- Max, a co ty tutaj robisz? - zapytała Liv. - Myślałam, że wróciłeś do Londynu.
- Miałem kilka spraw do załatwienia. Poza tym dowiedziałem się czyje ciało zostało znalezione przez Anę. Pomyślałem, że może to cię zainteresować. - wyjaśnił mężczyzna.
- A to ktoś kogo znam?
- Ten człowiek zabił Marię De Luna. Od Mike'a dowiedziałem się to ona cię wychowała i dała ci schronienie.
- Poniósł konsekwencje swojego wcześniejszego zachowania. Został ukarany za wszystko co zrobił. Bóg bardzo łatwo wybacza ale ja nie potrafię. Maria była jeszcze taka młoda. - westchnęła Liv.
Po jej policzkach spłynęło kilka pojedynczych łez. Próbowała zakryć przed Max'em swoje prawdziwe uczucia. Delikatnie ją objął. Obiecał Anie, że będzie opiekował się Olivią. Zamierzał dotrzymać tej obietnicy.
- Gdzie się wybierałaś? - zapytał.
- Na cmentarz. Chcesz iść ze mną? - zaproponowała Liv.
- No pewnie. - odparł Max. - Właściwie to nawet nie wiem gdzie to jest. Rzadko bywam w Denver.
Szli powoli. Przez całą drogą rozmawiali i cieszyli się swoim towarzystwem.
- Cieszę się, że Cię poznałam. - stwierdziła.
Gdy dotarli na cmentarz zapanowała cisza. Liv zapaliła znicz oraz włożyła kwiaty do wazonu. Pomodliła się. Ostatnio nie chodziła do kościoła i rzadko się modliła. Miała wyrzuty sumienia. Musiała to zmienić.
- A ty kiedy wracasz do Londynu? - zapytała Olivia.
- Za kilka dni. - odpowiedział wymijająco.
Tak naprawdę nie wybierał się do Londynu. Ana wyjechała do Polski, do Krakowa. Tam miała być bezpieczna. Chciał się nią zaopiekować dlatego zaoferował jej swoją pomoc. Ana nie znała języka polskiego, kultury ani tradycji tam panujących. Od teraz nazywała się Melisa Whitman. Przyjechała z wymiany międzynarodowej. Wcześniej mieszkała we Francji. Swoje długie brązowe włosy ścięła do ramion. Pofarbowała je na bordowy kolor. Zmieniła swój styl ubierania, a w w dodatku jej makijaż zmieniła na bardziej stonowany. Powoli uczyła się języka polskiego ale to wcale nie było łatwe. To był bardzo trudny język. Była studentką pierwszego roku. Wybrała Akademię Sztuk Pięknych ponieważ bardzo podziwiała ludzi z pasją. Sama taka chciała kiedyś być. Max miał do niej przyjeżdżać kilka razy w tygodniu. Jego obecność bardzo jej pomagała. Dzięki niemu miała w pewnym sensie kontakt z Olivią i ze swoją rodziną. Bardzo za nimi tęskniła.
W tym samym czasie Mandy wybierała sukienkę ślubną. Niestety nie miała nikogo kto by jej pomógł doradzić. Dopiero teraz zdała sobie sprawę jak wiele poświęciła dla tego związku z Willem. Poświęciła wszystko. Jeśli mimo wszystko on się wycofa to ona mu tego nigdy nie wybaczy. Czasem zastanawiała się czy dobrze robi. Czy on ją kocha? Nigdy jej tego nie powiedział. Miała wrażenie, że oprócz przyjaźni między nimi już nic nie ma. W końcu dostała to czego chciała ale czemu nie potrafiła się z tego cieszyć? Ten wieczór spędzali we dwoje. Oglądali komedię i w między czasie Will ją całował i obejmował.
- Mam pytanie. - wyszeptała Mandy.
- Hm? - odparł znudzony Will.
- Czy ty mnie chociaż trochę kochasz?
- Skąd takie pytanie? Gdybym cię nie kochał to bym ci się nie oświadczył...
- Odpowiedz na moje pytanie. To dla mnie ważne. Nie chcę zostać porzucona w dzień ślubu.
- Mandy, oczywiście że cię kocham.
Will starał nie patrzeć się w jej oczy. Ona była nieugięta. Poczuł, że coś się w niej zmieniło. Czyżby miała wątpliwości?
- Poświęciłam dla ciebie wszystko. - westchnęła. - Zrobiłam wszystko abyśmy mogli być razem. Gdy mi się oświadczyłeś byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie. Spełniło się moje największe marzenie. Teraz zrozumiałam, że to co nas łączy to nie miłość tylko przywiązanie i przyjaźń.
- To znaczy, że...?
- Odwołuję ślub. Zasługuję na kogoś kto mnie szczerze pokocha. - oznajmiła Mandy.
Will nie mógł uwierzyć w to co właśnie usłyszał. Mandy właśnie się z nim rozstała. Odwołała ślub. Był wolny. Mandy wyciągnęła walizkę i zaczęła się pakować. Miała nadzieję, że Will ją jakoś powstrzyma. Ona go kochała ale w głębi serca czuła, że on nie odwzajemnia jej uczuć. Wolała być sama niż z kimś kto jej nie docenia. Już bardzo dawno temu powinna to zrobić.
- Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. - odezwał się cicho Will.
- Na zawsze. - westchnęła i go przytuliła.
Gdy odchodziła czuła, że postępuje dobrze. Rozstanie z ukochanym było dla niej bardzo trudne. Jednak wiedziała, że pewnego dnia on jej za to podziękuje. Miała nadzieję, że i ona zapomni i się ponownie zakocha. I tym razem z wzajemnością.
Wieczorem Max odjechał, a Liv właśnie miała zamiar położyć się do łóżka. Gdy usłyszała głośny dzwonek do drzwi to mocno się przeraziła i aż podskoczyła. Otworzyła drzwi. W progu stał Kevin i ku jej zaskoczeniu także Will. Obydwoje nic nie wiedzieli o swoim pokręconym pokrewieństwie. Mieli bardzo poważne miny. Postanowiła, że zasługują na to aby się chociaż poznać. Była im to winna.
- Kevin, poznaj to Will, twój syn. - odparła Olivia.
Will zamarł. Przyszedł do Liv ponieważ chciał wyznać jej swoje prawdziwe uczucia. Nie sądził, że spotka tu swojego biologicznego ojca. Popatrzyli po sobie. Panowała niezręczna cisza.
- Wejdźcie. - usłyszeli. - Chyba powinniście szczerze ze sobą porozmawiać.
Kevin niepewnie usiadł na krześle. Ręce mu się pociły ze zdenerwowania. Miał złe przeczucia.
- Synu... - zaczął Kevin. rego
- Po prostu Will. Syn to bardzo nietrafne słowo. - warknął.
- Will, wiem co sobie o mnie myślisz. I masz prawo tak sądzić. W stosunku do ciebie i Marii zachowałem się bardzo podle. Wróciłem po latach aby to wszystko naprawić ale nie zdążyłem.
- Dlaczego nas zostawiłeś?
- Nie wiem. - westchnął Kevin. - Byłem głupi.Teraz tego bardzo żałuje. Bardzo kochałem Marię i wciąż ją kocham. Czy kiedykolwiek mi wybaczysz?
Will milczał. Dla niego to było zbyt wiele wrażeń jak na jeden dzień.
- Nie sądzę. - wyszeptał Will.
Kevin zwiesił głowę, jego oczy byłe pełne bólu, nawet nie patrząc na swojego syna wyszedł z mieszkania głośno trzaskając drzwiami. Przegrał życie. Tak mógłby je podsumować w dwóch prostych słowach. Nic nie boli bardziej jak odrzucenie.
Olivia próbowała pocieszyć Willa. Niestety on zachowywał się w bardzo niestosowny sposób. Próbował ją pocałować, a gdy się odsuwała rzucił ją na łóżko i zaczął ją powoli rozbierać. Jej bliskość dawała mu więcej niż wszyscy inni.
- Co ty robisz?! - wykrzykiwała. - Masz natychmiast przestać!
- Nie. - powiedział stanowczo. - Nie tym razem.
- Jesteś zaręczony!
- Tak, z tobą. - odparł i pocałował ją w czubek nosa.
- Z Mandy! Nie pamiętasz już?!
- Ja i Mandy to już prehistoria, kochanie. Tak strasznie za tobą tęskniłem. - westchnął.
- Jak to? - zapytała zaskoczona Olivia.
- Szaleję za tobą i czy chcesz czy nie. Dzisiaj będziesz moja.
***
Rozdział trochę słodki ale w końcu coś dobrego musi się dziać w tym opowiadaniu haha, Zbliżamy się do końca, kilka watków zostanie pozamykanych, epilog i koniec. Zapraszam do czytania i komentowania. Bo już niedługo koniec. Mam plan co do pożegnalnego Dramione ale nie wiem jak to z weną będzie. Różnie bywa, ja same wiecie. Nie zawsze jest kolorowo.
Przepraszam za błędy.
Mia