas zastanawiała się nad tym gdzie znajdowała się ulica, na której mieszkał Will. Miała łzy w oczach. Gdy dotarła na miejsce musiała głęboko odetchnąć aby się nie popłakać. Tym razem zadzwoniła dzwonkiem aby jakoś przygotować się psychicznie na to co miało nadejść.
Drzwi otworzyła jej Mandy, która była tylko w szlafroku.
- Olivia, a co ty tutaj robisz? - zapytała zaskoczona Mandy.
- Cześć, jest Will? - zapytała cicho Liv.
- Kochanie! - wykrzyknęła Mandy. - Ktoś do ciebie.
  W drzwiach pojawił się Will, który miał tylko na sobie ręcznik oplatający dolne partie ciała. Oczywiste było to, że tych dwoje właśnie brało razem kąpiel.
- Liv, ale co ty tu, jak…? - pytał zdenerwowany Will. - Coś się stało?
- Muszę z tobą porozmawiać na osobności. Musisz gdzieś ze mną jechać… - odparła Olivia. - To ważne.
 Bała się, że jej odmówi.
- No dobrze. Skoro to takie ważne. - westchnął z rezygnowanie patrząc na niezadowoloną Mandy.  - Ubiorę się i możemy jechać. Poczekasz?
 Liv tylko pokiwała głową na znak, że się zgadza. Postanowiła poczekać na dworze. Mandy wyglądała na bardzo niezadowoloną. Nie chciała jej wchodzić w żaden sposób w drogę. Parę minut później zdenerwowany Will wyszedł trzaskając drzwiami zostawiając Mandy samą.
- Przepraszam że wam przeszkodziłam. - westchnęła Olivia. - To naprawdę sprawa życia i śmierci. Musimy pojechać jak najszybciej do szpitala.
- Do szpitala? - zapytał zdezorientowany mężczyzna.
- W drodze ci wszystko opowiem.
  Will odstawił rower Olivii do garażu. Dziewczyna nie oponowała kiedy zaproponował podróż własnym samochodem. Był jeszcze trochę skołowany jej obecnością. Nie sądził, że jeszcze kiedyś ją zobaczy. No i, że to ona do niego przyjdzie. Zauważył, że z trudem powstrzymała łzy.
- No to teraz opowiadaj. - zachęcił ją Will
- Maria została postrzelona w klatkę piersiową. Jest ciężko ranna. - powiedziała cicho Liv.
- Bardzo mi przykro. - westchnął mężczyzna.
Naprawdę bardzo mu było przykro. Polubił Marię. Miał wrażenie jakby znał ją już wcześniej.
- Pewnie zastanawiasz się dlaczego ci to wszystko mówię. - powiedziała powoli Olivia. - Otóż jest jeden bardzo ważny powód. Maria to twoja biologiczna matka. Państwo Richards nie są twoimi prawdziwymi rodzicami. Adoptowali cię gdy byłeś niemowlęciem.
- Chyba ci się coś pomyliło. - odparł nagle Will. - To jest niemożliwe! Zapewne chodzi wam o to aby wyłudzić ode mnie i od mojej rodziny pieniądze.
  Wyglądał na spiętego. Czegoś od początku się domyślał ale nie chciał się do tego przyznać.
- Możesz mi nie wierzyć. Nie mam przy sobie żadnych konkretnych dowodów. Zapytaj swoich rodziców. Od razu rozpoznasz czy kłamią czy mówią prawdę.
- Skąd to wszystko wiesz?
- Gdy sprzątałam gabinet w domu twoich rodziców, otworzyłam jedną z szuflad. W jednej z nich znajdowała się teczka z napisem ADOPCJA. Otworzyłam bo byłam bardzo ciekawa o co w tym wszystkim chodzi. Wszystko się wyjaśniło. To ty jesteś synem Marii. Dlatego chciałabym abyś się z nią chociaż pożegnał. Z nią jest bardzo źle.
- Jestem twoim bratem? - zapytał nagle.
- Nie w tym sensie. - odparła Liv. - Maria nie jest moją biologiczną matką. Pół życia spędziłam w domu dziecka.
 - To nie może być prawda… - wzdychał.
  Gdy dotarli na miejsce, Will siedział skulony na miejscu kierowcy i nie miał zamiaru się stamtąd ruszać. Czuł się przytłoczony rewelacjami, które właśnie usłyszał.
- Idziesz ze mną? - zapytała Olivia.
- Nie wiem…
  Liv delikatnie poklepała Willa po plecach. Przeszył go delikatny dreszcz.
- Przyjdziesz jak będziesz na to gotowy. - westchnęła dziewczyna i wysiadła z samochodu. - Oby nie było za późno.  
   Olivia weszła do szpitala w nadziei, że stan Marii diametralnie się poprawił. Niestety kula ugrzęzła zbyt głęboko. Lekarze robili co w ich mocy aby ją odratować. Liv obawiała się najgorszego. Skulona siedziała na korytarzu i czekała na jakieś wieści. Gdy podszedł do niej lekarz poczuła, że zaraz wybuchnie niekontrolowanym płaczem.
- Robiliśmy co w naszej mocy… - odezwał się.
- Czy ona…? - załamał jej się głos.
- Nie, ale jej stan jest bardzo ciężki. W tej chwili nie możemy nic więcej powiedzieć. Musimy czekać.
- Czy mogę ją zobaczyć?
- Tak, ale tylko parę minut. Jest bardzo słaba.
  Olivia weszła do sali, w której leżała Maria. Kobieta wyglądała jakby właśnie zasnęła, a przecież przez te kilka godzin walczyła o swoje życie. Olivia jej się przypatrywała i ją delikatnie złapała za rękę. Po jej policzkach popłynęły pojedyncze łzy. Starała się nie załamywać ale dobrze wiedziała, że stan Marii był naprawdę bardzo poważny. Siedziała na łóżku i prosiła Boga aby nie odbierał jej najbliższej osoby jaką ma. Poczuła delikatnie mrowienie na karku. Ktoś ścisnął ją za rękę. Odwróciła się. Za jej plecami stał Will.
- Wszystko będzie dobrze. - zapewniał. - Wyjdzie z tego.
- Przyszedłeś. - westchnęła Olivia.
Nagle Liv poczuła, że Maria ścisnęła ją za rękę.
- Maria? - zapytała Olivia. - Słyszysz nas?
 Kobieta poruszyła się i powoli otworzyła oczy.
- Taak. - odparła chrapliwie.
-  Mamusiu, tak się bałam… - odparła Olivia.
- Niepotrzebnie. - powiedziała Maria. - Przyszedł i na mnie czas.
- Co ty mówisz?
- Ja umieram, córeczko. - westchnęła cicho Maria.
- Ale obudziłaś się, nie możesz, nie…
  Will objął ją delikatnie aby dodać jej otuchy.
- Will? - odezwała się Maria.
- Mamo, to twój syn. - oznajmiła Olivia.
- Mój syn? - zapytała niedowierzająco, a w oczach pojawiły się łzy. - Tak bardzo się cieszę, że zdążyłam cię poznać. Wiem, że mnie nienawidzisz ponieważ nie zachowałam się tak jak powinna prawdziwa matka. Wiedz, że miałam ku temu swoje powody. Przepraszam…
  I nagle straciła przytomność. Wszystkie maszyny do których została podłączona zaczęły wariować. Will zaczął wołać o pomoc. Lekarz i pielęgniarki przybiegli tak szybko jak się dało. Reanimowali ją przez czterdzieści minut. Zrozpaczona Olivia przez cały przytulała się do zdezorientowanego Willa, który wciąż nie mógł uwierzyć że został adoptowany. To było jak zły sen, z którego nie można się zbudzić.
Maria zmarła dokładnie o dwudziestej czterdzieści dwie. Olivia będzie ją wspominać jako najlepszą matkę na całym świecie. Nikt nie okazał jej tyle dobroci co  ona. Miała swoje problemy ale kto ich nie miał. Teraz czuła, że została kompletnie sama. Nie miała nawet z kim o tym wszystkim porozmawiać. Will zaoferował, że odwiezie ją pod samą kamienicę. Milczeli. Tak było lepiej.
- Liv, dziękuję. - odparł Will.
- Za co? - zapytała zaskoczona Olivia.
- Dzięki tobie mogłem poznać swoją biologiczną matkę. - wyjaśnił Will. - Wciąż nie mogę w to wszystko uwierzyć. Mam mętlik w głowie. Muszę to wszystko wyjaśnić z rodzicami i jakoś się z tym wszystkim uporać.
- Nie ma za co. - odparła Olivia. - Maria bardzo marzyła o tym aby cię poznać. Muszę ci trochę o niej poopowiadać. Była naprawdę wspaniałą osobą.
  Will ją objął i przytulił aby jakoś ją wesprzeć w tak trudnej sytuacji.
- Liv, mogę z tobą dzisiaj spać? - zapytał Will.
- Słucham?

***
Wiem, że rozdział jest trochę smutny i właściwie mi też sie chciało płakać jak go pisałam ale jak mus to mus. To nie koniec zagadek. Anakonda to kolejna nowa postać. Niedługo pojawi się na dłużej w naszym opowiadaniu. Zapraszam do czytania i komentowania. Każdy komentarz jest na wagę złota. 
Przepraszam za błędy. 
Mia

6 komentarzy:

  1. O Boże, nie mogę uwierzyć, że zabiłaś Marie! Gdyby nie to, że siedzę z rodzicami w pokoju, pewnie zaczęłabym płakałać, chociaż i tak pojawiły się w oczach łezki.
    Śmierć Marii zbliżyła do siebie Olivie i Willa. Końcówka mi się spodobała - mam nadzieję, że Liv się zgodzi. :) Pewnie teraz będzie jej bardzo trudno... Współczuję jej.
    Will dowiedział się prawdy, wreszcie! Przynajmniej udało mu się ją poznać przed śmiercią...
    Rozdział cudowny, czekam na kolejny. :)
    Pozdrawiam, M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej, no ale jak to tak?
    Jak mogłaś?
    Jestem w szoku i nie wiem, co mam ci powiedzieć.
    Rozdział smutny, ale bardzo dobry.;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jej, siedzę i płaczę :(
    Bardzo mnie wzruszyłaś tym rozdziałem. Maria była taką cudowną postacią, która zawsze kojarzyła mi się z rodziną, ciepłem, miłością. Takim ideałem rodzinnego piękna. Po przeczytaniu ostatnich rozdziałów miałam nadzieję, że jeszcze pogodzi się z Kevinem, będą razem, szczęśliwi. Bo każdy zasługuje na szczęście. A już szczególnie ta kobieta. Serce mi się ściska na myśl o tym, co musiała przeżyć i co zrobiła w swoim życiu dla innych. Ile osób, które nie miało pieniędzy nawet tyle, żeby z nich wyżyć, przyjęłoby pod swój dach małą dziewczynkę, która uciekła z domu dziecka??
    Mam nadzieję, że tej całej Anakondzie nie ujdzie to płazem.
    Jedyne, co mnie cieszy, to, że Maria przynajmniej poznała swojego syna. No i oczywiście, że Will poznał prawdę o swoim pochodzeniu.
    Chyba nikomu nie będzie łatwo w przyszłych rozdziałach.
    Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy i życzę weny ;*
    Ściskam ;*
    e_schonheit ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Szklanki w oczach, niespodziewałam się tego.
    Mam nadzieję, że teraz Olivia i Will będą się zbliżać do siebie jeszcze bardziej, wspólna tragedia ich połączy. Patrząc dodatkowo na ostatni dialog to bardzo ich może połączyć... :D
    Czekam na kolejny. :)
    +nowy rozdział u mnie.

    OdpowiedzUsuń
  5. nadgoniłam w końcu ;) Ten rozdział zdecydowanie najlepszy, bardzo emocjonalny, faktycznie ruszyła mnie śmierć Marii szczególnie jej pożegnanie w szpitalu. Znalazłam kilka błędów, ale nie jakoś bardzo rażących, powód adopcji wydaje mi się trochę zbyt mało formalny. Akcja ciekawie się rozwija, zaskakujesz. Nie sadziłam, że zabijesz Marię, albo że Will znajdzie inną dziewczynę. Czekam na wielkie zerwanie i następny rozdział
    Pozdrawiam Syntia ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Lily się podkochuje w mike'u, a on zarywa do Any :c. Trzymam kciuki, aby Olivia założyła swoją własną restauracje :). Właśnie tak myślałam. Od samego początku przypuszczałam, że Will może być synem Marii. Tylko co się stanie, gdy ona się o tym dowie?
    Nie spodziewałam się tego! wszystkiego, ale nie to, że Maria pożegna się z tym światem... Na nic takiego się nie zanosiło...
    Dobrze, że Liv znalazła willa tylko współczuje jej, że musiała tjechać rowerem taki kawał z chorą nogą ;/. Nazwa anakonda mnie rozwaliła :D.
    Po co Will chce spać z Liv?! :D
    Amy ;)

    OdpowiedzUsuń